04.03.2021
Status archiwalnego bloga - siedemdziesiąt cztery rozdziały.

środa, 22 maja 2013

156. To nie jest historia godna opowiadania

Kelly:

    Wolnym krokiem, ściskając w dłoniach dwa parujące kubki, weszłam do salonu, gdzie Neil nerwowym ruchem rzucił telefon na kanapę. Drżąca dłonią przetarł zaczerwienioną twarz, wziął głęboki oddech i oparł się o ozdobną poduszkę, zaciskając mocno powieki.
Nie mówiąc ani słowa, zbliżyłam się do niego i mimo później godziny, podałam mu świeżo zaparzoną kawę. Przejął zielony kubek, a ja usiadłam tuż obok niego, dmuchając na gorącą herbatę.
- Chce, żebym się z nim spotkał - rzucił po dłuższej chwili milczenia i zaraz potem wziął pierwszy łyk swojego napoju.
- Z ojcem?
- Tak.
- Zgodziłeś się?
- Oczywiście, że nie.
- Ale dlaczego? - zapytałam, patrząc mu prosto w oczy, w których malowały się strach, wściekłość i zmęczenie.
- Jeszcze się pytasz? Nie interesował się mną całe życie, więc nie rozumiem, dlaczego ja mam teraz rzucać wszystko i się z nim spotykać.
- Neil, ja rozumiem, że jesteś na niego zły, masz do niego żal, ale to twój ojciec, powinieneś się z nim spotkać, porozmawiać, pozwolić mu to wyjaśnić. - Odstawiłam parujące naczynie i położyłam dłoń na wciąż dygoczącym nadgarstku Stevensa. Znam go osiem lat, ale po raz pierwszy widzę w takim stanie. Roztrzęsiony, targany silnymi emocjami przypomina bardziej bezbronne dziecko niż pewnego siebie, rozrywkowego mężczyznę.
- Ale ja nie chcę słuchać jego wyjaśnień, rozumiesz? Nie potrzebuję ich.
- Ale może on czuje potrzebę wytłumaczenia się, na pewno ją czuje, inaczej by tu nie przyjechał i nie chciałby się z tobą spotkać. Mimo wszystko jest twoim ojcem, kocha cię.
- Kocha mnie? Kelly, czy ty się w ogóle słyszysz? - Neil spojrzał na mnie jak na wariatkę i podobnie jak ja chwilę wcześniej, odstawił swój kubek na stolik. - Przecież on mnie niedawno widział pierwszy raz na oczy, przez pierdolone trzydzieści lat ani razu się mną nie zainteresował, nic o mnie nie wie, więc niby jak może mnie kochać, co?!
- Nie musisz na mnie krzyczeć - odpowiedziałam zaskoczona jego nagłym uniesieniem.
- To nie gadaj takich głupot. Nie można kochać kogoś, kogo nawet się nie zna, o kim się kompletnie nic nie wie. To tak jakby oczekiwać od faceta, który oddał swoje nasienie do banku spermy, że będzie żywił jakieś głębsze uczucia do dziecka, które zrobiła sobie jego plemnikami obca kobieta.
- Ale przecież twoja mama nie jest dla niego obcą kobietą.
- Ale ja jestem obcym facetem. Łączą nas wyłącznie pieprzone geny, nic poza tym. To wcale nie zobowiązuje do miłości, wiem coś o tym.
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Mam na myśli dzieciaka, którego machnąłem tej małolacie. Myślisz, że go kocham? Nie. Ani trochę. Nawet o nim nie myślę, interesuje mnie tak samo, jak śnieg, który padał w zeszłym roku w Nowym Jorku. Nie czuję względem niego nic, czemu można byłoby nadać miano uczucia wyższego, to kompletnie obcy dzieciak. Boże, Kelly, ja nawet nie pamiętam, jak on ma na imię. - Zaśmiał się drwiąco i przycisnął tył głowy do pomalowanej na bordowo ściany.
- Liam.
- No tak, Liam. - Stevens zagryzł mocno wewnętrzną stronę policzka, a ja spojrzałam na niego bezradnie. On faktycznie nie jest najlepszym ojcem, szczególnie dla małego Liama, ale nie sądzę, by Richard był tym samym typem. Fakt, nie kontaktował się z nim przez całe jego życie, ale mimo wszystko sprawia wrażenie dobrego człowieka, któremu naprawdę zależy na tym, by odbudować relacje ze swoim dzieckiem. Przyjrzałam mu się dosyć uważnie, dobrze mu patrzyło z oczu, wyczułam w nim pokłady ciepła, a trochę się na ludziach znam. Z racji swojego zawodu, przyglądam im się znacznie wnikliwiej niż inni ludzie, mimowolnie analizuję ich spojrzenia, zachowania, gesty. To wszystko wiele mówi o człowieku, a mowa ciała Richarda Englerta przekazywała światu, że ma dobre zamiary. Czuję to, ba, nawet więcej, ja to wiem, dlatego też zależy mi na tym, by Neil dał mu szansę i pozwolił wszystko wyjaśnić. Podświadomie, świadomie zresztą też, wierzę, że gdy Stevens nawiąże kontakt ze swoim ojcem, zbliży się do niego, pozna prawdziwe znaczenie relacji ojciec - syn, będzie lepszym tatą dla naszego dziecka. Wierzę, mam ogromną nadzieję na to, że to rozbudzi w nim instynkt rodzicielski, którego póki co, mimo bycia ojcem dwójki dzieci, nie posiada. Mam wrażenie, że dopóki sam nie zazna ojcowskiej miłości, nie będzie potrafił jej dać. Ja wiem, że on bardzo chce spełnić się jako rodzic, ale nie jestem w stu procentach pewna, czy podoła temu wyzwaniu. Liama kompletnie ignoruje, Dominica traktuje bardziej jak kumpla niż syna, dlaczego więc za trzecim razem miałoby się coś zmienić? Tak, obiecał mi, że się postara, ale obiecywał też milion innych rzeczy i słowa nie dotrzymał.
Nie, to nie tak, że mu nie ufam, nie wierzę w niego czy inne takie. Ufam, wierzę, ale chcę mieć dodatkową pewność, chcę, by dał szansę swojemu ojcu, a tym samym sobie.
- Chociaż spróbuj, proszę cię.
- Dlaczego aż tak bardzo ci na tym zależy, co? - Oderwał plecy od oparcia i wbił we mnie swój przenikliwy wzrok.
- Jesteś moim partnerem, kocham cię i chcę, byś był szczęśliwy. 
- Poczekaj, czy twoim zdaniem rozmowa z tym łajdakiem mnie uszczęśliwi? Kpisz sobie ze mnie?! - Jego twarz przyjęła dosyć groźny wyraz, mięśnie zadrżały.
- Nie, Neil, nie kpię, nie uważam też, by sama rozmowa z ojcem zrobiła z ciebie najszczęśliwszego człowieka na świecie, uważam po prostu, że jeśli poznasz powód, dla którego on was zostawił, dla którego się nie odzywał, będzie ci trochę lżej. Pozbędziesz się znacznej części swojego bagażu.
- Gadasz, jak jakaś potłuczona, marna terapeutka - burknął niezbyt uprzejmie i wrócił do poprzedniej pozycji.
- Wiem, ale to dlatego, że mi na tobie zależy, że zależy mi na naszym dziecku, na naszej rodzinie. Po prostu chciałabym, żeby moja córka lub syn miał dwóch dziadków, żeby widział wokół siebie prawdziwe rodzinne relacje, czy to tak dużo? - Spojrzałam na Stevensa z lekkim wyrzutem.
- Boże... - wycedził przez zęby Stevens, łapiąc się za głowę.
- Zrób to dla mnie, dla naszego dziecka, dla nas - rzuciłam już znaczniej spokojniejszym tonem, łapiąc go za dłoń.
- Dlaczego ty mi to robisz, co? Dlaczego stawiasz mnie w takiej sytuacji? Nie widzisz, że to dla mnie za dużo? Że jest mi ciężko?
- Widzę, Neil, ale mi też nie jest lekko. Nie proszę cię o to, byś go pokochał i żebyście byli jak papużki nierozłączki, proszę cię tylko o to, byś z nim porozmawiał, wysłuchał go, dał mu szansę wytłumaczenia się.
Przez dłuższą chwilę nic nie odpowiadał, głęboko oddychał, patrząc tępo w jakiś niewidzialny punkt.
- Muszę się przewietrzyć. Muszę gdzieś wyjść, uspokoić się, ułożyć sobie to wszystko.
- Teraz? - spytałam zaskoczona.
- Tak, teraz.
- Ale już po jedenastej, jest ciemno.
- Nieważne. Muszę po prostu wyjść. - Wstał z miejsca i udał się na korytarz. Poszłam za nim i stanęłam na przejściu do salonu. Nałożył buty, zarzucił czarną skórę na ramiona i wcisnął do kieszeni jasnych jeansów pęk kluczy.
- Za ile wrócisz?
- Nie wiem, Kelly. Ty się połóż, nie czekaj na mnie. Wrócę na pewno, nie martw się.
- Dobrze. - Zrobiłam krok, by go pocałować, jednak ten nacisnął klamkę i wyszedł z mieszkania. Głęboko westchnęłam, przekręciłam włożony do zamka klucz i wyjęłam go, by Neil mógł swobodnie wejść do domu.
Żałuję, że Oksana wyjechała do Ventury, bo bardzo przydałoby mi się teraz towarzystwo. Przez moment pomyślałam o tym, by zadzwonić do Carla, ale uznałam, że jest zbyt późno, by zawracać mu głowę.
Po upewnieniu się, że drzwi są dobrze zamknięte, zdecydowałam się na długą, relaksacyjną kąpiel. Na pewno dobrze mi zrobi, Neilowi też by zrobiła, ale on ma swój własny sposób na problemy. Jestem niemal na sto procent pewna, że będzie dziś pił, ale nie mam mu tego za złe. Znalazł się w naprawdę trudnej sytuacji, należy mu się. 



