Kelly:
Samochód Carla toczył się osiemdziesiątką po autostradzie prowadzącej z Los Angeles prosto do naszego rodzinnego miasta Ventury. Livingstone był w pełni skupiony na drodze, Oksana co rusz zaglądała do plastikowej klatki Margo, by upewnić się, że ta nie wymiotuje, Neil wydzierał się wniebogłosy na siedzeniu pasażera, a ja błagałam w myślach o to, by skończył już te swoje popisy wokalne.
- Ventura Highway in the sunshine/Where the days are longer/The nights are stronger than moonshine/You're gonna go I know...
- Neil, błagam cię, przymknij tę swoją szanowną jadaczkę.
Stevens zamilkł, po czym odwrócił się, patrząc na mnie uważnym wzrokiem.
- O co ci chodzi, przecież zajebiście śpiewam?
- No nie wiem, przez te twoje wrzaski mdli mnie jeszcze bardziej.
- A mi więdną uszy - wtrąciła się Oksi, zakładając za ucho kosmyki włosów, które opadły jej na twarz. Jakoś nie mogę się przyzwyczaić do jej nowego wyglądu, choć nie ukrywam, że w takiej wersji podoba mi się o wiele bardziej. Przyzwyczajenia; minie jeszcze trochę czasu, zanim na dobre przestanę kojarzyć swoją starszą siostrę z długimi blond włosami, sztuczną opalenizną i tipsami.
- Dobrze, że nie silikony - dogryzł jej tradycyjnie Neil, na co ta zmierzyła go morderczym wzrokiem. - Jeden jeden, paniusiu. - Mężczyzna wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i wrócił do normalnej pozycji, nie wracając już do zarzynania piosenki Americii. Zapadła dzięki temu cisza w cudowny sposób ukoiła nieprzyjemną dolegliwość związaną z pierwszym trymestrem ciąży. - No to może chociaż włączymy muzykę, co, bo jakoś tak smętnie się zrobiło? - odezwał się po chwili milczenia Stevens, gdy zorientował się, że żadne z nas nie jest skore do rozmowy. Ja robiłam wszystko, by nie zwymiotować, Oksana skupiała się na psie, a Carl zdawał się być w zupełnie innym miejscu. Dopiero gdy Neil szturchnął go łokciem, wrócił do żywych i uruchomił samochodowy sprzęt grający. Pojazd wypełnił się pierwszymi dźwiękami piosenki 30 Seconds to Mars, której tytułu nie mogłam sobie przypomnieć za żadne skarby świata.
- Echelon - zwróciła się do mnie Oksana.
No tak, przecież kiedyś była ogromną fanką Jareda, więc siłą rzeczy zna też utwory jego zespołu. Jak mogłam o tym zapomnieć? Ogólnie ostatnio łapię się na tym, że poumykało mi z pamięci mnóstwo rzeczy, na przykład fakt, że za czasów szkolnych ja i Carl byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, którzy zawsze trzymali się razem, mimo toczącej się w okolicy zagożałej wojny płci. Bawiłam się z nim w policjantów i złodziei, a na drugi dzień on przychodził do mnie jako klient mojego wyimaginowanego salonu piękności. W trochę późniejszych latach uczyliśmy się na sobie całować i wymienialiśmy się zwierzaniami na temat swoich miłostek, jednak nigdy nie wyszliśmy poza status przyjaźni, bo nigdy jedno nie patrzyło na drugie jak na obiekt uczuć. Byliśmy przyjaciółmi, najlepszymi kumplami, zawaraliśmy nawet braterstwo krwi, a teraz rozmawiamy ze sobą raz na jakiś czas albo, tak jak dziś, po dłuższym okresie milczenia prosimy tego drugiego o drobną przysługę. Moje życie prywatne i kariera pochłonęły mnie do tego stopnia, że zapomniałam, jak bardzo cenię sobie tę więź między mną a Livingstone'em. Nie zorientowałam się też, że właśnie przechodzi przez coś, z czym wcale nie jest mu lekko. Coś na pewno go trapi, w przeciwnym razie nie byłby tak milczący i tak nieobecny. Jednak nie chciałam o to pytać tak przy wszystkich w trakcie jazdy, wolałam poczekać na dogodniejszy moment, który trafił się, gdy wjechaliśmy do Ventury i Oksana dostrzegła za szybą swoją ulubioną lodziarnie.
- Carl, błagałam cię, zatrzymaj się tu! - niemal pisnęła, podskakując w miejscu. Zaciekawiony Neil spojrzał na obiekt, który aż tak bardzo zainteresował moją siostrę i uśmiechnął się triumfalnie. Za moment jej dogryzie.
- Oksanko, nie ekscytuj się tak, to nie takie lody, jak myślisz.
Oksana posłała Neilowi kolejne pełne wściekłości spojrzenie, a ten wybuchł głośnym teatralnym śmiechem.
- Dwa jeden dla pana Stevensa - wyśpiewał pod wymyśloną przez siebie melodię i wykonał coś, co chyba miało być tańcem radości w wersji dla siedzących.
- Nie ma sprawy, mogę stanąć. - Carl zatrzymał auto, a Oksana natychmiast rozpięła pasy i otworzyła drzwiczki.
- A wy nie idziecie? Te lody są naprawdę boskie.
- Gdybym teraz włożyła coś do ust, zaraz bym to zwróciła, więc ja tylko wyjdę się przewietrzyć - odpowiedziałam, powoli wygrzebując się z samochodu.
- Ja też rozprostuję kości - dodał nasz kierowca.
- A pan Neil się skusi na lodzika. W końcu poleca go Oksanka, a ona na lodach zna się najlepiej. - Lewa brew Stevensa podskoczyła, Oksi spiorunowała go gniewnym spojrzeniem. - Tak jest, trzy do jednego!
Pokręciłam głową z politowaniem i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Moja siostra i partner ruszyli w stronę niedużego budynku, a ja zostałam razem z Carlem na parkingu. Idealny moment na rozmowę.
- Co tak zerkasz na komórkę? - rzuciłam niby mimochodem, wykorzystując fakt, że Livingstone już chyba po raz setny rzucił okiem na ekranik swojego I Phone'a.
- Czekam na telefon, który chyba nigdy nie nadejdzie - odpowiedział smutnym tonem, z rezygnacją chowając aparat do kieszeni jasnych jeansów.
- Można jaśniej? Mimo wszystko nadal jesteśmy przyjaciółmi, możemy rozmawiać na każdy temat. - Oparłam się o maskę grafitowej hondy i posłałam mężczyźnie zachęcające spojrzenie. Wziął głęboki oddech, również oparł się o auto i włożywszy dłonie do kieszeni, zaczął mówić:
- Kojarzysz Marion Jackobson?
- No tak, to mama synka Jareda.
- Poznałem ją na premierze klipu Marsów. Podczas afterparty usiedliśmy razem przy barze i zaczęliśmy rozmawiać. Opowiedziała mi o swojej dość skomplikowanej sytuacji życiowej. Wiesz, od razu wydała mi się być wrażliwą, miłą kobietą.
- Bo taka jest - wtrąciłam z delikatnym uśmiechem na twarzy i pozwoliłam przyjacielowi kontynuować.
