Rozdział zawiera fragmenty +18
Mary:
- Dokąd idziemy? - zapytałam, gdy tylko mama ścisnęła moją dłoń.
- Zobaczysz. - Blond fale rozproszyły się wokół uśmiechniętej twarzy, opadając delikatnie na ramiona osłonięte ramiączkami białej sięgającej łydek zwiewnej sukienki.
O nic więcej nie pytając, poszłam za nią, rozglądając się z zaciekawieniem dookoła. Znajdowałyśmy się w wielkim, jasnym pomieszczeniu pełnym drewnianych drzwi. Okien nie było wcale, lecz mimo to czułam promienie ciepłego słońca na swojej skórze.
- Co jest za tymi wszystkimi drzwiami?
- Wspomnienia - odpowiedziała, posyłając mi kolejny ciepły uśmiech.
- Jakie wspomnienia?
- Te najpiękniejsze. - Zakończona smukłymi palcami dłoń zacisnęła się na mosiężnej klamce drzwi ozdobionych trzema liczbami: trzydzieści, dwanaście, tysiąc dziewięćset siedemdziesiąt dwa. Gdy ta ustąpiła, mama pociągnęła mnie za sobą do środka.
Pozornie pusta przestrzeń wypełniła się dźwiękami, a zaraz potem pojawił się obraz. Długi stół zastawiony jedzeniem i napojami, ustawione wokół niego krzesła zajmowane przez całkiem sporą grupę ludzi i zwisające z sufitu balony i serpentyny.
- Gdzieś już to widziałam - mruknęłam pod nosem, usilnie próbując sobie przypomnieć gdzie i kiedy.
- Na zdjęciu. To twoje pierwsze urodziny.
- No tak, trzydziesty grudnia tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego drugiego.
- Zaraz będzie najlepsze.
Zrobiłam krok do przodu i skupiłam wzrok na mamie i tacie trzymających na rękach roczną wersję mnie samej, która właśnie z niewielką pomocą z ich strony zdmuchnęła paląca się na torcie świeczkę.
- Brawo, Mary! - Usta młodej mamy dotknęły policzka malutkiej mnie i wtedy też zrobiłam to, o czym w moje ostatnie urodziny opowiadał mi tata: spektakularnie wbiłam twarz w tort.
Stojąca obok rzeczywistej mnie mama zaśmiała się perliście, zareagowałam dokładnie tak samo.
Do naszych uszu doszły śmiechy gości wspominanego przyjęcia, po czym wszystko ucichło i obraz się zatrzymał.
- Dlaczego nic się dalej nie dzieje? - spytałam, wbijając wzrok w roześmiane niebieskie tęczówki.
- Bo w tym momencie kończy się twoje wspomnienie. Widzisz, tu uwiecznione są tylko krótkie chwile.
- Ale ja tego w ogóle nie pamiętam, więc...
- Świadomie nie, ale w podświadomości pamiętasz tę chwilę nadzwyczaj dokładnie - przerwała mi, udzielając wyjaśnienia.
- Czyli znajdujemy się teraz w mojej podświadomości? - Uniosłam niepewnie brwi.
- Tak, a ściślej rzecz biorąc, to w jednym z jej zakątków. Podświadomość ludzka to potężny mechanizm dzielący się na wiele grup i podgrup, dlatego też na co dzień jest poza zasięgiem. Gdyby człowiek przetwarzał to wszystko świadomie, przegrzałby sobie mózg. A teraz idziemy dalej. - Mama otworzyła drzwi i wyprowadziła mnie z pierwszego pomieszczenia, kierując ku drugiemu, na którego drzwiach, podobnie jak na tych pierwszych, też widniała data. Pierwszy marzec tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty szósty.
- Twoja pierwsza lekcja baletu - oznajmiła mi rodzicielka, kiedy tylko pchnęła polakierowane drewno. - Byłaś nią tak bardzo podekscytowana, że przez całą noc nie mogłaś spać, a kiedy tylko weszłaś na salę, zaczęłaś wirować jak mały bączek. Instruktorka była tobą zachwycona.