***



    Z głębokiego snu wyrwał mnie cichy odgłos otwieranych drzwi. Uniosłam leniwie powieki, jednak przez panujące w pokoju ciemności nie byłam w stanie nic zobaczyć. Drzwi się na powrót zamknęły, podłoga skrzypnęła, łóżko poruszyło.
- Neil? - mruknęłam nieco zachrypniętym głosem.
- Tak, to ja.
- Która godzina? - Przewróciłam się z boku na plecy i przetarłam zaspaną twarz dłonią.
- Czwarta - odpowiedział i po zrzuceniu ciuchów, ułożył się w samej bieliźnie pod kołdrą. Nie jest pijany, choć czuć od niego wódkę. - Chodziłem po okolicy, a potem wszedłem do baru. Wypiłem trochę wódki i znów poszedłem się przejść.
Oparłam głowę o jego ramię i słuchając go, znów przymknęłam powieki.
- Przez te cztery godziny myślałem o rozmowie z mamą, z tobą i... - tu zrobił przerwę na głęboki oddech - zdecydowałem się z nim spotkać. Sam nie wiem, po co, bo wiem, że to i tak nic nie zmieni, ale skoro tobie tak bardzo na tym zależy, to mogę się poświęcić.
Otworzyłam oczy, szeroko się uśmiechnęłam i złożyłam czuły pocałunek na jego obsypanym dwudniowym zarostem policzku.
- Zbyt wiele razy cię zawodziłem, by zrobić to jeszcze raz. Kocham cię i chcę ci pokazać, że potrafię być prawdziwym mężczyzną.
Nic nie odpowiedziałam, tylko przeniosłam usta na jego wargi. Nawet wyraźny smak wódki nie odwiódł mnie od namiętnego pocałunku, podczas którego  jego ciało przylgnęło do mojego. Wplątując palce w moje włosy, przeniósł usta na szyje. Zagryzłam dolną wargę i rozkoszowałam się chwilą...



***



- Pójdziesz tam razem ze mną - oznajmił mi Neil, gdy wyrównałam oddech po właśnie odbytym stosunku.
- Gdzie?
- Na spotkanie z ojcem. - Położył się na plecy i wbił wzrok w sufit.
- A po co tam ja? - zapytałam zaskoczona i położyłam drżącą dłoń na nagim brzuchu.
- Po prostu chcę, żebyś tam była. Mama mówiła, że on chce spotkać się w jakieś knajpce, pójdziesz tam ze mną. Nie musisz siadać z nami przy stoliku, wystarczy, że będziesz w tym pomieszczeniu.
- Bardzo ci na tym zależy? - Wbiłam spojrzenie w jego zmęczoną twarz. Oderwał oczy od obserwowanego obiektu i spojrzał prosto na mnie.
- Bardzo - odpowiedział i złapał mnie za rękę. Nasze palce splotły się ze sobą w czułym uścisku, przeszedł mnie delikatny dreszcz. To miłe, że Neil chce czuć moje wsparcie w tak ciężkiej dla siebie chwili, bardzo miłe.
- W takim razie pójdę.
Kąciki ust Stevensa uniosły się w delikatnym uśmiechu. Cieszy mnie fakt, że wykazał się taką dojrzałością, że nie stchórzył. To naprawdę dobry znak. Neil zaczyna się zmieniać, dojrzewa, to daje mi nadzieję na to, że jednak podoła roli ojca mojego dziecka i być może męża.
***



    Ścisnęłam mocniej drżącą z nerwów dłoń Neila i posłałam mu pocieszający uśmiech. Właśnie zatrzymaliśmy się przed niedużą kawiarnią, w której Stevens ma spotkać się ze swoim ojcem.
Jego klatka piersiowa uniosła się w głębokim oddechu, wolna dłoń niepewnie wysunęła w stronę przeszklonych drzwi. Boi się i to bardzo, ale któż by nie czuł strachu, będąc na jego miejscu?
- Spokojnie, Neil, będzie dobrze. - Uśmiechnęłam się ciepło, przesuwając kciuk po skórze swojego partnera. Odwzajemnił mi się tym samym i zacisnął palce na metalowym drążku. Pchnął drzwi i oboje weszliśmy do przestronnego pomieszczenia, w którym unosił się aromatyczny zapach kawy i świeżego ciasta. Tyle lat mieszkam w Los Angeles, a pierwszy raz jestem w tym miejscu. Człowiek sam nie wie, co ma pod nosem.
Oboje ze Stevensem rozejrzeliśmy dookoła i przy jednym ze stolików na drugim końcu sali dostrzegliśmy siedzącego do nas tyłem mężczyznę. To był on, Richard Englert. Poznałam go po włosach i marynarce. Tak samo ubrany był podczas sobotniej wizyty w Venturze.
- Idź do niego, ja usiądę tutaj i zamówię sobie kawę. - Wskazałam na wolny, dwuosobowy stolik mieszczący się kilka stóp od drzwi i posłałam mężczyźnie zachęcające spojrzenie. Uśmiechnął się blado, puścił moją dłoń i ruszył w stronę swojego ojca. Ja usiadłam na obitym ciemnozielonym materiałem dębowym krześle i chwyciłam leżącą na okrągłym stoliku, tuż obok wysokiej świeczki, kartę. Po zapoznaniu się z wszystkimi serwowanymi napojami i ciastami dokonałam wyboru. Miałam to szczęście, że akurat podeszła do mnie młoda kelnerka.
- Dzień dobry, co dla pani, pani Tucker, oczywiście na koszt firmy?
Uśmiechnęłam się szeroko i pomachałam głową. Usta kobiety również wykrzywiły się w przemiłym uśmiechu.
- Karmelowe latte i kawałek ciasta truskawkowego z bitą śmietaną.
Pracownica lokalu zapisała moje zamówienie i ruszyła w stronę lady.
Jeden z plusów bycia popularnym - często jada się i pija na koszt firmy. Co prawda, mam przy sobie pieniądze, ale skoro dają za darmo, to niby czemu mam nie skorzystać?
Odłożyłam nieduże menu i spojrzałam w stronę stolika zajmowanego przez Neila i Richarda. Rozmawiają. To znaczy pan Englert mówi, a Stevens go słucha. Żadnych emocji, twarda, pokerowa twarz.
Przeniosłam wzrok na jasnobrązową ścianę i zaczęłam przyglądać się wiszącym na niej obrazkom. Parujące filiżanki i martwa natura tworzą całkiem przyjemny klimat. Brakuje mi tu tylko kominka i puszystych dywanów wyglądających jak niedźwiedzia skóra. 
- Bardzo proszę, oto pani zamówienie. Smacznego. - Do mojego stolika znów podeszła nad wyraz uprzejma kelnerka i postawiła przede mną wysoką szklankę na stopce z małym uchwytem i nieduży talerzyk z pięknie pachnącym ciastem.
- Dziękuję serdecznie.
Brunetka  w uniformie i z okrągłą tacą w dłoniach ruszyła do kolejnego klienta, a ja skosztowałam apetycznie wyglądającego ciasta. Co prawda, do placka truskawkowego mojego taty jest mu daleko, ale mimo wszystko rozpływa się w ustach.
Zapiłam pierwszy kęs gorącą kawą i przymknęłam powieki. Zdecydowanie najlepsze latte, jakie kiedykolwiek piłam.
Rozkoszowałam się tym smakiem, zerkając co jakiś czas na drugi koniec sali. Rozmowa ojca i syna przypomina bardziej monolog tego pierwszego, bo to on cały czas mówi, a drugi tylko go słucha. No, ale lepsze to niż nic.
Westchnęłam głęboko, upiłam kolejny łyk smakowitego napoju i sięgnęłam do swojej torebki zwisającej z oparcia krzesła. Wyciągnęłam czarny pisak, który zawsze przy sobie noszę i rozłożyłam jednorazową, białą serwetkę.