- Rozmawialiśmy dosyć długo, a kiedy chciała wracać, zaproponowałem, żeby zabrała się ze mną i wynajętym przez Leto kierowcą. Zgodziła się. - Tu wziął kolejny głęboki oddech i wbił wzrok w pękający beton - Będąc w samochodzie, zaczęliśmy się całować, zaprosiła mnie do siebie. Kochaliśmy się, a rano powiedziała mi, że nie jest jeszcze gotowa na to, by znów angażować się w jakiś związek, że na razie musi poukładać sobie wszystkie sprawy. Przyznałem jej rację i zostawiłem swój numer, w razie, gdyby chciała pogadać. Nie odezwała się ani razu, a ja nie mogę przestać o niej myśleć.
- No to nieciekawie - rzuciłam, patrząc na niego z niewymuszonym współczuciem.
- Nie musisz mi tego mówić. - Przetarł twarz dłonią, po czym spojrzał na mnie pełnym bezradności wzrokiem.
- To może ty się do niej odezwij, co?
- Nie mam jej numeru.
- Ale ja mam, mogę ci go podać.
- Nie, Kelly, nie chcę się jej narzucać. Ma już wystarczająco dużo problemów, nie potrzeba jej jeszcze amanta z obsesją na jej punkcie. Gdyby chciała utrzymywać ze mną kontakt, zadzwoniłaby, albo chociaż napisała smsa.
- Może ma po prostu zbyt wiele na głowie i o tym zapomniała. Albo zgubiła twój numer. Jeśli chcesz, mogą z nią o tym porozmawiać - zaproponowałam.
- To bardzo miło z twojej strony, ale nie. Najwyraźniej nie poczuła tego samego co ja. Potrzebowała po prostu jednorazowej odskoczni od problemów.
- Marion taka nie jest.
- Wiem, ale ja sam ją do tego nakłoniłem.
Już miałam coś powiedzieć, gdy zobaczyłam wracających z lodziarni Oksanę i Neila. Oboje zajadali się lodami śmietankowymi z automatu z czekoladową posypką. Ja i Carl zgodnie uznaliśmy, że to najlepszy moment na zakończenie rozmowy, co przypieczętowaliśmy porozumiewawczymi spojrzeniami.
Pięć minut później byliśmy już w naszym rodzinnym domu. Livingstone pomógł wnieść Oksanie bagaże pod same drzwi, po czym wrócił do samochodu, przy którym stał Neil i palił papierosa. Mimo prośby, odmówił wejścia do mieszkania moich rodziców. Zna doskonale stosunek mojego ojca do swojej osoby, więc woli nie ryzykować.
Posłałam mu delikatny uśmiech i zaraz potem nacisnęłam klamkę. Do moich nozdrzy od razu doszedł najpiękniejszy zapach na świecie - świeży placek truskawkowy. Obie z Oksaną szeroko się uśmiechnęłyśmy i weszłyśmy wgłąb korytarza, gdzie stał uradowany tata.
- Moje kochane córeczki.
Wtuliłam się mocno w jego silne ramiona, Oksi w tym czasie odstawiła swoją walizkę i wypuściła psa.
- Jak ja za wami tęskniłem.
- My za tobą też, tatusiu. - Oksana zajęła moje miejsce w objęciach naszego ojca, a ja skierowałam się do kuchni, gdzie Margo usilnie próbowała doskoczyć do jeszcze ciepłego ciasta.
- Za mała jesteś, paskudo - rzuciłam, głaszcząc ją po łbie i chwyciłam leżący tuż przy popisowym wypieku taty nóż. Nawet te przeklęte mdłości nie powstrzymają mnie przed zjedzeniem tej pyszności...
Chwilę później dołączyli do mnie Oksana i tata, oboje uśmiechnięci i zadowoleni.
- Może zrobić wam herbaty?
- Ja poproszę.
- A ja podziękuję, bo zaraz muszę iść.
- Iść? Myślałem, że posiedzisz i pogadasz ze starym ojcem.
- Bardzo bym chciała, ale chłopaki na mnie czekają. O drugiej musimy być w San Diego.
- Jakie chłopaki? Po co do San Diego?
- Neil i Carl. Syn tego pierwszego ma dzisiaj urodziny.
- Stevens?
- Przecież wiesz, że znów się z nim spotykam.
- Niestety. - Tata zrobił wymowną minę i oparł się o krzesło.
- No właśnie, skoro już jesteśmy tak mniej więcej w temacie, to muszę ci coś powiedzieć.
Staruszek z powrotem się wyprostował i wbił we mnie uważne spojrzenie.
- Za osiem miesięcy zostaniesz dziadkiem,
- Jesteś w ciąży?!
Przytaknęłam, a ten w jednej chwili zerwał się z miejsca i porwał mnie w ramiona, ciesząc się przy tym jak małe dziecko. Innej reakcji nie przewidywałam. Tata zawsze marzył o wnukach, które będzie mógł rozpieszczać do granic możliwości.
- To dziecko Neila, tak? - zadał raczej retoryczne pytanie.
- Tato, ja go naprawdę kocham i chcę z nim wychowywać nasze dziecko.
- No wiem, skarbie, wiem. Jakoś będę musiał to przeżyć. Mam tylko nadzieję, że mała będzie podobna do ciebie, nie do niego.
- Mała? - Uniosłam brwi w pytającym spojrzeniu.
- Oczywistym jest, że to będzie dziewczynka. Moja mała, śliczna księżniczka. - Tata położył dłonie na moim jeszcze płaskim brzuchu, a ja szeroko się uśmiechnęłam. Kocham tego faceta, po prostu go kocham. Ja i Oksana nie mogłyśmy sobie wymarzyć lepszego ojca.
- Pani Stevens już wie?
- Jeszcze nie, właśnie chcemy zajechać do niej po drodze.
- Nie trudźcie się, nie ma jej. Pół godziny temu pojechała gdzieś z jakimś facetem.
- Mama Neila ma faceta?! - Oksana otworzyła szeroko usta, ja zareagowałam podobnie.
- No chyba tak.
- No to się Neil zdziwi. - Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym pożegnałam się z tatą i siostrą i wróciłam do czekającego na mnie samochodu.
Samochód Carla toczył się osiemdziesiątką po autostradzie prowadzącej z Los Angeles prosto do naszego rodzinnego miasta Ventury. Livingstone był w pełni skupiony na drodze, Oksana co rusz zaglądała do plastikowej klatki Margo, by upewnić się, że ta nie wymiotuje, Neil wydzierał się wniebogłosy na siedzeniu pasażera, a ja błagałam w myślach o to, by skończył już te swoje popisy wokalne.
- Ventura Highway in the sunshine/Where the days are longer/The nights are stronger than moonshine/You're gonna go I know...
- Neil, błagam cię, przymknij tę swoją szanowną jadaczkę.
Stevens zamilkł, po czym odwrócił się, patrząc na mnie uważnym wzrokiem.
- O co ci chodzi, przecież zajebiście śpiewam?
- No nie wiem, przez te twoje wrzaski mdli mnie jeszcze bardziej.
- A mi więdną uszy - wtrąciła się Oksi, zakładając za ucho kosmyki włosów, które opadły jej na twarz. Jakoś nie mogę się przyzwyczaić do jej nowego wyglądu, choć nie ukrywam, że w takiej wersji podoba mi się o wiele bardziej. Przyzwyczajenia; minie jeszcze trochę czasu, zanim na dobre przestanę kojarzyć swoją starszą siostrę z długimi blond włosami, sztuczną opalenizną i tipsami.