Jakby na potwierdzenie tych słów, zobaczyłam siebie w wieku pięciu lat ubraną w cieliste leginsy i białą koszulkę na ramiączkach kręcącą się dookoła własnej osi jak wspomniana przez mamę zabawka. Stojąca w rogu sali instruktorka uśmiechała się szeroko, tak samo jak wspomnieniowa mama. Obie patrzyły z wielkim zachwytem w oczach.
- Ma piękną postawę, a to już połowa sukcesu. Większość dziewczynek, które tu przychodzą, mają problem z utrzymaniem pleców w idealnym pionie, a pani córeczka robi to bez żadnego upominania z mojej strony, tak jakby urodziła się baletnicą.
W moich oczach zaszkliły się łzy, a usta wygięły się w delikatnym uśmiechu. Patrzyłam to na znajdujące się we wspomnieniu kobiety i tańczącą siebie, to na trzymającą mnie za rękę równie wpatrzoną w ten obraz mamę. To wspomnienie wzruszyło ją tak samo jak mnie, widziałam to w jej szeroko otwartych, lekko połyskujących oczach.
- To były piękne czasy - rzuciła z wyraźną nutą nostalgii w głosie, kiedy tylko wspominana przez nas chwila się zakończyła.
- Przepiękne.
Wymieniłyśmy się uśmiechami i ruszyłyśmy do kolejnych drzwi, za którymi od razu ujrzałam swoją ulubioną konstrukcję - Wieżę Eiffla.
- Mamo, zobacz, jaka wielka! Tatusiu, widzisz to?! - Podekscytowana pięcioletnia ja podskakiwała w miejscu z głową zadartą wysoko w górę.
- Widzę, kochanie. - Uśmiechnięty tata zwichrzył delikatnie związane w kucyk blond włosy i uśmiechnął się do małżonki, która ściskała jego dłoń. Był to najczulszy uścisk, jaki kiedykolwiek widziałam, oni naprawdę bardzo się kochali.
- Tak bardzo go kochałaś - szepnęłam w stronę swojej rodzicielki, która patrzyła na to wspomnienie z ogromnym rozanieleniem.
- Tak samo jak ty kochasz Jareda. My Sauniere jesteśmy niezwykle stałe w uczuciach i jak już komuś oddajemy serca, to calutkie i na zawsze. Mark był i wciąż jest moją największą miłością i bardzo cieszy mnie to, że ma przy sobie taką kobietę jak Elizabeth, która kocha go tak jak on na to zasługuje.
- A nie jesteś o nią zazdrosna? - zapytałam, odrywając wzrok od swojej rodziny po raz pierwszy zwiedzającej wspólnie Paryż.
- My nie znamy zazdrości, nie czujemy też nienawiści, gniewu i innych negatywnych emocji. Te uczucia to domena świata żywych, umierają one wraz z ziemskimi powłokami. Poza tym on o mnie myśli i wciąż mnie kocha. Czasami, zanim zaśnie, przypomina sobie nasze wspólnie spędzone chwile, zdarza mu się nawet wtedy płakać. Modli się o to, by po śmierci mnie spotkać. Też tego pragnę, ale to jeszcze nie jego czas.
Kolejne wspomnienie uległo zatrzymaniu, więc przeszłyśmy do następnego pomieszczenia. Zdążyłam tylko odczytać rok zamieszczony na drzwiach - tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty trzeci.
- Jaka ona śliczna - rzuciła z zachwytem młoda dziewczynka, w której rozpoznałam dwunastoletnią siebie. Całą rodziną siedzieliśmy na rozłożonej kanapie, po środku której leżała ubrana w biało niebieskie śpioszki Lily.
- Miała wtedy... - zaczęła mama, jednak jej przerwałam.