Serdeczne podziękowania za pyszne ciasto, najlepsze latte, jakie w życiu piłam i przemiłą obsługę. I to wszystko całkowicie za darmo! Buziaczki, Kelly Tucker.
P.S z pewnością jeszcze tu wrócę :)

Zawsze zostawiam takie wiadomości w lokalach, w których zostałam dobrze obsłużona i gdzie nikt mi się nie narzucał. Zwykle takie podziękowania trafiają na jakieś honorowe miejsce w lokalu, co jest bardzo miłe. Czuję się wtedy naprawdę doceniona i ważna, choć wcale nie uważam, bym taka była. Jestem tylko aktorką, nie ratuję świata, nie robię nic, co miałoby jakieś globalne znaczenie, więc nikt nie musi mi być za nic wdzięczny, czy mnie wielbić.*
Zatkałam marker, rozprasowałam dłonią materiał z krótką notką i wtedy też usłyszałam odgłos odsuwanego w pośpiechu krzesła. Odwróciłam się w stronę źródła hałasu, to Neil. Wstał nerwowo z zajmowanego miejsca i szybkim krokiem, nawet mnie nie wołając, opuścił budynek. Niemal natychmiast wstałam i ruszyłam za nim. Nawet nie spojrzałam na pana Englerta, by zobaczyć jego reakcję.
- Neil! - krzyknęłam za Stevensem i przyspieszyłam kroku, by go dogonić. Nie zareagował. - Neil, zaczekaj!
Tym razem stanął i odwrócił się w moją stronę. Blady i wściekły.
- Co się stało? Dlaczego tak nagle wyszedłeś?
- Ten sukinsyn umiera - odpowiedział, znów ruszając przed siebie.
- Słucham?! Jak to umiera?! - spytałam zszokowana, łapiąc przedramię Neila.
- Ma zaawansowanego raka jelita, lekarze nie dają mu zbyt dużych szans na przeżycie.
- Jezu Chryste - wydukałam drżącym głosem. Patrząc na Richarda, w życiu nie powiedziałabym, że jest tak poważnie chory, zupełnie tego po nim nie widać.
- Łajdak wie, że niedługo kopnie w kalendarz, więc przyjechał tu błagać mnie o wybaczenie, by mieć zapewnioną ciepłą miejscóweczkę w niebie. - Ton Neila był nad wyraz drwiący, przepełniony silną złością i rozczarowaniem. Mimo wszystko chyba myślał, że ojciec chce go poznać, nadrobić wszystkie stracone lata, nawiązać więź. Mimo iż twierdzi, że wcale mu na tym nie zależy, ja wiem swoje. Chciał mieć ojca, żywego ojca. Englert go rozczarował, zabił jego ostatnie nadzieje.
- I co dalej? - rzuciłam niepewnie, zagryzając leciutko dolną wargę.
- A co ma być? Nic nie będzie. Facet wróci tam, skąd przyjechał.
- Więc nie będziesz utrzymywał z nim kontaktu?
- Nie - odpowiedział stanowczym tonem i przyspieszył. Puściłam jego ramię i pokręciłam bezradnie głową.
Liczyłam na to, że jednak ta rozmowa zmieni jego podejście, że on i Richard stworzą prawdziwą rodzinną relację, ale niestety grubo się przeliczyłam.
Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka i patrzyłam, jak Neil znika za zakrętem. Czuję się tak, jakby właśnie umarła moja jedyna szansa na normalną rodzinę. Wiem, że to może wydawać się głupie, ale naprawdę myślę, że tylko zaznanie ojcowskiej miłości zrobi ze Stevensa dobrego tatę. Ale on ją odrzucił, tak po prostu odrzucił...


***



    Wytarłam buty o brązową wycieraczkę i nacisnęłam klamkę. Nie postawiła oporu, więc Neil jest w domu. Odetchnęłam z ulgą, bo bałam się, że znów poszedł pić.
Zamknęłam za sobą drzwi, rozebrałam się i weszłam do salonu. Ani śladu obecności Neila.
Już miałam go wołać, gdy usłyszałam stukot naczyń - jest w kuchni. Ruszyłam w odpowiednią stronę i zatrzymałam się na progu.
- Też się napijesz? - zapytał, wskazując na stojący przy jego dłoni sok.
- Nie, dzięki. - Zrobiłam krok i usiadłam przy stole. Stevens nalał sobie trochę napoju i zajął miejsce na przeciwko mnie.
- Znów chcesz o nim rozmawiać? - odezwał się, uderzając palcami prawej dłoni o szklankę.
- No wiesz, chciałabym wiedzieć, dlaczego nie chcesz utrzymywać z nim żadnych kontaktów, nawet teraz, gdy jest poważnie chory.
- Bo nie zasłużył na litość. Nie po tym, co zrobił mojej mamie.
- A co takiego zrobił? - Mimo iż znam Neila i jego mamę od kilku lat, nie wiem, jak wyglądały jej relacje z ojcem Stevensa. Nie wie tego nikt, nawet moja matka, która zwykle wie wszystko o wszystkich. Pani Stevens przeprowadziła się z San Diego do Ventury osiem lat temu i nikomu nigdy nie zdradziła swojej historii.
- Jak chcesz, mogę ci o tym opowiedzieć.
- Chcę.
Neil napił się odrobiny soku wieloowocowego, wziął głęboki oddech i zaczął mówić:
- Richard przyjechał do San Diego, gdy moja mama miała trzydzieści lat. Podawał się za podróżującą złotą rączkę, która szuka pracy w zamian za jeden pokój i wyżywienie. Jako że mama mieszkała sama, uznała, że przyda jej się ktoś zręczny, kto w razie co naprawi jej kran albo wykona jakieś inne, typowo męskie zadanie, więc go przygarnęła. Jak zapewne wiesz, nigdy nie była zbyt urodziwa, więc mimo trzech krzyżyków na karku, była dziewicą. Ten podły drań wyczuł jej naiwność i ją uwiódł. Przespał się z nią. Kiedy dwa miesiące później okazało się, że jest w ciąży, zaczął wyznawać jej dozgonną miłość, obiecywał ślub i rodzinę. Połknęła to, jak rybka soczystą przynętę. Przytachał do domu pianino, grał jej i śpiewał kiczowate miłosne balladki, kupował kwiaty i inne duperele. W piątym miesiącu ciąży dał jej pierścionek z brylantem. Wielki, ponoć niesamowicie piękny. Wiedziała, że normalnie nie byłoby go na takie coś stać, ale nie myślała o tym, była zaślepiona tym, że w końcu spotkało ją tak wielkie szczęście. Przez trzydzieści lat była samotna, nikt prócz rodziców jej nie kochał, a tu w ciągu pół roku straciła dziewictwo, mimo iż myślała, że to nigdy się nie stanie, zaszła w upragnioną ciążę i zaręczyła się z najprzystojniejszym mężczyzną w okolicy. Myślała, że złapała samego pana Boga za nogi. Zaczęła planować ślub; wszystko było gotowe: kościół, sukienka, sala, goście.Czekała na niego przed ołtarzem wystrojona i szczęśliwa, jak jeszcze nigdy, a on się nie pojawił. Kutas uciekł do Nevady z kelnerką z jakiejś obskurnej knajpy. Została sama w zaawansowanej ciąży, okryta pierdolonym wstydem.  Jakby tego było mało, po tygodniu do jej drzwi zapukała policja. Okazało się, że Richard Englert to diler narkotykowy i złodziej recydywista ścigany listem gończym w trzech stanach. Pierścionek zaręczynowy, który od niego dostała, był oczywiście kradziony. Zgubę zgłosiła młoda kobieta, która opowiedziała policji o tym, jak ten sukinsyn ją uwiódł, przeleciał i okradł, gdy spała.
Jedyną reakcją, na jaką było mnie stać, okazało się szerokie otwarcie oczu i wypuszczenie głośno powietrza.
- Mama nigdy mi się do tego nie przyznała. Na początku w ogóle o nim nie wspominała, a kiedy zacząłem pytać, powiedziała mi, że mój ojciec był żołnierzem i zaginął podczas akcji, zanim się urodziłem. Uwierzyłem jej i przez wiele lat chełpiłem się tym, że miałem tatusia oficera i że też będę żołnierzem, tak jak on. Kiedy miałem czternaście lat, babcia wyznała mi całą prawdę. Miała dosyć tego, że uważałem skończonego łajdaka i ohydnego złodzieja za wielkiego bohatera. Byłem w szoku, ale nie powiedziałem nic mamie, nie chciałem jej robić przykrości. Dopiero gdy skończyłem siedemnaście lat i okazało się, że zostanę ojcem, przyznałem jej się do wszystkiego podczas ogromnej awantury.
- Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś? - zapytałam, wciąż będąc w potężnym szoku.
- Bo to nie jest historia godna opowiadania.