- Dobrze, że nie silikony - dogryzł jej tradycyjnie Neil, na co ta zmierzyła go morderczym wzrokiem. - Jeden jeden, paniusiu. - Mężczyzna wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i wrócił do normalnej pozycji, nie wracając już do zarzynania piosenki Americii. Zapadła dzięki temu cisza w cudowny sposób ukoiła nieprzyjemną dolegliwość związaną z pierwszym trymestrem ciąży. - No to może chociaż włączymy muzykę, co, bo jakoś tak smętnie się zrobiło? - odezwał się po chwili milczenia Stevens, gdy zorientował się, że żadne z nas nie jest skore do rozmowy. Ja robiłam wszystko, by nie zwymiotować, Oksana skupiała się na psie, a Carl zdawał się być w zupełnie innym miejscu. Dopiero gdy Neil szturchnął go łokciem, wrócił do żywych i uruchomił samochodowy sprzęt grający. Pojazd wypełnił się pierwszymi dźwiękami piosenki 30 Seconds to Mars, której tytułu nie mogłam sobie przypomnieć za żadne skarby świata.
- Echelon - zwróciła się do mnie Oksana.
No tak, przecież kiedyś była ogromną fanką Jareda, więc siłą rzeczy zna też utwory jego zespołu. Jak mogłam o tym zapomnieć? Ogólnie ostatnio łapię się na tym, że poumykało mi z pamięci mnóstwo rzeczy, na przykład fakt, że za czasów szkolnych ja i Carl byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, którzy zawsze trzymali się razem, mimo toczącej się w okolicy zagożałej wojny płci. Bawiłam się z nim w policjantów i złodziei, a na drugi dzień on przychodził do mnie jako klient mojego wyimaginowanego salonu piękności. W trochę późniejszych latach uczyliśmy się na sobie całować i wymienialiśmy się zwierzaniami na temat swoich miłostek, jednak nigdy nie wyszliśmy poza status przyjaźni, bo nigdy jedno nie patrzyło na drugie jak na obiekt uczuć. Byliśmy przyjaciółmi, najlepszymi kumplami, zawaraliśmy nawet braterstwo krwi, a teraz rozmawiamy ze sobą raz na jakiś czas albo, tak jak dziś, po dłuższym okresie milczenia prosimy tego drugiego o drobną przysługę. Moje życie prywatne i kariera pochłonęły mnie do tego stopnia, że zapomniałam, jak bardzo cenię sobie tę więź między mną a Livingstone'em. Nie zorientowałam się też, że właśnie przechodzi przez coś, z czym wcale nie jest mu lekko. Coś na pewno go trapi, w przeciwnym razie nie byłby tak milczący i tak nieobecny. Jednak nie chciałam o to pytać tak przy wszystkich w trakcie jazdy, wolałam poczekać na dogodniejszy moment, który trafił się, gdy wjechaliśmy do Ventury i Oksana dostrzegła za szybą swoją ulubioną lodziarnie.
- Carl, błagałam cię, zatrzymaj się tu! - niemal pisnęła, podskakując w miejscu. Zaciekawiony Neil spojrzał na obiekt, który aż tak bardzo zainteresował moją siostrę i uśmiechnął się triumfalnie. Za moment jej dogryzie.
- Oksanko, nie ekscytuj się tak, to nie takie lody, jak myślisz.
Oksana posłała Neilowi kolejne pełne wściekłości spojrzenie, a ten wybuchł głośnym teatralnym śmiechem.
- Dwa jeden dla pana Stevensa - wyśpiewał pod wymyśloną przez siebie melodię i wykonał coś, co chyba miało być tańcem radości w wersji dla siedzących.
- Nie ma sprawy, mogę stanąć. - Carl zatrzymał auto, a Oksana natychmiast rozpięła pasy i otworzyła drzwiczki.
- A wy nie idziecie? Te lody są naprawdę boskie.
- Gdybym teraz włożyła coś do ust, zaraz bym to zwróciła, więc ja tylko wyjdę się przewietrzyć - odpowiedziałam, powoli wygrzebując się z samochodu.
- Ja też rozprostuję kości - dodał nasz kierowca.
- A pan Neil się skusi na lodzika. W końcu poleca go Oksanka, a ona na lodach zna się najlepiej. - Lewa brew Stevensa podskoczyła, Oksi spiorunowała go gniewnym spojrzeniem. - Tak jest, trzy do jednego!
Pokręciłam głową z politowaniem i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Moja siostra i partner ruszyli w stronę niedużego budynku, a ja zostałam razem z Carlem na parkingu. Idealny moment na rozmowę.
- Co tak zerkasz na komórkę? - rzuciłam niby mimochodem, wykorzystując fakt, że Livingstone już chyba po raz setny rzucił okiem na ekranik swojego I Phone'a.
- Czekam na telefon, który chyba nigdy nie nadejdzie - odpowiedział smutnym tonem, z rezygnacją chowając aparat do kieszeni jasnych jeansów.
- Można jaśniej? Mimo wszystko nadal jesteśmy przyjaciółmi, możemy rozmawiać na każdy temat. - Oparłam się o maskę grafitowej hondy i posłałam mężczyźnie zachęcające spojrzenie. Wziął głęboki oddech, również oparł się o auto i włożywszy dłonie do kieszeni, zaczął mówić:
- Kojarzysz Marion Jackobson?
- No tak, to mama synka Jareda.
- Poznałem ją na premierze klipu Marsów. Podczas afterparty usiedliśmy razem przy barze i zaczęliśmy rozmawiać. Opowiedziała mi o swojej dość skomplikowanej sytuacji życiowej. Wiesz, od razu wydała mi się być wrażliwą, miłą kobietą.
- Bo taka jest - wtrąciłam z delikatnym uśmiechem na twarzy i pozwoliłam przyjacielowi kontynuować.
- Rozmawialiśmy dosyć długo, a kiedy chciała wracać, zaproponowałem, żeby zabrała się ze mną i wynajętym przez Leto kierowcą. Zgodziła się. - Tu wziął kolejny głęboki oddech i wbił wzrok w pękający beton - Będąc w samochodzie, zaczęliśmy się całować, zaprosiła mnie do siebie. Kochaliśmy się, a rano powiedziała mi, że nie jest jeszcze gotowa na to, by znów angażować się w jakiś związek, że na razie musi poukładać sobie wszystkie sprawy. Przyznałem jej rację i zostawiłem swój numer, w razie, gdyby chciała pogadać. Nie odezwała się ani razu, a ja nie mogę przestać o niej myśleć.
- No to nieciekawie - rzuciłam, patrząc na niego z niewymuszonym współczuciem.
- Nie musisz mi tego mówić. - Przetarł twarz dłonią, po czym spojrzał na mnie pełnym bezradności wzrokiem.
- To może ty się do niej odezwij, co?
- Nie mam jej numeru.
- Ale ja mam, mogę ci go podać.