- Równy tydzień, pamiętam to. Dopiero co wróciłaś z nią ze szpitala. Chciałam robić przy niej dosłownie wszystko, nie zostawiałam jej na dłużej niż pięć minut. Przez pierwszych kilka nocy kazałam tacie rozkładać materac w jej pokoju, żebym mogła spać obok jej łóżeczka.
- Tak, Lily była twoim oczkiem w głowie i w ogóle nie byłaś o nią zazdrosna, co niezwykle dziwiło wszystkie moje znajome. Spodziewały się, że po tylu latach bycia jedynaczką nie będziesz mogła znieść tego, że ja i tata będziemy poświęcać więcej uwagi innemu dziecku, ale tobie to zupełnie nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, byłaś zachwycona tym, że w domu pojawił się noworodek.
Zagryzłam lekko dolną wargę i znów skupiłam się na wspomnieniu. Mała Lily wierzgała nóżkami, a ja wymachiwałam jej zabawkami, ciągle pytając mamę, czy będę mogła ją przewinąć. Kiedy powiedziała, że nie, bo Lil jest jeszcze zbyt mała, wpadłam w histerię. Zaczęłam płakać i krzyczeć.
- Powiedziałaś, że to będzie też moje dziecko, że będę mogła ją karmić i przewijać! Chcę ją przewinąć!
- Matko, jaka ja byłam rozwydrzona - rzuciłam, kręcąc z rozbawieniem głową.
- Nie, po prostu lubiłaś stawiać na swoim i dostawać to, co ci obiecano.
- Ale przecież to nie jest normalne, żeby dwunastolatka wymuszała coś płaczem i histerią. Przeciętne dzieciaki tak nie robią.
- Ale ty nigdy nie byłaś przeciętna. Zawsze wyróżniałaś się na tle swoich rówieśników, od małego miałaś swój własny indywidualny charakterek.
- To tak jak Courtney.
- Dokładnie tak jak Courtney. A teraz chodźmy dalej...
Pokój, który odwiedziłyśmy jako następny przeniósł nas w czasie o trzy lata. To wspomnienie było już tylko moje. Nie było w nim ani mamy, ani taty, ani Lily, tylko ja i Courtney Ravin. To były jej siedemnaste urodziny, spędzałyśmy je razem w wesołym miasteczku. We wspomnieniu schodziłyśmy właśnie z ogromnego rollercoastera, obu nam kręciło się w głowach i jęczałyśmy, że zaraz będziemy wymiotować, jednakże byłyśmy niezwykle zadowolone z tej szalonej przejażdżki.
- To najlepsze urodziny w moim życiu, dziękuję ci, Mary Jane. - Ramiona brunetki oplotły ciało piętnastoletniej mnie, a wargi musnęły zaczerwieniony policzek.
- Ona cię naprawdę kochała jak nikogo innego na świecie. Owszem, sprowadziła cię na złą drogę, ale była najwierniejszą przyjaciółką, jaka mogła ci się trafić.
- Wiem. - Uśmiechnęłam się szeroko, nie odrywając oczu od dwóch roześmianych nastolatek, które mimo doświadczonych krzywd, potrafiły choć przez chwilę znów być szczęśliwymi dziećmi.
- Mamo, chcę cię o coś zapytać.
- Pytaj, skarbie. - Mama objęła mnie ramieniem, powoli wyprowadzając z sali numer pięć.
- Czy Courtney jest tam gdzie ty?
- Tak.
- A czy mogłabym z nią rozmawiać tak jak teraz z tobą?
- Oczywiście, ale jeszcze nie teraz.
- A kiedy?
- Cierpliwości, Mary, cierpliwości. - Miękkie wargi musnęły mój policzek i znów się zatrzymałyśmy.
Rok tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty dziewiąty. Tym razem to ja nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi, za którymi od razu zobaczyłam podwórko przy swoim rodzinnym domu w Bellingham. Na huśtawce dostrzegłam dwie postacie - siebie i Jareda. Oboje byliśmy młodzi, za kilka miesięcy mieliśmy obchodzić osiemnaste urodziny. Siedzieliśmy obok siebie, jednak nie tak blisko jak para, dzielił nas przyjacielski dystans. Leto pytał o zadrapania na mojej twarzy.