Jared:

    Wygrzebałem się spod cienkiej kołdry, naciągnąłem na siebie spodnie od dresu i przetarłem zaspaną twarz dłonią. Jedynym, co czułem, był niemiłosierny ból karku i górnej części pleców. Koniecznie muszę kupić nowe łóżka do pokoi gościnnych.
Rozmasowując obolałą szyję, ruszyłem w stronę schodów i skierowałem się do kuchni.
- Cześć, kurczaczku. - Mimo dyskomfortu, pochyliłem się nad swoją córką i ucałowałem jej lewy policzek. Zaśmiała się radośnie, wyszczerzając w przezabawny sposób górne jedynki. Odpowiedziałem jej szerokim uśmiechem i wyprostowałem się. Mała wróciła do jedzenia płatków miodowych, a ja podszedłem do lodówki, zgrabnie omijając stojącą przy szafce Mary.
Od jej powrotu ze szpitala minęło siedem dni, w ciągu których nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Mimo prób z jej strony, zachęt mamy, Marka i Shannona, nie złamałem się. To, co mi zrobiła, to był cios poniżej pasa, podłość, jakiej się po niej nigdy nie spodziewałem. Zraniła mnie tak, jak jeszcze nikt inny, nawet kłamstwo mamy na temat jej śmierci wydało mi się być teraz zaledwie drobnym występkiem. Nie potrafię ot tak udać, że nic się nie stało i żyć tak jak wcześniej. Nie umiem spojrzeć Mary w oczy, przytulić jej i powiedzieć, że jej wybaczam, to jest ponad moje siły. Szczerze mówiąc, zacząłem się nawet zastanawiać nad rozwodem, bo w końcu jak mogę żyć z kimś, komu nie jestem już w stanie zaufać, na kogo nie mogę patrzeć bez ogromnej ochoty zwymiotowania? Już nawet nie śpimy w jednym łóżku, jadamy w osobnych pomieszczeniach i spędzamy wolny czas, robiąc zupełnie różne rzeczy. Nawet nie bawimy się razem z Courtney. Mała albo przebywa ze mną, albo z Mary.
Czy jest mi z tym dobrze? Nie, oczywiście, że nie, ale jak już wspomniałem, nie potrafię tak z dnia na dzień wybaczyć Mary tego, jak ohydnie mnie oszukała. Dała mi nadzieję, pozwoliła wierzyć, że wszystko będzie dobrze, że wyzdrowieje i nasze życie wróci do normy. Pozwalała mi snuć plany na przyszłość, wiedząc, że tej przyszłości nie będzie. Jeśli to nie najokropniejsze okrucieństwo na świecie, to nie wiem, jak to inaczej nazwać.
Chwyciłem do ręki schłodzone mleko sojowe i nie chcąc drugi raz przechodzić obok swojej żony, przekręciłem nakrętkę i wypiłem wszystko prosto z butelki. Zwykle by mnie za to skarciła, dziś nie odezwała się nawet słowem. Już pięć dni temu zrozumiała, że próba nawiązania jakiejkolwiek konwersacji skończy się fiaskiem, więc dała sobie z tym spokój. Nawet na mnie nie patrzy, a przynajmniej nie wtedy, gdy mogę to zauważyć. Ja też na nią nie zerkam, bo wiem, że ból, który dostrzegłbym w jej oczach, znacznie osłabiłby moją silną wolę. Nasze wcześniejsze ciche dni kończyły się bardzo szybko, bo patrzyliśmy sobie w oczy, widzieliśmy w nich żal i nie chcąc się dłużej męczyć, wybaczaliśmy sobie wszystkie nasze winy. Wiem, że tym razem byłoby tak samo, a mój mózg tego nie chce, choć serce krzyczy, że tak trzeba. Próbuje zmusić mnie do tego, bym z nią porozmawiał, bo w końcu wciąż ją kocham, ale ja słucham zdrowego rozsądku i zranionej dumy. Nie mogę, nie chcę i nie zamierzam z nią rozmawiać, koniec, kropka.