- Nie, Kelly, nie chcę się jej narzucać. Ma już wystarczająco dużo problemów, nie potrzeba jej jeszcze amanta z obsesją na jej punkcie. Gdyby chciała utrzymywać ze mną kontakt, zadzwoniłaby, albo chociaż napisała smsa.
- Może ma po prostu zbyt wiele na głowie i o tym zapomniała. Albo zgubiła twój numer. Jeśli chcesz, mogą z nią o tym porozmawiać - zaproponowałam.
- To bardzo miło z twojej strony, ale nie. Najwyraźniej nie poczuła tego samego co ja. Potrzebowała po prostu jednorazowej odskoczni od problemów.
- Marion taka nie jest.
- Wiem, ale ja sam ją do tego nakłoniłem.
Już miałam coś powiedzieć, gdy zobaczyłam wracających z lodziarni Oksanę i Neila. Oboje zajadali się lodami śmietankowymi z automatu z czekoladową posypką. Ja i Carl zgodnie uznaliśmy, że to najlepszy moment na zakończenie rozmowy, co przypieczętowaliśmy porozumiewawczymi spojrzeniami.
Pięć minut później byliśmy już w naszym rodzinnym domu. Livingstone pomógł wnieść Oksanie bagaże pod same drzwi, po czym wrócił do samochodu, przy którym stał Neil i palił papierosa. Mimo prośby, odmówił wejścia do mieszkania moich rodziców. Zna doskonale stosunek mojego ojca do swojej osoby, więc woli nie ryzykować.
Posłałam mu delikatny uśmiech i zaraz potem nacisnęłam klamkę. Do moich nozdrzy od razu doszedł najpiękniejszy zapach na świecie - świeży placek truskawkowy. Obie z Oksaną szeroko się uśmiechnęłyśmy i weszłyśmy wgłąb korytarza, gdzie stał uradowany tata.
- Moje kochane córeczki.
Wtuliłam się mocno w jego silne ramiona, Oksi w tym czasie odstawiła swoją walizkę i wypuściła psa.
- Jak ja za wami tęskniłem.
- My za tobą też, tatusiu. - Oksana zajęła moje miejsce w objęciach naszego ojca, a ja skierowałam się do kuchni, gdzie Margo usilnie próbowała doskoczyć do jeszcze ciepłego ciasta.
- Za mała jesteś, paskudo - rzuciłam, głaszcząc ją po łbie i chwyciłam leżący tuż przy popisowym wypieku taty nóż. Nawet te przeklęte mdłości nie powstrzymają mnie przed zjedzeniem tej pyszności...
Chwilę później dołączyli do mnie Oksana i tata, oboje uśmiechnięci i zadowoleni.
- Może zrobić wam herbaty?
- Ja poproszę.
- A ja podziękuję, bo zaraz muszę iść.
- Iść? Myślałem, że posiedzisz i pogadasz ze starym ojcem.
- Bardzo bym chciała, ale chłopaki na mnie czekają. O drugiej musimy być w San Diego.
- Jakie chłopaki? Po co do San Diego?
- Neil i Carl. Syn tego pierwszego ma dzisiaj urodziny.
- Stevens?
- Przecież wiesz, że znów się z nim spotykam.
- Niestety. - Tata zrobił wymowną minę i oparł się o krzesło.
- No właśnie, skoro już jesteśmy tak mniej więcej w temacie, to muszę ci coś powiedzieć.
Staruszek z powrotem się wyprostował i wbił we mnie uważne spojrzenie.
- Za osiem miesięcy zostaniesz dziadkiem,
- Jesteś w ciąży?!
Przytaknęłam, a ten w jednej chwili zerwał się z miejsca i porwał mnie w ramiona, ciesząc się przy tym jak małe dziecko. Innej reakcji nie przewidywałam. Tata zawsze marzył o wnukach, które będzie mógł rozpieszczać do granic możliwości.
- To dziecko Neila, tak? - zadał raczej retoryczne pytanie.
- Tato, ja go naprawdę kocham i chcę z nim wychowywać nasze dziecko.
- No wiem, skarbie, wiem. Jakoś będę musiał to przeżyć. Mam tylko nadzieję, że mała będzie podobna do ciebie, nie do niego.
- Mała? - Uniosłam brwi w pytającym spojrzeniu.
- Oczywistym jest, że to będzie dziewczynka. Moja mała, śliczna księżniczka. - Tata położył dłonie na moim jeszcze płaskim brzuchu, a ja szeroko się uśmiechnęłam. Kocham tego faceta, po prostu go kocham. Ja i Oksana nie mogłyśmy sobie wymarzyć lepszego ojca.
- Pani Stevens już wie?
- Jeszcze nie, właśnie chcemy zajechać do niej po drodze.
- Nie trudźcie się, nie ma jej. Pół godziny temu pojechała gdzieś z jakimś facetem.
- Mama Neila ma faceta?! - Oksana otworzyła szeroko usta, ja zareagowałam podobnie.
- No chyba tak.
- No to się Neil zdziwi. - Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym pożegnałam się z tatą i siostrą i wróciłam do czekającego na mnie samochodu.
***
- Może będzie lepiej, jak wejdziesz sam, co? - zwróciłam się do Neila, gdy Carl odjechał, a my zatrzymaliśmy się przed drzwiami wejściowymi domu matki Kimberly. Serce waliło mi jak szalone, a kolana niemiłosiernie drżały.
- Kelly, proszę cię, przestań, przecież nikt cię tam nie zje. - Neil posłał mi pocieszające spojrzenie, po czym musnął delikatnie moje wargi swoimi. No cóż, nie jestem tego taka pewna, ale niech mu będzie.
Stevens wcisnął mały przycisk, za drzwiami rozbrzmiało się dosyć głośne pikanie. Klamka się ruszyła, serce zabiło mi jeszcze szybciej.
- Cześć, Kimie - rzucił Neil na widok szczupłej, atrakcyjnej blondynki.
- Cześć.
- To jest... - zaczął, jednak mu przerwałam.
- Kelly. Kelly Tucker. - Wyciągnęłam dłoń w stronę kobiety, w ostatniej chwili opanowując jej drżenie.
- Wiem. Kojarzę cię z telewizji i gazet. Kimberly Wallie. Wejdźcie, Dominic jest w salonie.
Niepewnym krokiem przestąpiłam próg, rozglądając się dookoła. Całkiem ładny wystrój.
- Widzisz, nie zjadła cię. - Stevens uśmiechnął się delikatnie i objął mnie ramieniem. Zaraz potem znaleźliśmy się w pokoju dziennym, gdzie zastaliśmy tylko Dominica. Byłam pewna, że będą tam jeszcze jacyś inni goście.
- Dom, tata przyjechał.
Młody chłopak podniósł się z kanapy i spojrzał na swojego ojca.
- Witaj, Neil.
- Cześć, stary. Wszystkiego najlepszego. - Stevens objął syna w typowo kumpelski sposób i wręczył mu prezent, z którego chłopiec niezwykle się ucieszył.
- Dziękuję, Neil, bardzo mi się przyda. Miło, że skonsultowałeś się z mamą i mi go kupiłeś.
Sposób wysławiania się tego dwunastolatka niezwykle mnie zaskoczył. Tak samo jak fakt, że zwracał się do Stevensa po imieniu. No, ale cóż, na miano ojca trzeba sobie zasłużyć, a Neil jakoś wybitnie się w tej roli nie wykazał.