- Nie lubimy się z kotem sąsiadki.
Zaśmiałam się cicho, nie dziwota, że w to nie uwierzył. Nic nie mówiąc, wpatrywałam się w naszą dwójkę, on właśnie zapraszał mnie na występ swojego zespołu. Chwilę później pocałował mnie w policzek. Obraz się zatrzymał, a ja dotknęłam swojej twarzy, przypominając sobie to nieziemskie uczucie, którego wtedy doświadczyłam. Właśnie w tamtym momencie uświadomiłam sobie, że go kocham, a potem nic już nie było takie same...
- Ucieszyłam się wtedy, że...
- Podjęta dzień wcześniej próba samobójcza okazała się nieudana - dokończyła za mnie mama, a ja spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. - Jak już mówiłam, cały czas na ciebie patrzyłam, poza tym jesteśmy w twojej głowie, wszystkie twoje myśli są dla mnie jak otwarta księga, moja mała tancereczko.
- No tak, zapomniałam. - Niezwykle ciekawa tego, co kryje się za drzwiami numer siedem, nacisnęłam klamkę i przeszłam kilka kroków jasnym korytarzem. Tabliczka na kolejnych drzwiach ukazywała datę niemal identyczną co poprzednio. Różnił się tylko dzień, miesiąc i rok były te same. Pewnym, pełnym ciekawości krokiem weszłam do ukrytego za drewnem pomieszczenia i zobaczyłam starą werandę, i naszą dwójkę siedzącą na schodach.- Widzę, że świetnie dogadujesz się z dzieciakami. Do tego jesteś bystry, zdolny i przystojny. Zazdroszczę twojej przyszłej żonie.
- Nie będę miał żony.
- Czemu?
- Żadna by ze mną nie wytrzymała.
- Ja bym wytrzymała.
- Słucham?
- Mówię tak czysto teoretycznie, bo gdzie my byśmy mieli być razem.
- Nie, no pewnie. Ty i ja? To byłby jakiś kosmos.
- Ja bym wytrzymała.
- Słucham?
- Mówię tak czysto teoretycznie, bo gdzie my byśmy mieli być razem.
- Nie, no pewnie. Ty i ja? To byłby jakiś kosmos.
- Ale ją lubię kosmos.
Nasz pierwszy pocałunek, pierwszy dzień najpiękniejszego związku w moim życiu.
- Już wtedy wiedziałaś, że ty i Jared zostaniecie małżeństwem i miałaś rację. Kibicowałam wam od samego początku. Czułam, że to dobry chłopak, który będzie cię bezgranicznie kochał. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego zięcia.
- Co prawda, to prawda...
Kolejne minuty spędziłyśmy na oglądaniu pozostałych najpiękniejszych wspomnień, wśród których znalazły się wspólne malowanie naszego starego mieszkania, spotkanie z Jaredem podczas mojego ostatniego odwyku, pozytywna reakcja Emily na mój widok w Nowym Jorku, pierwsze karmienie Courtney i nasz ślub. Paryż, Sekwana, gwieździste niebo, przepiękny jacht i my dwoje składający przysięgę małżeńską na oczach naszych najbliższych przyjaciół i rodziny.
- To była piękna ceremonia - odezwała się mama, obserwując uważnie nasz pierwszy małżeński pocałunek.
- Najpiękniejsza na świecie. - Delikatnie otarłam spływające po policzkach łzy szczęścia. Ta podróż po przeszłości pokazała mi, jak wiele spotkało mnie dobrego, jakich pięknych rzeczy doświadczałam w swoim życiu. To wypełniło mnie niezwykłą energią i radością, którą czułam nawet po otwarciu oczu i całkowitym wybudzeniu się ze snu.
