Cztery lata - właśnie tyle minęło od opublikowania pierwszego rozdziału do tego ostatniego. Tyle czasu poświęciłam temu tworowi i dziś czuję ulgę, kiedy piszę do Was te ostatnie słowa, będące podsumowaniem tego całego okresu. Żal też, w końcu człowiek przez tak długi okres czasu zżywa się z tym wszystkim. Zwłaszcza człowiek tak sentymentalny jak ja.
Nie będę pisać o tym, jak to zaczynałam bez pomysłu i jak wiele błędów popełniałam, bo o tym wypowiadałam się już nie raz, nie dwa. Dziś chcę podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali i byli ze mną od samego początku do samego końca. Nie po cichu, a jawnie i w stu procentach. Choć słowo "wszyscy" jest tu chyba nieodpowiednie, bo taka osoba jest tylko jedna - Asia. To jej dziękuję najbardziej. Pozostałym, tym przychodzącym i odchodzącym, tym którzy nigdy nie zostawili po sobie żadnego śladu, a mimo to śledzili losy kreowanych przeze mnie bohaterów, tym którzy trafili tu dopiero pod koniec mojej przygody z tym oto opowiadaniem, też jestem ogromnie wdzięczna, nie mogę powiedzieć, że nie.
Zawdzięczam też sporo ludziom, którzy jawnie nazywali mnie autorką przez małe a, paranoiczką, sztucznie skromną panienką z wybujałym ego, która uważa się za lepszą od innych, choć w rzeczywistości sama nic nie potrafi, tym którzy naśmiewali się z każdego stworzonego przeze mnie zdania, obrażając przy okazji mnie osobiście, choć nigdy nawet ze mną nie rozmawiali, no i oczywiście tym, którzy jak mantrę powtarzali, że to blogowa Moda na sukces. To oni nauczyli mnie tego, by się nie poddawać i robić swoje bez oglądania się na innych, bez przejmowania się ich złośliwościami. Można powiedzieć, że utwardzili mi tyłek i sprawili, że nabrałam sporo dystansu, a także przekonałam się, że zawsze będzie ktoś, komu nie będzie się podobać to, co robię i nawet jeśli będę się dwoiła i troiła, nie zmienię ich odczuć.
Wiele zawdzięczam też konstruktywnej krytyce, osobom, które wskazywały mi błędy, zwracały uwagę na to, co robię źle. To dzięki nim zaczęłam dążyć do poprawy, do wspięcia się na wyższy poziom. Żałuję tylko, że na początku nie potrafiłam przyjmować tych opinii i często gęsto reagowałam dosyć nerwowo. Na szczęście z czasem nauczyłam się rozróżniać złośliwców od ludzi, którzy zwracają mi uwagę dla mojego własnego dobra i dziś potrafię okazać im swoją dozgonną wdzięczność.
Jestem dumna. Nie z treści, a z tego, że doprowadziłam to do końca, że udowodniłam sobie samej, że jestem w stanie w czymś wytrwać, nie porzucić tego, gdy tylko na horyzoncie pojawią się pierwsze czarne chmury. Nie spodziewałam się po sobie takiego samozaparcia, takiej wytrwałości.
Zadowolona jestem też z postępów, jakie poczyniłam i z rzeczy, których nauczyłam się przez te wszystkie lata.
Niejednokrotnie pisałam o planach na nowe opowiadanie oparte na jednej z moich miniaturek, ostatecznie zdecydowałam, że na planach się skończy. Po tych czterech latach doszłam do wniosku, że jednak nie mam wystarczająco dużo cierpliwości do blogowania. Zostanę przy pisaniu do szuflady, bo wyładuję nadmiar energii twórczej i jednocześnie nie będę się denerwować.
A co do obiecanych miniaturek - może kiedyś się pojawią, bo nie wykluczam, że pewnego pięknego dnia najdzie mnie ogromna wena i zabiorę się za ich napisanie.
I to by było na tyle mojego posłowia - jeszcze raz dziękuję za całą uwagę, jaką poświęciliście mi i temu opowiadaniu, i przepraszam za wszystkie moje słabsze momenty.