- A kim jest twoja towarzyszka?
- To Kelly, moja partnerka.
- Ach tak. Trochę stara, jak na twoje standardy - rzucił po zmierzeniu mnie wzrokiem. - Nie bierz tego do siebie, po prostu wiem, że Neil gustuje w bardzo młodych dziewczętach, a ty wyglądasz mi na dorosłą kobietę.
- Mam dwadzieścia dziewięć lat.
- No właśnie, chcę też, żebyś o czymś wiedział.
- O czym? - Młody Stevens spojrzał uważnie na swojego ojca. Skóra zdjęta z Neila.
- Niedługo zostaniesz starszym bratem.
- Znowu? - Chłopak się wykrzywił. - Już przecież mam jednego brata, jak byłem u ciebie, to cię odwiedził. Nie byłeś nim jakoś specjalnie zainteresowany.
Poczułam się nieco niezręcznie, Neil chyba też.
- Nie mów, że nie wiesz o Liamie - zwrócił się tym razem do mnie.
- Wiem.
- I co, wierzysz, że twoim dzieckiem będzie się zajmował? Nie sądzę.
- Dominic! - skarciła go Kim.
- No co, mamo, taka prawda, sama wiesz o tym najlepiej.
- Ja chyba jednak pójdę - rzuciłam, czując nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej i skierowałam się do drzwi. Neil ruszył za mną.
- Kelly, stój.
- Mówiłam ci, że to zły pomysł, że powinieneś był przyjechać tu sam.
- Skarbie, to dzieciak, chowa do mnie urazę, co wcale mnie nie dziwi i bywa złośliwy, ale..
- Tak? A mówiłeś, że nie będzie miał problemu z akceptacją tej sytuacji - wtrąciłam się Stevensowi w zdanie, zatrzymując się przy metalowej furtce.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Wracaj do środka, ja zadzwonię do Carla i poproszę, żeby po mnie wrócił.
- Wróć ze mną.
- Nie. Nie mam ochoty słuchać takich rzeczy.
- W takim razie ja też tam nie wracam. - Neil skrzyżował ręce na piersi i zrobił bojową minę.
- To twój syn, ma dziś urodziny, nie możesz go tak zostawić.
- Niby tak, ale...
- Żadnych ale. Wracaj tam, ja sobie poradzę. Wrócę tu po ciebie z Carlem.
- Na pewno?
- Na pewno.
Neil wygiął usta w podkowę, po czym czule mnie pocałował.
- Kocham cię, Kelly i zrobię wszystko, żeby z naszym dzieckiem nie było tak jak z poprzednimi.
- Wiem. Ja też cię kocham.
Nasze usta po raz kolejny się ze sobą złączyły i zaraz potem Neil wrócił do mieszkania swojej byłej partnerki, a ja wyjęłam telefon i wybrałam numer Livingstone'a...
***
- Światło się świeci, chyba już wróciła - rzucił Neil, gdy podjechaliśmy pod dom jego matki. Nawet słowem nie wspomniał o właśnie odbytym przyjęciu, a ja o nic nie zapytałam. Zapewne rozmawiali o mnie i naszym przyszłym dziecku. Miałam rację, bojąc się tego spotkania. Intuicja podpowiadała mi, że źle robię, a ona nigdy mnie nie zawodzi. Mimo wszystko chciałam wesprzeć Neila, oboje chcieliśmy dobrze, a wyszło tak, jak wyszło. Zawsze tak wychodzi.
- No raczej tak - odpowiedziałam, siląc się na uprzejmy uśmiech.
- Mam tylko nadzieję, że jest sama i nie przerwiemy jej randki.
- To może lepiej zadzwońmy?
- Nie, zepsujemy jej niespodziankę. - Stevens odpiął pas i spojrzał na Carla. - Nie powinniśmy tam siedzieć dłużej niż kwadrans.
- Nie ma sprawy, ja mogę poczekać.
Oboje wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych niedużego, parterowego domu. Neil nawet nie pukając, nacisnął klamkę. Od razu skierowaliśmy się do salonu, gdzie na kanapie oprócz pani Stevens siedział na oko sześćdziesiącioletni, siwy mężczyzna.
Gdy tylko nas dostrzegli, oboje wstali z miejsc, odkładając parujące filiżanki na nieduży stolik. Pani Stevens od razu szeroko się uśmiechnęła, a jej towarzysz wbił uważny wzrok w Neila.
- Synku, co za niespodzianka! - Kobieta w mgnieniu oka znalazła się tuż obok nas i przytuliła swojego jedynaka. W tym czasie tajemniczy mężczyzna podszedł do mnie z uprzejmym uśmiechem na ustach.
- Kelly Tucker. - Wyciągnęłam dłoń, którą ten natychmiast ujął i złożył na niej subtelny pocałunek.
- Richard Englert, bardzo mi miło.
W tym momencie Neil pobladł i zacisnął mocno szczękę. W jego oczach zapłonęły czysta wściekłość i nienawiść. Natychmiast wypuścił matkę z ramion i wyrwał moją dłoń z ręki pana Englerta.
- Kelly, wychodzimy.
- Ale... - Nie dokończyłam, Stevens pociągnął mnie silnym ruchem.
- Neil!
Mężczyzna zignorował swoją matkę, ciągnąc mnie w stronę drzwi. Byłam w takim szoku, że nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Udało mi się to dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się w samochodzie Carla.
- Powiesz mi, co cię, do cholery, napadło?! - wrzasnęłam, rozmasowując zaczerwieniony, obolały nadgarstek.
- Carl, jedź - Stevens zamiast udzielić mi odpowiedzi, zwrócił się do naszego przyjaciela, który zgodnie z prośbą ruszył z miejsca.
- Powiesz mi, czy nie?! - Zerwałam się z miejsca, zaciskając palce na oparciu fotela pasażera. - Co się napadło?!
- Ten skurwysyn - wycedził przez zęby.
- Skurwysyn? Przecież ty go nawet nie znasz, usłyszałeś tylko jego nazwisko!
- Kurwa, Kelly, to mój ojciec! Richard Englert to mój pieprzony ojciec!
Zamarłam. Brwi mimowolnie mi podskoczyły, a szczęka opadła. Jego ojciec...
...............................
Utwory wykorzystane w rozdziale:
* America - Ventura Highway
* 30 Seconds to Mars - Echelon
- Wykorzystanie Echelonu nie było planowane. Pisząc scenę w samochodzie, włączyłam MP3 i zdecydowałam, że użyję tej piosenki, która akurat się trafi. Trafił się Echelon, co pozwoliło mi stworzyć fragment z umykającymi wspomnieniami. To zdecydowanie nie był przypadek :D.
- Zapraszam na pierwszy wpis na Świecie według Scotty'ego i wpis informacyjny na MWADG.
- Synku, co za niespodzianka! - Kobieta w mgnieniu oka znalazła się tuż obok nas i przytuliła swojego jedynaka. W tym czasie tajemniczy mężczyzna podszedł do mnie z uprzejmym uśmiechem na ustach.
- Kelly Tucker. - Wyciągnęłam dłoń, którą ten natychmiast ujął i złożył na niej subtelny pocałunek.
- Richard Englert, bardzo mi miło.