Nasz pierwszy pocałunek, pierwszy dzień najpiękniejszego związku w moim życiu.
- Już wtedy wiedziałaś, że ty i Jared zostaniecie małżeństwem i miałaś rację. Kibicowałam wam od samego początku. Czułam, że to dobry chłopak, który będzie cię bezgranicznie kochał. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego zięcia.
- Co prawda, to prawda...
Kolejne minuty spędziłyśmy na oglądaniu pozostałych najpiękniejszych wspomnień, wśród których znalazły się wspólne malowanie naszego starego mieszkania, spotkanie z Jaredem podczas mojego ostatniego odwyku, pozytywna reakcja Emily na mój widok w Nowym Jorku, pierwsze karmienie Courtney i nasz ślub. Paryż, Sekwana, gwieździste niebo, przepiękny jacht i my dwoje składający przysięgę małżeńską na oczach naszych najbliższych przyjaciół i rodziny.
- To była piękna ceremonia - odezwała się mama, obserwując uważnie nasz pierwszy małżeński pocałunek.
- Najpiękniejsza na świecie. - Delikatnie otarłam spływające po policzkach łzy szczęścia. Ta podróż po przeszłości pokazała mi, jak wiele spotkało mnie dobrego, jakich pięknych rzeczy doświadczałam w swoim życiu. To wypełniło mnie niezwykłą energią i radością, którą czułam nawet po otwarciu oczu i całkowitym wybudzeniu się ze snu.
Obróciłam się w stronę, na której spał Jared, nie czując przy tym żadnego bólu. Zamiast męża, zobaczyłam wygniecioną poduszkę i rozkopaną kołdrę. Na zegarku szósta czterdzieści, wczoraj mówił, że musi wstać o wpół do siódmej, bo o dziewiątej ma być w studiu telewizyjnym.
Powoli wygrzebałam się z pościeli i wsunęłam stopy w miękkie kapcie, nadal nie czuję żadnego bólu, to jakiś cud.
Kierując się spokojnym szumem wody, udałam się do łazienki, gdzie unosiła się para wydobywająca się znad kabiny prysznicowej. Pozbyłam się wiszącej na ramionach koszuli nocnej i otworzyłam zaparowane drzwi, za którymi od razu dostrzegłam ociekające wodą plecy męża.
Zrobiłam krok, a wtedy on się odwrócił. Widząc mnie nagą, uniósł powoli kąciki ust.
- Pomóc ci? - zapytałam, zabierając mu z dłoni mokrą gąbkę. Krople wylatującej z prysznica wody uderzały moje ciało i włosy, poczułam przyjemny dreszcz.
- Jeśli chcesz.
Podeszłam bliżej i przycisnęłam miękki przedmiot do skóry Jareda. Sunęłam w dół, obserwując tworzącą się na jego plecach delikatną pianę. Zaciągnęłam się jej przyjemnym zapachem, po czym pozwoliłam, by zmył ją ciepły strumień.
- Dawno nie braliśmy razem prysznica - rzucił zachrypniętym, jak co rano, głosem.
- Wiem. - Przymykając powieki, przycisnęłam głowę do pleców Jareda, oplatając ramionami jego tors. Woda spływała na nas szybkim strumieniem, przycisnęłam wargi do jego wilgotnego karku.
Serce zabiło mu znacznie szybciej, oddech stał się płytszy, palce zaplotły razem z moimi. Przesunęłam usta po ramieniu, a Jared powoli odwrócił się w moją stronę. Jego dłonie dotknęły mojej twarzy, a on sam spojrzał mi głęboko w oczy. Przez moment patrzyliśmy tak na siebie jak zahipnotyzowani, czas jakby przestał płynąć, spływała tylko woda, mocząc jeszcze bardziej nasze nagie ciała.
- Teraz powinieneś mnie poca... - Nie dokończyłam, uniemożliwiły mi to wargi męża przyciśnięte do moich ust. Zamknęłam oczy, w brzuchu po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam niezwykle przyjemne ciepło. Bardzo miła odmiana po falach przeraźliwego, niemal nieustającego bólu.