***



    Kolejny raz przebiegłem palcami po klawiaturze starego pianina i po raz kolejny zakląłem pod nosem. Od kilku dni staram się przelać na instrument melodię, która chodzi mi po głowie, jednak bezskutecznie. Mimo ogromnych chęci, nie jestem w stanie znaleźć odpowiednich dźwięków, mój umysł jest zbyt niespokojny, co nie pozwala osiągnąć mi odpowiedniego skupienia. Zwykle w chwilach bólu nuty czy słowa znajdują się praktycznie same, ale nie tym razem. Tak jakby brak kontaktu z Mary ograniczał moją kreatywność, blokował ją.
Westchnąłem głęboko i przetarłem twarz dłonią. Zaraz potem usłyszałem cichy stukot małych stópek i odgłos wędrujących po panelach kółek. Zapewne Courtney znów krąży po salonie ze swoją ulubioną lalką. Jest tam sama, gdyby była z nią Mary, mówiłaby do niej.
Wiedząc, że i tak nic dziś nie stworzę, wstałem ze stołka i opuściłem swój gabinet. Kilka stóp od drzwi stała Courtney z kapeluszem na głowie i różową torebką przewieszoną przez ramię. Przed nią stała spacerówka, w której siedział nieruchomo jej królik z czerwoną kokardką zawiązaną na szyi. Ruszał w typowy dla siebie sposób nosem i wodził wzrokiem we wszystkie strony. Nawet nie próbował wydostać się z plastikowego wózka, którym Court woziła go po całym parterze.
- Ciekałam na ciebie - powiedziała, uśmiechając się do mnie. Wiedząc, że nie może wchodzić sama do pokoju muzycznego, nawet nie zbliżyła się do drzwi. Po prostu czekała, aż z niego wyjdę.
- Tak?
- Baf sie sie mnom, bo musia nie cie.
- A w co się chcesz bawić, księżniczko? - Podszedłem do niej i przykucnąłem na jasnych panelach.
- W plotećki.
- W ploteczki? - Spojrzałem na nią zaskoczony.
- Yhy. Ubieś pelusik i tolebke i beciemy plotećkować.
- A o czym?
- O musi - szepnęła mi prosto do ucha.
- A nie wolisz o kimś innym, na przykład o wujku Tomo? - spytałem z nadzieją w głosie. Nie mam ochoty rozmawiać o swojej żonie, nawet z naszą córką.
- Nie! - odpowiedziała stanowczym, nieznoszącym sprzeciwu tonem, robiąc przy tym hardą minę.
- No dobra, będziemy plotkować o mamusi...
    Po półgodziny słuchania wywodów Courtney na temat jej matki, zaproponowałem, że włączę jej bajkę. Przystała na to i trzymając swoje zwierzątko na kolanach, zajęła się oglądaniem Królewny Śnieżki.
Wiedząc, że bajki potrafią wciągnąć ją bez reszty, mogę spokojnie zostawić ją samą w salonie i pójść popływać. Tak, dosyć dawno tego nie robiłem, a to zawsze poprawia mi nastrój i pomaga wyzbyć się znacznej części nerwów. Muszę tylko wejść do sypialni i zabrać z szuflady swoje kąpielówki. Mam tylko nadzieję, że Mary tam nie ma, że jest w pokoju na górze, w którym zwykle czyta książki.
Będąc już niemal przy drzwiach, usłyszałem niepokojące odgłosy dochodzące z łazienki. Jakiś trzask, siarczyste kurwa i głośny szloch. Zagryzłem mocno dolną wargę i zacisnąłem dłonie w pięści.
- Nie wejdę tam - powiedziałem do samego siebie i wyciągnąłem dłoń w stronę klamki, jednak moja ciekawość zwyciężyła i zamiast wejść do sypialni, podszedłem do uchylonych drzwi łazienki. Spojrzałem w jej głąb i zamarłem. Serce ścisnął potężny supeł, do oczu mimowolnie napłynęły mi łzy. - Boże - wydukałem i wszedłem do pomieszczenia sanitarnego, gdzie moja żona podjęła nieudaną próbę zrobienia sobie zastrzyku. - Daj mi to. - Bezceremonialnie przejąłem z drżącej jak galareta dłoni Mary nabitą strzykawkę i wbiłem ją w zgięcie prawej ręki, lewa jest już zbyt mocno pokłuta.
Boże, jak ja mogłem być tak ślepy, że przez cały ten czas nie zauważyłem tych wszystkich śladów, no jak?
- Dziękuję - wydukała słabym, drżącym głosem. Jego brzmienie wywołało kolejny mocny skurcz w moim sercu, na nowo napełniło oczy łzami.
- Dlaczego, Mary, dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - zapytałem tonem pełnym żalu, smutku i rozczarowania. Nie chciałem tego, to pytanie padło samo z siebie, wbrew mojej woli.
- Nie chciałam, żebyś cierpiał. Ja wiem, że to było okrutne, że nie powinnam była tego robić, ale tak bardzo cię kocham, że nie chciałam niszczyć twojej ostatniej nadziei, nie chciałam cię jej pozbawiać.
- To najgorsze tłumaczenie, jakie słyszałem - rzuciłem, wstając z pozycji półklęczącej.
- Ale prawdziwe. Przepraszam, naprawdę nie chciałam cię skrzywdzić - dodała, a po jej policzku spłynęły łzy. Mimowolnie spojrzałem jej w oczy i zobaczyłem to, czego nie chciałem widzieć. Ból, żal, wyrzuty sumienia i tą cholerną miłość do mojej osoby, która zawsze topiła nawet najgrubszy lód pokrywający moje serce. Nie inaczej jest tym razem. Garda, którą dzielnie trzymałem przez ostatnie dni, właśnie opadła, znów stałem się bezbronnym, uległym frajerem.
Zacisnąłem mocno powieki i zagryzłem dolną wargę. Tylko się teraz nie rozpłacz, Jared, nie rozpłacz się.
- Jeśli nie jesteś w stanie mi tego wybaczyć, zrozumiem to. Jeśli chcesz rozwodu to... - wypuściła głośno powietrze, głos zadrżał jej jeszcze bardziej - ja ci go dam, nie zrobię żadnego problemu. Bo jeśli mnie już nie kochasz, to...
- Mary, spójrz na mnie - przerwałem jej, otwierając powieki. - Spójrz mi w oczy i powiedź, czy kiedykolwiek mógłbym przestać cię kochać.
- Nie wiem, Jared. Jest mi tak strasznie głupio, czuję się jak podła szmata. Jak śmieć.
- I słusznie, bo zrobiłaś mi ogromne świństwo, zraniłaś mnie tak, jak jeszcze nikt inny, ale nie potrafię cię nie kochać i nie chcę się z tobą rozwodzić. Rozum mówi mi, że nie zasłużyłaś na wybaczenie, ale serce... serce wie, że mimo to... Nie, kurwa, nawet nie wiem, co mam mówić, mam pieprzoną pustkę w głowie. - Wziąłem głęboki oddech, przeszedłem kilka kroków, podrapałem się nerwowo po głowie i przygryzłem mocno przyciśniętą do ust pięść. - Wiesz co, czasami cię, kurwa, nienawidzę, mam ochotę udusić cię gołymi rękami, za to, że bywasz tak podłą egoistką, że widzisz tylko czubek własnego nosa...
- Ty też, ale twój mózg to ignoruje - wcięła mi się w zdanie już mniej przygaszonym tonem. Mimowolnie się zaśmiałem.
- Chcę cię nienawidzić, ale potem ty wyskakujesz z czymś takim, patrzysz na mnie tymi swoimi do bólu pięknymi oczami i ta cała nienawiść pryska, i chcę już tylko mocno cię przytulić, i powiedzieć, jak cholernie cię kocham. Zawiodłaś mnie już tyle razy, oszukiwałaś mnie najpierw w kwestii Courtney, a potem z tą chorobą, ale ja wciąż czuję ten irracjonalny przymus kochania cię, wybaczenia ci. Widzisz, co ze mną robisz? Okręciłaś mnie sobie wokół palca, zrobiłaś ze mnie bezmyślną marionetkę całkowicie podporządkowaną twojej woli, ja nie umiem już bez ciebie żyć i mimo wszystko tego nie chcę. To całe twoje kłamstwo, fakt, że już niedługo mogę cię stracić, to wszystko mnie tak kurewsko boli, ale nie potrafię już dłużej cię ignorować, bo za bardzo cię kocham. Boże, jestem pierdolonym głupcem.
- Jesteś najmądrzejszym i najwspanialszym głupcem na świecie - rzuciła Mary, wstając z miejsca. - Ja jestem po prostu głupia i mam ogromne szczęście, że ty mimo wszystko jesteś w stanie mi zawsze wybaczyć, nieważne, jak podle się zachowam.
- Oboje jesteśmy głupi.
- Dokładnie.
Przygryzłem dolną wargę i chwyciłem drżące ciało żony w ramiona. Jej chude ręce oplotły mocno mój korpus, poczułem ulgę i nagły przypływ wewnętrznego ciepła.
- Tak bardzo cię kocham, ty wstrętna oszustko.
- Wiem i ja ciebie też. - Usta Mary musnęły delikatnie moje wargi, przesunąłem dłoń po jej plecach.
- Mimo iż nie powinienem, znów ci zaufam, zaufam, tylko obiecaj mi, ale tym razem tak na poważnie, że już nigdy, przenigdy mnie nie okłamiesz. Nigdy.
- No to w takim razie muszę ci coś powiedzieć - oznajmiła, opierając głowę o zagłębienie między moim ramieniem i szyją.
- Już się boję. - Wziąłem głęboki oddech i szykowałem się na najgorsze.
- Pamiętasz, jak mówiłam, że nigdy nie oglądałam My So-Called life?
Przytaknąłem.
- Kłamałam. Widziałam każdy odcinek z twoim udziałem i to po kilka razy.
- I to wszystko?
- Tak. Nic więcej przed tobą nie zataiłam. - Uśmiechnęła się delikatnie, a ja przebiegłem dłonią przez jej wysuszone włosy.
- Ale ja coś zataiłem - oznajmiłem tuż po wzięciu głębokiego oddechu.
- Nieważne, nie musisz mi tego mówić.
- Muszę, Mary. Skoro wymagam szczerości od ciebie, sam też muszę być szczery. Pamiętasz tę noc po premierze, kiedy tak strasznie się pokłóciliśmy?
- Pamiętam - odpowiedziała, wędrując palcem po mojej koszulce.
- Chciałem cię wtedy zdradzić. Prawie przespałem się z prostytutką. - Zamknąłem oczy w oczekiwaniu na jej reakcję. Przewiduję złość, krzyki, wyzwiska.
- To nie zdrada, Jerry. Nawet, gdybyś się z nią wtedy przespał, nie poczułabym się zdradzona, bo to byłby tylko seks i to w dodatku za pieniądze. Zdradziłbyś mnie wtedy, gdybyś tulił do siebie jakąś kobietę, całował ją i mówił, że ją kochasz.
- Uwielbiam twoje poglądy - oznajmiłem z niemałą ulgą.
- Wiem. - Uśmiechnęła się i znów mnie pocałowała.
Tak, wiem, jestem naiwny, ale cóż poradzę na to, że ta kobieta to cały mój świat i choćbym chciał, nie potrafię jej zostawić, znienawidzić czy gardzić nią? Pomyślicie, tylko głupiec tak myśli. Cytując Edwarda Blooma**, prawdą jest, że zawsze byłem głupcem... 


* Fragment zainspirowany wypowiedzią Johnny'ego Deppa.
** Edward Bloom to główny bohater filmu Tima Burtona Duża ryba
.............................
    - Mam w planach stworzenie miniaturki, która byłaby pełnym przedstawieniem historii Maggie i Richarda. Na ten pomysł wpadłam już w grudniu, kiedy to tworzyłam ten rozdział, postanowiłam jednak zaczekać z tym do jego publikacji. Aktualnie jestem w trakcie pisania nowego rozdziału na MWADG, ale mam nadzieję, że kiedy go skończę, dopisze mi wena i będę mogła stworzyć w końcu tego one-shota. Mam nadzieję, że znajdzie się choć jedna zainteresowana osoba :).
    - Odczuwam silne wyrzuty sumienia. W jakiej kwestii? Swoich reakcji na komentarze, w których dostawałam listę swoich błędów z argumentami, jak powinna wyglądać poprawna wersja. Dostawałam je akurat wtedy, gdy bywałam rozdrażniona i jakoś mnie strasznie kuły, ale teraz chcę zwrócić honor ich autorce - dzięki Tobie nie używam już faktycznie niepoprawnego zwrotu "tylko i wyłącznie". To znaczy podczas pisania zawsze nieświadomie gdzieś go wcisnę, ale potem przy przepisywaniu, już zupełnie świadomie, rezygnuję albo z tylko, albo z wyłącznie. Czemu dzisiaj o tym wspominam? Bo właśnie w tym rozdziale była taka sytuacja i przypomniał mi się ten komentarz, i kurczę teraz widzę, że tylko wyszedł mi na dobre, bo dzięki niemu nie robię już tak żenującego błędu, a przynajmniej robię wszystko, by go nie robić. Tak więc zwracam honor komu trzeba i przepraszam za swoje dziecinne reakcje, jestem po prostu okropnie przewrażliwiona, ale o tym chyba wiedzą już wszyscy.

23 komentarze:

  1. PIERWSZA!
    Pogodzilisiępigodzilisiępogodzilisiępogodzilisię <3
    dziwnie mi się to czyta o 'normalniej porze' ale i tak jest zajebiste.
    Jestem śmiertelnie obrażona na ojca mojego Neila. Tak, przywłaszczyłam go sobie.
    Wololo, jestem zainteresowana :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musieli się pogodzić, inaczej tego nie widziałam ;).
      Normalnej porze?
      No proszę, Neil zdobywa fanki, z pewnością połechtałoby to jego i tak przerośnięte ego :D.
      Bardzo mnie to cieszy i mam nadzieję, że nie zawiodę Cię kolejnymi rozdziałami :).