W tym momencie Neil pobladł i zacisnął mocno szczękę. W jego oczach zapłonęły czysta wściekłość i nienawiść. Natychmiast wypuścił matkę z ramion i wyrwał moją dłoń z ręki pana Englerta.
- Kelly, wychodzimy.
- Ale... - Nie dokończyłam, Stevens pociągnął mnie silnym ruchem.
- Neil!
Mężczyzna zignorował swoją matkę, ciągnąc mnie w stronę drzwi. Byłam w takim szoku, że nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Udało mi się to dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się w samochodzie Carla.
- Powiesz mi, co cię, do cholery, napadło?! - wrzasnęłam, rozmasowując zaczerwieniony, obolały nadgarstek.
- Carl, jedź - Stevens zamiast udzielić mi odpowiedzi, zwrócił się do naszego przyjaciela, który zgodnie z prośbą ruszył z miejsca.
- Powiesz mi, czy nie?! - Zerwałam się z miejsca, zaciskając palce na oparciu fotela pasażera. - Co się napadło?!
- Ten skurwysyn - wycedził przez zęby.
- Skurwysyn? Przecież ty go nawet nie znasz, usłyszałeś tylko jego nazwisko!
- Kurwa, Kelly, to mój ojciec! Richard Englert to mój pieprzony ojciec!
Zamarłam. Brwi mimowolnie mi podskoczyły, a szczęka opadła. Jego ojciec...
...............................
Utwory wykorzystane w rozdziale:
* America - Ventura Highway
* 30 Seconds to Mars - Echelon
- Wykorzystanie Echelonu nie było planowane. Pisząc scenę w samochodzie, włączyłam MP3 i zdecydowałam, że użyję tej piosenki, która akurat się trafi. Trafił się Echelon, co pozwoliło mi stworzyć fragment z umykającymi wspomnieniami. To zdecydowanie nie był przypadek :D.
- Zapraszam na pierwszy wpis na Świecie według Scotty'ego i wpis informacyjny na MWADG.
Będe pierwszą osobą. która doda tutaj komentarz, łał. Rozdział świetny *___* Tylko miałam nadzieję na trochę sytuacji powiązanej z Mary i szpitalem i wgl. Ale i tak bardzo, bardzo, bardzo, bardzo mi się podoba. Pozostaje czekanie na następny (:
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że się spodobał, bo sama jestem z niego zadowolona, co nie zdarza mi się zbyt często :).
UsuńSpokojnie, Mary jeszcze będzie, na razie przyda się taki drobny odpoczynek od jej wątku :).
Następny pojawi się może jakoś na początku kwietnia :).
Blogspot znowu usunął mi komentarz, więc będzie troszkę krócej.
OdpowiedzUsuńNiech Kelly się cieszy, że Neil chociaż potrafi śpiewać, zawsze mogła trafić gorzej. Przykładowo mógłby to być Shannon śpiewający Sweet Home Alabama (pamiętam, że było o tym wspomniane).
O ile dobrze pamiętam to Oksana jest teraz brunetką? Ale w niektórych przypadkach blond to nie kolor włosów, a stan umysłu. I te jej dziecięce przekomarzanki z Neilem, ale kto się czubi ten się lubi.
Chyba zacznę kibicować Marion i Carlowi, bo należy jej się w końcu. Jak na jej wiek ma wiele na głowie. Ja nawet nie myślę o dzieciach i małżeństwie, a ona ma już dwójkę, byłego męża, problemy finansowe (o ile pamiętam) i wiele więcej.
Zawsze lubiłam Dominica, wiec cieszę się, że się pojawił i troszkę namieszał, bo jednak ma racje. Skąd wiadomo, że tym razem Neil podoła skoro nie chciał nawet spróbować wychować pozostałej dwójki? Jeszcze kilka miesięcy i wszystko może się zdarzyć.
Często jest tak, że dziadkowie szaleją za wnuczkami i rozpieszczają jak księżniczki, bo kiedy ich córki były małe to nie mieli dla nich czasu. Przynajmniej ja się z tym spotkałam wiele razy.
Było coś wspomniane o ojcu Neila, bo naprawdę nie pamiętam. Wydawało mi się, że kojarzę, ale pamiętam tylko ojca Jareda, a Neila nie.
I wydaje mi się, że gdzieś jest błąd, a mianowicie „granitowej hondy”, a chyba powinno być grafitowej?
Tak, było, zaraz po powrocie z Paryża na lotnisku w Los Angeles Shannon stwierdził, że żałuje, że nie mieszkają w Alabamie, bo mógłby wtedy zaśpiewać właśnie tę piosenkę :). To naprawdę miłe, kiedy czytelnicy pamiętają takie szczegóły z wielu rozdziałów wstecz :).
UsuńSzatynką, ale fakt, mentalnie wciąż jest stu procentową blondynką, ale ktoś musi, prawda? :P
No jeszcze nie byłego, bo rozwodu jeszcze nie mają :).
I ja coś wiem na temat rozpieszczających wnuczki dziadków, sama tego doświadczyłam, byłam taką pupilką swojego dziadka, niestety cieszyliśmy się tym tylko przez cztery lata, z których pamiętam naprawdę niewiele... Damn, i się popłakałam. Jak ja nienawidzę tej swojej sentymentalności.
O ojcu Neila do tej pory było wiadomo tylko tyle, że nie było go nigdy przy synu.
Tak, powinno być grafitowej, ja i moje niedouczeństwo :P. Dziękuję.
To się porobiło.Nie zbyt ciekawie Neil zareagował na swojego staruszka no ale nie ma co się dziwić skoro jak mówiłaś w komentarzu wyżej że nigdy go przy nim nie było.
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to jak zareagował ojciec Kelly na wieść że będzie dziadkiem a ona matką i stara się zaakceptować że ojcem będzie Stevens.
Czyżby Car się bujnął w Marion?Powiem ci że jej przydałby się jakiś porządny facet a nie taki jak Leto który jej nie kochał na tyle żeby z nią być abo taki za przeproszeniem ''dziwkarz''jakim był Harry,Dobrze mówię Harry bo on tak miał na imię prawda ?
Oksana i Neil chyba nigdy nie przestaną sobie dogryzać.Jak o nich mysle od razu przypominają mi się cycuszki z betoxu cioci Oksany :)
Czekam na następny i życzę powodzenia.Pozdrawiam :)
Myślę, że można powiedzieć, że Carl jest nią zafascynowany. Tak, Harry :).
UsuńBo Oksana i Neil to takie duże dzieci, które lubią sobie dokuczać :).
Dziękuję bardzo i również pozdrawiam :).