Nasze usta się rozłączyły, wykorzystałam ten moment, by po raz kolejny powiedzieć Jaredowi, jak bardzo go kocham. Odwzajemnił się tym samym, a ja przeniosłam wargi na jego szyje, sunąc powoli w dół prosto na jego tors. Muskałam delikatnie jego skórę, scałowywałam krople spływające z trzech liter wytatuowanych na piersi. Kolejny dowód jego bezgranicznej miłości.
Smukłe palce zatopiły się w moich włosach, nie odrywając warg od wilgotnej skóry, schodziłam coraz niżej. Doszedłszy do podbrzusza, szykowałam się do przyklęknięcia. Wtedy Jay chwycił mnie za ramiona i pomógł wrócić do pozycji stojącej. Nie lubi, kiedy przed nim klękam, twierdzi, że to poniżające.
- Brakowało mi tego - szepnął mi do ucha. Uśmiechnęłam się nieznacznie i poczułam ciepło jego warg na swojej szyi. Odwróciłam się, przyciskając plecy do jego torsu.
Usta pieściły kark, dłonie dotykały piersi. Przygryzając dolną wargę, oparłam górne kończyny o ściankę kabiny. Spływająca po mnie woda tylko potęgowała uczucie nad wyraz przyjemnego ciepła rozchodzącego się po każdej komórce drżącego z podniecenia ciała. Nie odczuwałam tego od tak dawna, że powoli zaczęłam zapominać, jak to jest, jakie to cudowne i intensywne uczucie. Zwłaszcza, gdy mogę dzielić je z Jaredem.
- Mary. - Przyspieszony oddech męża musnął mój kark, palce przeniosły się na brzuch, kierując się prosto do spływającego wodą łona. Zamknęłam oczy i oddałam się przyjemności, której pierwszy raz nie zaburzał ból czy dyskomfort. Nie pojawił się nawet wtedy, gdy członek Jareda wsunął się delikatnie do mojej pochwy.
Znów mogę cieszyć się seksem, znów sprawia mi on przyjemność, znów jest piękny. Przynajmniej w tej konkretnej chwili, przynajmniej na ten moment...
Powoli wygrzebałam się z pościeli i wsunęłam stopy w miękkie kapcie, nadal nie czuję żadnego bólu, to jakiś cud.
Kierując się spokojnym szumem wody, udałam się do łazienki, gdzie unosiła się para wydobywająca się znad kabiny prysznicowej. Pozbyłam się wiszącej na ramionach koszuli nocnej i otworzyłam zaparowane drzwi, za którymi od razu dostrzegłam ociekające wodą plecy męża.
Zrobiłam krok, a wtedy on się odwrócił. Widząc mnie nagą, uniósł powoli kąciki ust.
- Pomóc ci? - zapytałam, zabierając mu z dłoni mokrą gąbkę. Krople wylatującej z prysznica wody uderzały moje ciało i włosy, poczułam przyjemny dreszcz.
- Jeśli chcesz.
Podeszłam bliżej i przycisnęłam miękki przedmiot do skóry Jareda. Sunęłam w dół, obserwując tworzącą się na jego plecach delikatną pianę. Zaciągnęłam się jej przyjemnym zapachem, po czym pozwoliłam, by zmył ją ciepły strumień.
- Dawno nie braliśmy razem prysznica - rzucił zachrypniętym, jak co rano, głosem.
- Wiem. - Przymykając powieki, przycisnęłam głowę do pleców Jareda, oplatając ramionami jego tors. Woda spływała na nas szybkim strumieniem, przycisnęłam wargi do jego wilgotnego karku.
Serce zabiło mu znacznie szybciej, oddech stał się płytszy, palce zaplotły razem z moimi. Przesunęłam usta po ramieniu, a Jared powoli odwrócił się w moją stronę. Jego dłonie dotknęły mojej twarzy, a on sam spojrzał mi głęboko w oczy. Przez moment patrzyliśmy tak na siebie jak zahipnotyzowani, czas jakby przestał płynąć, spływała tylko woda, mocząc jeszcze bardziej nasze nagie ciała.