Jakby to powiedział Scotty, niech moc będzie z Wami!
Nie będę pisać o tym, jak to zaczynałam bez pomysłu i jak wiele błędów popełniałam, bo o tym wypowiadałam się już nie raz, nie dwa. Dziś chcę podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali i byli ze mną od samego początku do samego końca. Nie po cichu, a jawnie i w stu procentach. Choć słowo "wszyscy" jest tu chyba nieodpowiednie, bo taka osoba jest tylko jedna - Asia. To jej dziękuję najbardziej. Pozostałym, tym przychodzącym i odchodzącym, tym którzy nigdy nie zostawili po sobie żadnego śladu, a mimo to śledzili losy kreowanych przeze mnie bohaterów, tym którzy trafili tu dopiero pod koniec mojej przygody z tym oto opowiadaniem, też jestem ogromnie wdzięczna, nie mogę powiedzieć, że nie.
Zawdzięczam też sporo ludziom, którzy jawnie nazywali mnie autorką przez małe a, paranoiczką, sztucznie skromną panienką z wybujałym ego, która uważa się za lepszą od innych, choć w rzeczywistości sama nic nie potrafi, tym którzy naśmiewali się z każdego stworzonego przeze mnie zdania, obrażając przy okazji mnie osobiście, choć nigdy nawet ze mną nie rozmawiali, no i oczywiście tym, którzy jak mantrę powtarzali, że to blogowa Moda na sukces. To oni nauczyli mnie tego, by się nie poddawać i robić swoje bez oglądania się na innych, bez przejmowania się ich złośliwościami. Można powiedzieć, że utwardzili mi tyłek i sprawili, że nabrałam sporo dystansu, a także przekonałam się, że zawsze będzie ktoś, komu nie będzie się podobać to, co robię i nawet jeśli będę się dwoiła i troiła, nie zmienię ich odczuć.
Wiele zawdzięczam też konstruktywnej krytyce, osobom, które wskazywały mi błędy, zwracały uwagę na to, co robię źle. To dzięki nim zaczęłam dążyć do poprawy, do wspięcia się na wyższy poziom. Żałuję tylko, że na początku nie potrafiłam przyjmować tych opinii i często gęsto reagowałam dosyć nerwowo. Na szczęście z czasem nauczyłam się rozróżniać złośliwców od ludzi, którzy zwracają mi uwagę dla mojego własnego dobra i dziś potrafię okazać im swoją dozgonną wdzięczność.
Jestem dumna. Nie z treści, a z tego, że doprowadziłam to do końca, że udowodniłam sobie samej, że jestem w stanie w czymś wytrwać, nie porzucić tego, gdy tylko na horyzoncie pojawią się pierwsze czarne chmury. Nie spodziewałam się po sobie takiego samozaparcia, takiej wytrwałości.
Zadowolona jestem też z postępów, jakie poczyniłam i z rzeczy, których nauczyłam się przez te wszystkie lata.
Niejednokrotnie pisałam o planach na nowe opowiadanie oparte na jednej z moich miniaturek, ostatecznie zdecydowałam, że na planach się skończy. Po tych czterech latach doszłam do wniosku, że jednak nie mam wystarczająco dużo cierpliwości do blogowania. Zostanę przy pisaniu do szuflady, bo wyładuję nadmiar energii twórczej i jednocześnie nie będę się denerwować.
A co do obiecanych miniaturek - może kiedyś się pojawią, bo nie wykluczam, że pewnego pięknego dnia najdzie mnie ogromna wena i zabiorę się za ich napisanie.
I to by było na tyle mojego posłowia - jeszcze raz dziękuję za całą uwagę, jaką poświęciliście mi i temu opowiadaniu, i przepraszam za wszystkie moje słabsze momenty.
Jakby to powiedział Scotty, niech moc będzie z Wami!
Ja również Ci dziękuję:) To wspaniałe opowiadanie na długo pozostanie w mojej pamięci:*
OdpowiedzUsuńJa również dziękuję za to wspaniałe opowiadania i żałuję że nie trafiłam tu szybciej :) Szkoda że to już koniec...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam xoxo