Przez ten podział rozdział był jakiś krótki? Albo mi się wydaje? Nieważne. Ważne, że uda mi się dzisiaj skomentować, bo istniało bardzo realne zagrożenie, że nie będę mogła. Miałam spore problemy z internetem, ale teraz mam nadzieję, że już wszystko będzie dobrze:)
OdpowiedzUsuńMimo wszystko szkoda mi Kelly. Dziewczyna wyraźnie stara się myśleć w miarę pozytywnie, poświęca się dla Neila, ale i tak mocno oberwało się jej po uszach. Dominic nad wiek rozwinięty, jednak nadal w głębi siebie pozostaje dzieckiem, który ma wielki żal do swojego ojca o to, że nie brał udziału w jego życiu. To akurat jest całkiem zrozumiałe. Neil musi nauczyć się jeszcze wielu rzeczy, ale myślę, że jest na dobrej drodze. Najważniejsze, że jest przy Kelly i szczerze chce być wreszcie dobrym ojcem. Bardzo podobała mi się scena w samochodzie, bardzo dziecinne zachowanie Neila w stosunku do Oksany. Takie totalnie głupkowate, ale zabawne. Aż dziw, że Oksana nie wydrapała mu oczu swoimi boskimi tipsami. Lub nie udusiła silikonami. Bo myślę, że jednak byłaby do tego zdolna:D Wiesz, ja Cię podziwiam. Że też nie gubisz się w tym, kto kim dla siebie jest w tym opowiadaniu. Serio, ja czasami mam z tym kłopoty, albo to też moja bardzo krótka pamięć (bo nie pamiętałam, że Carl jest przyjacielem Kelly). Wątpię, by Marion odezwała się do niego, więc poniekąd mu współczuję. Oby tylko nie zeszła się z Harrym, bo tego seryjnie nie zniosę.
Tatusiek Neila? Hmm czyżbyś planowała jakiś wątek z nim? Coś, co by wyjaśniło, dlaczego Neil nie był dobrym ojcem dla własych dzieci? Poczekam, zobaczę:)
Ja tam się cieszę, że dziś nie było Mary. Ostatnie rozdziały z nią były naprawdę ciekawe, ale innym bohaterom też coś się należy:) Ja pragnę wujka Shannoneksa:d Pozdrawiam i lecę na Mwadg:)
Tak, to przez ten podział :) Jeśli dobrze pamiętam, to ta część rozdziału ma tylko pięć stron.
UsuńNie miała jak, bo nie ma już tipsów, ale faktycznie, może gdyby się postarała, to mogłaby użyć swoich silikonów jako niebezpiecznej broni ;). To dziecinne przekomarzanie się Stevensa i starszej Tucker miało być taką równoważnią dla późniejszych fragmentów, w których już tej wesołości brakowało, więc cieszę się, że zostały docenione.
Bo w sumie ciężko gubić się w czymś, co się samemu wymyśliło, choć mi się czasami zdarzyło i np. dwa razy napisałam niemal identyczne sceny, ale to się wytnie :D No, ale co do tego, kto jest dla kogo kim, raczej nigdy się w tym nie pogubię ;).
W sumie Ci się nie dziwię, w końcu tak na dobrą sprawę to przyjaźń Carla i Kelly widoczna była jedynie na początku pojawienia się jej postaci, więc każdemu mogło to umknąć :).
Tak, planuję wątek z ojcem Neila, a ten rozdział to swoiste wprowadzenie :).
Rozdział był cudowny, a ja jestem w niebowzięta bo kocham czytać perspektywy Neila i Kelly <3
OdpowiedzUsuńTeraz zżera mnie ciekawość co będzie z Neilem i jego ojcem, no ale pożyjemy zobaczymy :)
Tak więc bardzo się cieszę, że udało mi się spełnić Twoje oczekiwania :).
UsuńNiedługo wszystko się wyjaśni, tak więc pozostaje czekać, czekać i czekać :).
Wolne od szkoły, więc w końcu mam czas na zaznajomienie się z rozdziałem :)).
OdpowiedzUsuńEeeee... wydzieranie się w samochodzie, chcąc dorównać wykonawcy, to bardzo fajne zajęcie :D. Nikomu nie powinno się tego zabraniać :DD.
Oo, Echelon! Jejku, ta piosenka tak bardzo na mnie oddziałuje, że chyba jest jedną z nielicznych przy której mogę w ciągu sekundy się rozpłakać, a chwilę potem szczerzyć się jak głupia.
Właśnie nigdy nie umiałam i nadal nie umiej pojąć tego, jacy ludzie bywają... zmienni? Chyba tak to można określić. Raz spędzają ze sobą najlepsze chwile, robią różne dziwne albo i fajne rzeczy, a chwilę później mijają siebie, jak gdyby nigdy nic. Ostatnio tak się nad tym zastanawiałam, ale nie doszłam do żadnego wniosku.
Nie no, tekstami to oni niezłymi w siebie rzucają :D W szczególności o tych lodach.
Carl jak typowy facet. Powinien zawalczyć, a nie pierwszy czekać na znak.
O! Normalnie wymarzona reakcja przyszłego dziecka :D. No i tak, faceci zawsze wolą mieć dziewczynki. Ja tam na pierwszy rzut chciałabym chłopczyka, a co! :D
"Na miano ojca trzeba sobie zasłużyć, a Neil jakoś wybitnie się w tej roli nie wykazał." Nooo, oby w końcu dostał tego tatusiowego instynktu :D. Ogólnie trochę... niezręczna sytuacja i poniekąd nie dziwię się chłopakowi. Ojciec to w sumie maszynka do robienia dzieci, zero kontaktu... Trochę mi go żal.
Oho! Ojciec Neila? Jestem ciekawa, dlaczego tak gwałtownie zareagował. Czasami albo może i nawet częściej, emocje biorą górę, ale trzeba nauczyć się mieć je na wodzy. Jejku, gdyby cały świt byłby w gorącej wodzie kąpany, nie byłoby tak pięknie.
Rozdział zbyt krótki, moja droga! :D I myślałam, że chociaż kawałeczek czegoś o Jaredzie i Mary, będzie, a tu takie coś! I czekaj tu do następnego! Jak zwykle kończysz w takich momentach, że nie pozostaje nic innego, jak czekanie. Aczkolwiek moja wersja już tworzy się w głowie i jestem ciekawa, czy losy potoczą się tak, jak to sobie wyobraziłam.
Pozdrawiam i przy okazji życzę radosnych Świąt Wielkanocnych! :))
Ostatnio zapałałam ogromną miłością do Echelonu i mimo całego mojego uwielbienia do BFM, uważam, że to najlepszy kawałek na S/T, ogólnie najlepszy kawałek Marsów.
UsuńJa takiej zmienności ludzi doświadczyłam na własnej skórze, nic przyjemnego.
Może Neil kiedyś dostanie tego instynktu, kto wie :D.
Neil to maszynka do zapładniania, Marion maszynka rozpłodowa, nadali by się razem :D. Nie, no joke taki, Stevens i Marion to byłoby kiepskie połączenie :D.
Ta gwałtowna reakcja zostanie niedługo wyjaśniona :).
Krótki, bo to tylko część rozdziału, pierwsza była dłuższa :).
Mary i Jared pojawią się w przyszłym rozdziale + będzie też tam mój kolejny debiut, który strasznie mnie stresuje, bo teraz widzę, że się nie popisałam, ale nieważne :).
Dziękuję za życzenia i wzajemnie ;*
Ja ogólnie trochę nie umiałam i nadal nie umiem pojąć, dlaczego wszyscy, w sumie bardziej w Polsce, tak bardzo, bardzo 'jara się' BFM. I wykrzykują prośby o zaśpiewanie jej. Owszem, jest w niej coś magicznego, tajemniczego, no ale kurczaczek! Ja to o Fallen się wydzierałam, a nie! :D
UsuńNo żeś pojechała! To by było dzieciów a dzieciów! Własną drużynę piłkarską mogliby stworzyć i trochę dopomóc naszej reprezentacji :DD/
Pierwsza część, czwarta część - nie ważne, zawsze chcę więcej :D.