- Teraz powinieneś mnie poca... - Nie dokończyłam, uniemożliwiły mi to wargi męża przyciśnięte do moich ust. Zamknęłam oczy, w brzuchu po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam niezwykle przyjemne ciepło. Bardzo miła odmiana po falach przeraźliwego, niemal nieustającego bólu.
Nasze usta się rozłączyły, wykorzystałam ten moment, by po raz kolejny powiedzieć Jaredowi, jak bardzo go kocham. Odwzajemnił się tym samym, a ja przeniosłam wargi na jego szyje, sunąc powoli w dół prosto na jego tors. Muskałam delikatnie jego skórę, scałowywałam krople spływające z trzech liter wytatuowanych na piersi. Kolejny dowód jego bezgranicznej miłości.
Smukłe palce zatopiły się w moich włosach, nie odrywając warg od wilgotnej skóry, schodziłam coraz niżej. Doszedłszy do podbrzusza, szykowałam się do przyklęknięcia. Wtedy Jay chwycił mnie za ramiona i pomógł wrócić do pozycji stojącej. Nie lubi, kiedy przed nim klękam, twierdzi, że to poniżające.
- Brakowało mi tego - szepnął mi do ucha. Uśmiechnęłam się nieznacznie i poczułam ciepło jego warg na swojej szyi. Odwróciłam się, przyciskając plecy do jego torsu.
Usta pieściły kark, dłonie dotykały piersi. Przygryzając dolną wargę, oparłam górne kończyny o ściankę kabiny. Spływająca po mnie woda tylko potęgowała uczucie nad wyraz przyjemnego ciepła rozchodzącego się po każdej komórce drżącego z podniecenia ciała. Nie odczuwałam tego od tak dawna, że powoli zaczęłam zapominać, jak to jest, jakie to cudowne i intensywne uczucie. Zwłaszcza, gdy mogę dzielić je z Jaredem.
- Mary. - Przyspieszony oddech męża musnął mój kark, palce przeniosły się na brzuch, kierując się prosto do spływającego wodą łona. Zamknęłam oczy i oddałam się przyjemności, której pierwszy raz nie zaburzał ból czy dyskomfort. Nie pojawił się nawet wtedy, gdy członek Jareda wsunął się delikatnie do mojej pochwy.
Znów mogę cieszyć się seksem, znów sprawia mi on przyjemność, znów jest piękny. Przynajmniej w tej konkretnej chwili, przynajmniej na ten moment...
***
- Coś nie tak? - zapytałam męża, kładąc przed nim miseczkę z płatkami.
Siedział tu w tej kuchni, ale myślami był zupełnie gdzie indziej.
- Nie, wszystko w porządku. - Uśmiechnął się nieznacznie i nieszczerze. Znam go na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy uśmiecha się naprawdę, a kiedy to wymusza.
- Nie ze mną te numery. Mów, o co chodzi. - Usiadłam na przeciwko niego z wielką nadzieją, że nie powie mi zaraz, że go dziś rozczarowałam, że nie zdołałam go zadowolić.
- Chodzi o ten program - odpowiedział w końcu, zaciskając palce na posrebrzanej łyżce.
- Nie mów, że się stresujesz.
- Nie. To znaczy nie samym programem.
- A czym? - Wbiłam w niego uważne, pełne zdezorientowania spojrzenie.
- Będzie tam też Bonnie. Nie wiem, czy dam radę udawać przed kamerami, że wszystko jest w porządku po tym, co ta... - tu urwał, jakby szukając odpowiedniego słowa - ta podła suka zrobiła Shannonowi.