      Usuń
    2. Komentarz do Braterstwa naprostuje wiele faktów. Oj wiele....

      Usuń
  2. omg, jak ja bardzo kocham to opowiadanie. Ja nawet nie znam słów, żeby to opisać. Końcówka genialna, genialna, genialna i jeszcze raz genialna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy i niesamowicie buduje :).
      Co do końcówki, mój najulubieńszy cytat z DR, kiedy pisałam ten fragment, krzyczał mi w głowie i wrzeszczał, dopóki go tam nie wstawiłam. Chyba właśnie między innymi dlatego spisuję cytaty z wszystkich książek, które czytam - by urozmaicać nimi rozdziały. Taki zabieg zastosowałam wczoraj podczas pisania najnowszego rozdziału na MWADG :).

      Usuń
  3. Na samym początku przypominało mi to sytuacje z ojcem Jareda z MWADG.

    I Chryste, ale nie mogę przestać wyobrażać sobie Neila o wyglądzie Adama Lavine, nie mam pojęcia czemu.

    I od razu skojarzyło mi się z jednym z tekstów T.Durdena z Fight Club’u; „Ojciec jest dla ciebie uosobieniem Boga. A jeśli nie znasz swojego ojca, jeśli twój ojciec dał nogę, albo nigdy nie ma go w domu, to jakie jest twoje wyobrażenie o Bogu?”

    Ok., Kelly, Kelly… Chociaż nadzieja umiera ostatnia to nie potrafię wyobrazić sobie Neila jako przykładnego tatusia. A Dominik pojawi się
    w jakiejś niedalekiej przyszłości?

    Courtney robi się prawię tak samo boska jak brat. Prawie, bo przecież nikt nie jest tak boski jak Scotty, prawda? A Jared ubrał ten kapelusik i torebkę?

    Ile razy wybaczamy komuś tylko dlatego, że nie chcemy go stracić? A jeśli martwimy się o kogoś, kto zadał nam ból - kochamy go. „Słuchając” (jakby co- nie, nie słyszę głosów w głowię) Jareda uświadomiłam sobie, że choć krzywdzili się z Mary nawzajem to oboje są jednymi z tych, których uwielbia się za wszystko, mimo, pomimo i wbrew. Są równymi egoistami, którzy często zachowują się jak małe dzieci, ale ukazali to co ich łączy jest czymś realnym- jest siłą.

    Ale dobrze, że skończyło się jak skończyło i Jared ukazał, że jednak mentalnie nie jest aż tak opóźniony jak czasem ukazywał i potrafi zachowywać się jak dorosły. Chociaż mówie się, że istnieją cztery sposoby oddziaływania na człowieka: szantaż, wódka, groźba zabójstwa i miłość. Dobrze, że Mary nie użyła trzech pierwszych.

    Wiem, że nie chciałaś pisać już z perspektywy Jareda na MWADG, ale naprawę zaciekawiło mnie to jak przyjął reakcje o śmierci Mary, bo chyba nie było o tym zbyt wiele, więc może jest jednak nadzieja na opisanie tego w choć kilku zdaniach?

    PS. Sotty się mylił, od upadku z rowerku nie rosną wargi ani cycuszki, ale mi spuchł nos. Liczy się :D?

    - Bianka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że motywy ojca Jareda i Neila są do siebie odrobinę podobne (nawet w pewnym momencie chciałam z tego motywu zrezygnować, by nie było skojarzeń), ale w gruncie rzeczy opierają się na zupełnie innych fundamentach, więc chyba można mi to wybaczyć, co? :P
      Osobiście nigdy nie skojarzyłam sobie Neila z Adamem, pisząc o nim, zawsze mam w głowie wizerunek Neila Hopkinsa w roli Liama z Zagubionych. Tak, fakt, że Stevens nosi takie samo imię jak Hopkins, a jego młodszy syn nazywa się tak samo jak grana przez niego postać, to nie jest przypadek, to wszystko przemyślana operacja :D.
      Uwielbiam ten fragment o ojcach z FC, jest cholernie trafiony.
      Pojawienia się Dominica nie mam w planach, ale kto wie, co mi przyjdzie do głowy, kiedy znów będę pisać z perspektywy Neila albo Kelly. Zawsze zostawiam sobie miejsce na improwizację, więc niczego nie wykluczam.
      Dokładnie, Scotty to najbardziej boskie dziecko wyimaginowanego świata :D. No cóż, skoro Courtney nakazała Jaredowi włożyć kapelusz i torebkę, musiał to zrobić, inaczej naraziłby się na przykre konsekwencje :).
      Mary i Jared są wynikiem mojej dawnej, dziecięcej wiary w miłość idealną, taką, która przetrwa wszystko. Za dużo romansideł się kiedyś naoglądałam i mimo iż już dawno nie wierzę w takie głupoty, ten obraz ciągle krąży mi gdzieś w podświadomości i przejawia się w tej oto historii.
      Zawsze można też straszyć kogoś samobójstwem :D.
      Co do kwestii MWADG, chyba jesteś jakimś medium, właśnie dzisiaj o tym myślałam, poważnie. Rozmyślałam, czy nie napisać fragmentu, w którym Jared dowiaduje się o "śmierci" Mary i póki co skłaniam się ku temu.
      Korekty nosa też są popularne, więc się liczy :D.

      Usuń
  4. Zakochałam się ! Patrze sobie na tt a tam ''Wzierunkowy pierwowzór Neila Stevensa'' otwieram i dosłownie szczęka opadła <3
    Cieszy mnie bardzo że Jared wybaczył Mary to co zrobiła.
    Wiesz myślę że Neil będzie dobrym ojcem mimo wszystko.Do żadnej ze swoich partnerek nie był przywiązany jak do Kelly i nie miał jak pokochać tych dzieci bo zwyczajnie się nim nie interesował.Z Tucker jest inne sprawa bo od początku ciąży się nią zajmuje i miejmy nadzieję że tak zostanie do końca.Widać że się stara być dobrym partnerem i czasem mu to nie najlepiej wychodzi ale nie ma ludzi idealnych.On po prostu musi dojżeć do bycia ojcem,a przede wszystkim dojrzeć do pokochania tej małej istotki całym sercem.Z drugiej strony Kelly też ma rację,Neil nigdy nie zaznał ojcowskiej miłości i nie wie jak to jest być kochanym taką miłością.Ja osobiście mam nadzieję że podoła roli ojca i będą szczęśliwą rodzinką.
    To tyle ode mnie :) Życzę weny ! Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Hopkins jako Liam Pace zawsze robił na mnie ogromne wrażenie :D.
      Mimo wszystko Jared kocha Mary i nie wytrzymałby długo takiego życia na dystans.
      To miłe, że wierzysz w Neila, naprawdę. A jak będzie ostatecznie? Cóż, tego się dowiecie za jakiś czas :).
      Dziękuję za życzenia i również pozdrawiam :).

      Usuń
  5. Trochę z opóźnieniem, ale w końcu jestem! :)
    No... Nie dziwię się poniekąd reakcji Stevensa. Może zareagował trochę zbyt ostro, ale ma swoje wytłumaczenie. Sama nie wiem, jak ja zachowałabym się w takiej sytuacji... Ale może to i dobrze, że się zgodził na tę rozmowę? Bo w sumie w niczym mu to nie zaszkodzi, zwykła rozmowa.
    Hmmm... Tak się teraz zastanawiam, ale chyba postąpiłabym nieco inaczej, niż Kelly. Bycie sławnym to trochę przywilejów, ale nie potrafiłabym zamówić coś, zjeść i nie zapłacić za to :D. Skoro mam pieniądze, to czemu miałabym za to nie zapłacić? ;>
    Cóż, liczy się podejście 'ojca'. Chciał się spotkać, mieć czyste sumienie. Próbował. To się docenia. A czy ta rozmowa miałaby zmienić Stevensa? Różne są charaktery, ale myśle, że Neil i bez tej ojcowskiej miłości da radę. W sensie... Powinien mieć taki obowiązek zapewnienia dziecku tgo, czego on nie miał. A przynajmniej tak mi się wydaje.
    Cześć, kurczaczku? Hahhaha, jakie to... inne, nietypowe :D. Jared jest strasznie uparty. Z jednej strony ma raję, z drugiej zaś nie. Ale pewnie i tak się pogodzą :D
    Ojeeeej, Courtney jest genialna z tym plotećkowaniem :DD.
    No, w końcu rozmawiają! Ostre słowa padają, nie powiem. Ale z doświadczenia wiem, że to oczyszcza atmosferę. Lepiej powiedzieć, co leży na sercu, niż się w tym dusić i kisić. I kurcze... genialnie opisałaś tą scenę! Strasznie mi się podoba, na łzy aż mi się zbierało. W końcu dobrze, chociaż na chwilę.
    A co do teorii Mary o prostytutkach, to moja profesorka polskiego też ma takie zdanie :D.