O! Teraz to mnie zaciekawiłaś! Myślę i myślę i zupełnie nie mam pomysłu, co wykombinowałaś! :)
U mnie BFM zawsze będzie miała wyjątkowe miejsce w serduchu, z oczywistych powodów. Jara się może dlatego, że dużo osób podchwyciło interpretowanie tego w opowiadaniach.
UsuńTa, stworzyliby całe miasto :D.
W sumie też racja. Ale chyba nikt nigdy nie dowie się, co wtedy siedziało J. w głowie :D. Ale lubię takie utwory, w których można odnaleźć kilkanaście różnych wersji. Każdy znajdzie w tym coś dla siebie, o.
UsuńNo i nadrobiłam zaległości i tutaj, ale skomentuję tylko ostatni rozdiział. Pierwsza część była cudowna. Wycisnęła ze mnie łzy. Bardzo emocjonalna, wszystkie odczucia Jareda bardzo namacalne. Strasznie spodobała mi jego reakcja na tą sytuację. Perpekstywa Kelly spodobała mi się nieco mniej jak sama wspomniałaś była trochę nudnawa, ale za to w drugiej częśći było znów ciekawe. Początek bardzo wesoły, taka równoważnia dla dramatu Leto i potem pojawił się ojciec Neila, czego się zupełnie nie spodziewałam i mam nadzieję, że ten wątek będzie rozwnięty i poznamy te część przeszłości Stevensa.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak krótko, ale coś mnie głowa pobolewa. Do następnego rozdziału!
Tak, wątek ojca Neila będzie rozwinięty :).
OdpowiedzUsuńNeil jest niesamowity xD Już na samym początku czytania wprowadził mnie w dobry nastrój. Chociaż wątpię, żeby jego współpasażerom też to poprawiało humor... "To nie takie lody, jak myślisz" też mnie rozłożyło na łopatki :D
OdpowiedzUsuńI na miejscu Carla chyba zachowałabym się tak samo. Nie chciałabym się narzucać i też trochę bym się bała, że jak pierwsza się odezwę, to zostanę odrzucona. Zresztą Marion ma teraz naprawdę dużo na głowie, więc wcale jej się nie dziwię, że nie szuka sobie kolejnego faceta.
W ogóle to fajnie, że Kelly i Neilowi się tak dobrze po tym wszystkim układa. I mam nadzieję, że już tak zostanie...chyba że coś tam jeszcze dla nich przygotowałaś? Ale Neil tak się stara, że po prostu nie może być inaczej. Musi im się urodzić ładna córeczka (tak jak tego chce tata Kelly xD) i Neil musi być dobrym ojcem.
Ale to zakończenie....kompletnie mnie zaskoczyło. Przez cały rozdział prawie taka sielanka, oprócz tej sceny z Dominikiem, a tu taka mocna końcówka. I już się nie mogę doczekać na następny rozdział, żeby to wszystko jakoś się wyjaśniło.
To właśnie miałam na celu, wprowadzenie trochę humoru dla rozluźnienia atmosfery z pierwszej części rozdziału i końcówki tej.
UsuńMoje plany co do Kelly i Neila są już bardzo ściśle sprecyzowane, więc wszystko wyjdzie w swoim czasie ;).
Niestety owy wątek nie zostanie rozwinięty w następnym rozdziale, jeśli mnie pamięć nie myli, to w 156, ale tego nie jestem do końca pewna.
Udało mi się dopaść część drugą, mimo iż przez tą cholerną matrycę w laptopie nie widzę nic oprócz swojego odbicia. No, ale herbatka i Marsi puszczeni w tle złagodzili sprawę. ;)
OdpowiedzUsuńRozdział wydaje mi się krótki, ale to w sumie dobrze, bo nie wiem czy w takich warunkach dałabym radę przeczytać więcej stron. Troszkę się zdziwiłam, że cały z perspektywy Kelly, ale potem strzeliłam słynnego facepalma, bo ogarnęłam, że to kontynuacja poprzedniego rozdziału. :P
Podobało mi się dogryzanie Neila i Oksany (damn, wybacz, ale jej imię strasznie kojarzy mi się z psem). Tekst o lodach - bezcenne. :D
Dobra, to teraz znalazłam sobie nową parę do shippowania/swatania - Marion i Carl (o ile dobrze pamiętam imię!). Cholercia, czemu ona się do niego nie odzywa? Mam nadzieję, że będą mieli szansę coś stworzyć, hę? <3 Chłopak tak się przejmuje i to mi się wydaje takie urocze, że ojejuś. :D Skoro Marion nie może być z Jaredem to niech chociaż los się zlituje i powiedzie jej się z Carlem. :D
Czytając imię "Marion" cały czas wyobrażałam sobie Ciebie w opowiadaniu i to było dziwne, bo zorientowałam się dopiero pod koniec, że chodzi o fikcyjną bohaterkę, a nie o Agatkę. Taki mindfuck miałam, że gapiłam się w ekran i próbowałam wszystko sobie w głowie przestawić. A to dziwne, bo łącząc Carla i Marion myślałam o tej fikcyjnej Marion, dopiero potem jakoś mi się ona z Tobą pomieszała. :D To to słońce tak źle na mnie działa!
Szkoda mi Kelly, że jej obawy się sprawdził, bo myślałam, że nie będzie tak tragicznie i że Dominic okaże się mądrzejszy. Trochę zazdroszczę dzieciakowi tego, że tak otwarcie mówi to, co myśli, ale to chyba nie zawsze jest dobre, mógł skubaniec trzymać język za zębami!
Ostatnia akcja mnie totalnie zszokowała. Że niby matka Neila znowu spotyka się z jego ojcem, tak? Naprawdę pogubiłam się w imionach, więc wybacz jeśli coś poprzestawiałam, nie chciałam. ;)
Jeżeli pogoda mi pozwoli to zaraz wezmę się za nadrabianie kolejnych. Słońce czasami to zło... ;)
Nie mogłam się powstrzymać przed tym przekomarzaniem się Neila i Oksany, taki tryb gówniarza mi się włączył ;).
UsuńTak, dobrze, Carl :). Wszystko się wyjaśni w przyszłych rozdziałach, tak więc cierpliwości :). Co do tego, że Livingstone tak bardzo przejmuje się Marion, cóż, zwykle mężczyźni w tym opowiadaniu nie wykazują takich cech, więc uznałam, że musi się znaleźć taki jeden, który będzie tym wyjątkiem od reguły ;).
Mnie? O mamutku :D. Nie no, w żaden sposób nie identyfikuje się z opowiadaniową Marion, ona nie jest mną, ja nie jestem nią. Zupełnie różne byty. Gdybym pisała o niej jako o sobie, czułabym się jak schizofreniczka :D.
Po tatusiu to ma :D. A tak szczerze, Dominic po prostu próbuje zwracać na siebie uwagę, bo brakuje mu ojca, czuje się w jakiś sposób wybrakowany i rekompensuje to sobie takim stylem bycia.
Zszokowała? Super, na to właśnie liczyłam ;).
Słońce to zawsze zło :D.