    I dobrze, że są ludzie, którzy zauważają błędy i o nich mówią. Dzięki temu wiemy, co zmienić i jak stać się jeszcze lepszym. I tak teraz myślę... że sama często wsadzałam do zdania 'tylko i wyłącznie' O_o.

    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze powtarzam - jak dają, to bierz, jak biją, to spierdalaj, tak więc z pewnością, gdybym była na miejscu Kelly, skorzystałabym z darmowego posiłku, w końcu wszystko smakuje lepiej, kiedy nie trzeba za to płacić :P.
      Kurczaczek, to taki pieszczotliwy zwrot z mojego dzieciństwa. Ktoś (niestety nie pamiętam już kto) zwracał się tak do mnie, bo byłam drobniutka i dziubiałam jedzenie jak kurczk. Wielokrotnie podkreślałam to, że Court jest niejadkiem, więc uznałam, że taki zwrot będzie do niej pasował :).
      Wiadomo, że się pogodzą. Oni by się nie pogodzili? Nie ma nawet takiej opcji :D.
      Dokładnie, też wolę wszystko z siebie wyrzucić, postawić sprawę jasno, a nie nosić w sobie różne urazy i wiecznie się tym denerwować.
      Cieszę się, że przypadła Ci do gustu, sama jestem z niej nawet w miarę zadowolona :).
      Ja takiego zdania zdecydowanie nie mam, ale w końcu Mary to nie ja, więc może mieć odmienne opinie w różnych kwestiach :).

      Tak, teraz widzę, że to jest dobra sprawa, tylko, że wypowiedź powinna być zrównoważona. Nie można odzywać się tylko wtedy, gdy chce się komuś coś zarzucić, mimo wszystko powinno się być obiektywnym i zauważać wszystkie aspekty, nie tylko te złe :).
      Bo "tylko i wyłącznie" to takie cholerstwo, którego używa się na co dzień i nikt nigdy nie mówi, że nie powinno się tego robić, bo to oczywisty błąd.

      Również pozdrawiam i serdecznie dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
  6. Wcale się nie dziwię Neilowi, że nie chce się spotykać z ojcem. Skoro nie miał go wtedy, kiedy najbardziej go potrzebował, to teraz nie powinien mu się wpychać do życia, bo Neil już go nie potrzebuje. I to, że Kelly skojarzył się Neil z dzieckiem nasunęło mi taką myśl, że ludzie czasami cofają się do takiego okresu dzieciństwa, kiedy powracają jakieś wspomnienia albo ktoś z ich przeszłości pojawia się w ich obecnym życiu.
    I w sumie racja, że fakt, że Neil nie miał ojca i nie zaznał ojcowskiej miłości, mógł wpłynąć na jego stosunek do własnych dzieci. W ogóle podoba mi się, że Twoi bohaterowie są tak złożeni psychologicznie, jeśli wiesz, co mam na myśli xD
    Na miejscu Neila pewnie zareagowałabym tak samo na tę rewelację, którą usłyszał od ojca, ale że nie jestem na jego miejscu, to mogę stwierdzić, że jest też druga strona medalu. Bo może on wcale nie chce się pogodzić, żeby mieć ciepłą miejscóweczkę w niebie, tylko faktycznie ten rak uświadomił mu, ile okropnych rzeczy zrobił w swoim życiu i zrozumiał, że ma teraz ostatnią okazję, żeby je naprawić? Mimo że brzmi to jak jakiś banał, to jednak często się tak dzieje. A po poznaniu historii Richarda stwierdzam, że faktycznie nie zasługuje na litość Neila, skoro on go całe życie olewał i jeszcze tak potraktował jego mamę. Co nie zmienia faktu, że Richard mógł coś mimo wszystko przemyśleć i zrozumieć xD To trochę jak izostenia, bo wszystkie te argumenty są równoważne i nie wiadomo, co wybrać.
    Za to Jared przesadza, moim zdaniem. Unosi się dumą, a ta jego zraniona duma jest w tej chwili najmniej ważna. Jest jak takie wielkie obrazone dziecko. Właściwie obrażone na cały świat, bo przecież wszyscy go oszukali. Ja na jego miejscu martwiłabym się, że najbliższa mi osoba umiera, a nie przejmowałabym się swoją dumą.
    Tak mimowolnie popłynęły mi łzy przy scenie pogodzenia... To, co mówił Jared, było takie wzruszające i naprawdę ładne. Sama chciałabym kiedyś coś takiego od kogoś usłyszeć.
    I znowu wtrąciłaś taki wątek humorystyczny z My So-Called Life. Uwielbiam, jak to robisz <3
    I ja jestem bardzo zainteresowana tą miniaturką, bo to mi wyglądało na ciekawą historię, nawet w tym telegraficznym skócie, który przedstawił Neil.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie na własnej skórze przekonałam się o tym, jakie braki mają w sobie ojcowie, którzy sami nie zaznali zbyt wiele miłości od swoich rodziców, więc wiem, jak to wszystko wygląda i mogłam to w jakiś sposób wykorzystać w opowiadaniu.
      Domyślam się, co masz na myśli i bardzo się cieszę, że da się to u mnie dostrzec, bo dla mnie psychika bohatera to najbardziej istotna sprawa, co wcale nie musi być jednoznaczne z tym, że potrafię to dobrze oddać :P.
      Pobudki znane są wyłącznie samemu Richardowi, innym pozostaje tylko gdybanie :).
      Bo Jared to jest w gruncie rzeczy duże dziecko. Ja tak właśnie widzę artystów, jako ludzi z ogromnym dziecięcym pierwiastkiem i równie dziecięcym egocentryzmem.
      Wzruszyłam Cię? Słodko :D.
      No bo ja lubię równowagę, nie lubię, kiedy jest za poważnie i cieszę się, że są ludzie, którzy to doceniają <3.
      Już powoli zaczynam obmyślać jej dokładniejsze szczegóły. Planuję zacząć ją pisać, jak przepiszę do zeszytu najnowszy rozdział MWADG :).

      Usuń
  7. swietny rozdzial. Mary i Jay... wkoncu . Czekam na nastepny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że się spodobał ;). Następny postaram się dodać w ciągu najbliższych dwóch tygodni.

      Usuń
  8. A jednak stało się. To było do przewidzenia, ale myślałam, że jednak jeszcze trochę to pociągniesz. Jared wybaczył Mary całe oszustwo związane z jej stanem zdrowia. Mimo wszystko i tak faktycznie długo ją ignorował. Ja nie mam pojęcia, ile na jego miejscu bym wytrwała. Tym bardziej, jeśli mieszka się z osobą, której chce się unikać. Gdyby Jared wziął rozwód, czy wyprowadził się z domu, po śmierci Mary to by gnębiło go do końca jego życia. O ile sam by go sobie nie odebrał. Ona i tak niedługo odejdzie, więc jakby nie patrzeć powinni te ostatnie chwile wytrwać w zgodzie. Aczkolwiek nie jest mi jej żal ani troszeczkę. Po prostu nie umiem wobec niej wykazać jakichś pozytywnych uczuć czy właśnie współczucia, a przynajmniej na dłuższą metę. Jak to się mówi, karma wróciła do niej. Rzekomo przynajmniej wraca, chociaż ja nie wiem sama, czy w to wierzę.
    Jeśli zaś chodzi o Kelly i Neila, to muszę powiedzieć, że nie podobało mi się myślenie Kelly z początków rozdziału. Owszem, ma prawo obawiać się, że Neil może nie dać sobie rady, ale myślenie, że Neil nie będzie dobrym ojcem, bo sam nie zaznał miłości ojca zakrawa mi na lekki brak zaufania. Wbrew temu, że ona sama zaprzeczyła temu, że to nie jest brak zaufania. Nacisk na spotkanie rozumiem, niby każdy zasługuje na szansę, żeby móc się wytłumaczyć. Byłam niezykle zaskoczona, kiedy Neil wrócił w miarę normalnym stanie i zgodził się na widzenie się z Richardem. Szkoda tylko, że nie opisałaś tego monologu, bo faktycznie rozmową tego nie można nazwać. A więc ojciec Neila umiera. Absolutnie nie dziwię mu się, że tak się wściekł i wybiegł z tego lokalu. Nienawidzę prób wzbudzania litości, a dla mnie to ewidentnie była taka próba. Cieszę się, że Neil wytłumaczył Kelly o co chodziło z jego ojcem. Bardzo przykładny był z niego tatuś, nie ma co. Jeszcze gorszy niż sam Neil. Mam jednak nadzieję, że Neil weźmie to sobie do serca i tym razem faktycznie da z siebie wszystko, jeśli chodzi o opiekę nad swoim dzieckiem. Po tym, jak zaczął traktować Kelly, jak okazuje jej miłość i przywiązanie, wiem, że stać go na to, jeśli tylko będzie tego chciał. Neil, szalony rockmen, zmienił się, ale w ten zajebiście pozytywny sposób. Myślę, że nie stracił swojego mrocznego stylu na scenie, ale wobec najbliższych stał się zupełnie lepszym czlowiekiem. To na pewno jedna z moich ulubionych postaci w tym opowiadaniu:) Pozdrawiam i czekam na kolejny:) W ciągu najbliższych dni postaram się dodać też komentarz na Mwadg:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wy tak wszyscy jesteście pewni tej śmierci Mary, a co jeśli nie nastąpi? Co jeśli zakończę to wszystko, zanim dojdzie do tego "punktu kulminacyjnego" i reszta pozostanie milczeniem? :D A tak całkiem serio, to przecież wiem, że jestem do bólu przewidywalna, so... Jeez, aż nie mam ochoty tego kończyć. Humorki, humorki, ignorujemy humorki :P.
      Przykro mi, że masz takie podejście do Mary, ale cóż, każdy odbiera świat inaczej, ma swoje poglądy, swoje odczucia i takie tam różne sprawy :). Gdyby wszyscy myśleli tak samo, byłoby nudno, ale nie ukrywam, że mam poczucie, że coś zrobiłam nie tak, skoro nawet w takiej sytuacji postać nie zasługuje na współczucie.
      Szczerze? Mi też się ono nie podoba. Sama byłam na siebie zła, że wkręciłam jej ten pogląd, że Neil koniecznie musi spotkać się z ojcem. Przy pisaniu sama nie wiedziałam, jak z tego wybrnąć, jakim logicznym wyjaśnieniem to podeprzeć. Już w pewnym stopniu czuję przeciążenie tą historią, tak w gruncie rzeczy to od wczoraj, kiedy to zerknęłam na kolejny rozdział. Tak, znowu mam chwilę zwątpienia i pretensji do samej siebie, ignorujmy to po prostu.
      Akurat wtedy nie miałam na to spotkanie pomysłu, a nie chciałam napisać byle czego, bo to byłby zbyt istotny fragment i spieprzenie go, nie pozwoliłby mi spać po nocach.
      Właśnie tego chciałam uniknąć, zrobienia z Neila grzecznego, ułożonego faceika, który stracił wszystkie swoje pierwotne cechy. Bałam się, że tak się stanie, dlatego zachowałam w jego przypadku bardzo dużą ostrożność i cieszę się, że ta zmiana w nim nie jest rażąca i minusująca dla osoby, która tę postać lubi :).

      Usuń
  9. Nie,nie, nie. Nie ma w tym żadnej Twojej winy, że ja nie współczuję Mary. To juz po prostu jest takie moje podejście do jej postaci, które zmianie na pewno nie ulegnie. Ty nie możesz mieć żadnych pretensji do siebie:) Kreujesz ją tak, jak Tobie pasuje, więc bądź z tego zadowolona, w końcu Twoje zadowolenie jest tutaj najważniejsze:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak zawsze swietnu rozdzial! Piszesz tak, ze az sie oderwac nie mozna :) nie torturyj nas dluzej i dawaj nastepny rozdzial! :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że tak uważasz :). Postaram się zacząć go przepisywać w sobotę, ale niczego nie obiecuję. Również pozdrawiam :).

      Usuń
  11. *zaczynam czytać rozdział z wielką nadzieję, że sprawa między Mary a Jaredem się wyjaśni...*
    ... a tu jeb, perspektywa Kelly. :P
    Dobra, wiesz, nie narzekam, bo widzę, że rozwijasz sprawę Neila i jego ojca.
    Gawd, kolejny fochnięty bachor! No nie! Jared nie odzywa się do Mary, bo ta go "okłamywała" (w sumie jestem podzielona fifty-fifty, bo każde z nich ma trochę racji...), a teraz jeszcze Neil i jego ojciec. I nie odezwie się cholera, "bo nie". :P
    Ja na miejscu Kelly bym się bała co będzie z ich dzieckiem jak Neil jest tak przykładnym ojcem, że narobił sobie dzieci i nie pamięta ich imion. ;) I jak mówiłam tak się stało - w sumie mogłaby walnąć mu szczerze, ale to mogłoby w sumie go troszkę urazić... a mówią, że szczerość w związku jest najważniejsza! Mam tylko taką ogromną nadzieję, że Neil nie zrobi nic głupiego, nie pójdzie do jakiegoś klubu, nie schla się i nie przeleci jakiejś blondynki. :c
    Neil taki kochany się po tej wódce zrobił! <3 Powinien więcej pić, jakkolwiek to zabrzmi. :D Widać, że alkohol składnia go do myślenia! (Mogła to być też zasługa spaceru czy coś, ale mniejsza...)
    W każdym razie - dobrze, że nie zdradził Kelly i się nie upił. :) Mam teraz takie wrażenie, że już jesteśmy blisko końca opowiadania i Twoi boahterowie "dojrzewają". ;)
    Ooo, ja pomyślałam, że Neil dojrzewa, a potem Kelly też! Telepatia! :D
    Na koszt firmy jedzonko? Nie wiedziałam, że ona taka rozpoznawalna, przyznaję się bez bicia.
    Zawsze przy fragmentach w kawiarni robię się głodna, damn! :P
    Mimowolnie się uśmiecham jak widzę emotikonki w opowiadaniach. :D
    Eee... Neil ledwo zdążył poznać swojego ojca, a ten... UMIERA?! CO?! Wiesz, torturujesz tą Kelly, najpierw ta wizyta, teraz ten ojciec... Biedna kobieta, ona w ciąży jest, a tutaj tyle stresu... ;) Trochę głupie ma rozumowanie, ale powiedzmy, że ją rozumiem i też trochę się boję, jak Neil sobie z tym poradzi, ale niech ona aż tak nie przesadza, skoro teraz pada deszcz to niedługo na pewno wyjdzie słońce.

    Ooo, Neil coś będzie opowiadał. Ciekawi mnie za co tak nienawidzi ojca... Kelly jest w dziwnej sytuacji, teraz dopiero zauważyłam, że ona ma kochającego tatę, a Neil... dupa...
    Wszyscy mają jakąś mroczną przeszłość czy coś w tym stylu... god, dobrze to wymyśliłaś z tą złotą rączką i całą resztą. :D

    Ooo, perspektywa Jareda, ciekawe co z Mary? <3
    Mary wygnała Jaya do gościnnego pokoju czy sam bał się stanąć oko w oko z żonką? No, no, to się porobiło. ;)
    Cały tydzień z nią nie rozmawia? Nieźle... ja na miejscu Mary płakałabym chyba co noc, chociaż kto ją wie, może płakała... :c
    Rozwód? Cooo?! O.O Łzy stanęły mi w oczach, bo zawsze uważałam ich za perfekcyjną parę, ale mimo wszystko wierzę, że się pogodzą, mimo zachowania tego upartego osła. :<
    Przez głowę przeszło mi to, że Mary znowu podjęłą się próby samobójczej, a Jared nie chce tam wejść i ona umrze... tylko nie może teraz umrzeć, bo przecież masz sporo rozdziałów napisanych do przodu, więc... Jared, debilu, do przodu! :D
    Możesz być dumna... popłakałam się... no, ale on i się pogodzili ;_; jezu, tak! znowu Mary i Jared <333
    Też uwielbiam poglądy Mary, kobieta jest genialna! :D
    Idealne zakończenie rozdziału, kochana. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielu mężczyzn po wypiciu rozsądnej ilość wódki się otwiera i zaczyna patrzeć nieco głębiej na pewne sprawy, więc tak, to był wpływ wódki, nie spaceru :D.
      I to jest bardzo słuszne wrażenie, bo tak w rzeczywistości jest :).
      No wiesz, związek z Jaredem ją trochę wybił.
      Nie lubię emotikonek w opowiadaniach, ale jako że to był przytoczony liścik, to zrobiłam wyjątek.
      Bardziej torturuję Neila niż Kelly. Ten motyw ojca miał nie być połączony z ciążą Tucker, ale że podjęłam decyzję o zakończeniu opowiadania, musiałam zebrać wszystkie pomysły do kupy i tak jakoś się to wszystko zgrało.
      No wiesz, to nie Kelly, to hormony :D.
      Bo każda postać musi mieć coś za uszami, inaczej byłaby nudna :).
      Takie moje ciągotki do opowiadań "kryminalnych" :D.
      To Jared sam przeniósł się do tego pokoju, jeszcze zanim Mary wróciła ze szpitala.
      Płakała, płakała...
      I jestem dumna, i to bardzo :).
      Dziękuję, cieszę się, że się podoba :).

      Usuń
  12. Boże, jak z Jareda tępa dzida, jego żona umiera, a on zamiast każdy dzień z nią spędzać jak najlepiej (bo w końcu może byc to ostatni dzien) to jeszcze ją dobija, mówiąc, że to ona zrobiła mu świństwo -.- No ale z niego "biedactwo". Jestem zbulwersowana.

    OdpowiedzUsuń