- Sama najchętniej ukręciłabym jej za to łeb - rzuciłam, zakładając nogę na drewniane krzesło. Nigdy nie popierałam aborcji, zawsze się nią brzydziłam i każdą kobietę, która się jej poddała, uważam za bezduszną bestię. W przypadku York mój gniew się potęguje, bo zabiła dziecko mojego szwagra. Shanny nie jest najlepszym materiałem na ojca, ale myślę, że gdyby była taka potrzeba, podołałby i temu wyzwaniu. Wychowałby dziecko w miłości i godnych warunkach, ale odebrano mu tę szansę. Boli to zarówno jego, jak i Jareda, bo obaj, wbrew pozorom, są bardzo wrażliwymi i uczuciowymi ludźmi.
- No ja właśnie też i boję się, że gdy ją zobaczę, nie będę w stanie nad sobą zapanować.
- Po prostu udawaj, że o niczym nie wiesz. Nie rozmawiaj z nią o tym. Nie rozmawiaj z nią w ogóle. Ignoruj ją, odklep swoje i wracaj do domu.
- Łatwo mówić... - Włożył do ust kilka płatków zbożowych zalanych mlekiem sojowym.
- Wiem, ale nie możesz poruszać tego tematu w takim miejscu. Wiesz, jakby poczuł się Shannon, gdyby ktoś z telewizji was podsłuchał, a potem zrobił sobie ze śmierci jego dziecka pożywkę dla mas?
Siedział tu w tej kuchni, ale myślami był zupełnie gdzie indziej.
- Nie, wszystko w porządku. - Uśmiechnął się nieznacznie i nieszczerze. Znam go na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy uśmiecha się naprawdę, a kiedy to wymusza.
- Nie ze mną te numery. Mów, o co chodzi. - Usiadłam na przeciwko niego z wielką nadzieją, że nie powie mi zaraz, że go dziś rozczarowałam, że nie zdołałam go zadowolić.
- Chodzi o ten program - odpowiedział w końcu, zaciskając palce na posrebrzanej łyżce.
- Nie mów, że się stresujesz.
- Nie. To znaczy nie samym programem.
- A czym? - Wbiłam w niego uważne, pełne zdezorientowania spojrzenie.
- Będzie tam też Bonnie. Nie wiem, czy dam radę udawać przed kamerami, że wszystko jest w porządku po tym, co ta... - tu urwał, jakby szukając odpowiedniego słowa - ta podła suka zrobiła Shannonowi.
- Sama najchętniej ukręciłabym jej za to łeb - rzuciłam, zakładając nogę na drewniane krzesło. Nigdy nie popierałam aborcji, zawsze się nią brzydziłam i każdą kobietę, która się jej poddała, uważam za bezduszną bestię. W przypadku York mój gniew się potęguje, bo zabiła dziecko mojego szwagra. Shanny nie jest najlepszym materiałem na ojca, ale myślę, że gdyby była taka potrzeba, podołałby i temu wyzwaniu. Wychowałby dziecko w miłości i godnych warunkach, ale odebrano mu tę szansę. Boli to zarówno jego, jak i Jareda, bo obaj, wbrew pozorom, są bardzo wrażliwymi i uczuciowymi ludźmi.
- No ja właśnie też i boję się, że gdy ją zobaczę, nie będę w stanie nad sobą zapanować.
- Po prostu udawaj, że o niczym nie wiesz. Nie rozmawiaj z nią o tym. Nie rozmawiaj z nią w ogóle. Ignoruj ją, odklep swoje i wracaj do domu.
- Łatwo mówić... - Włożył do ust kilka płatków zbożowych zalanych mlekiem sojowym.
- Wiem, ale nie możesz poruszać tego tematu w takim miejscu. Wiesz, jakby poczuł się Shannon, gdyby ktoś z telewizji was podsłuchał, a potem zrobił sobie ze śmierci jego dziecka pożywkę dla mas?
- No niby tak, ale wiesz, jaki jestem. Najpierw mówię, a dopiero potem myślę - zauważył słusznie Jay.
- I wiem też, że kiedy trzeba, potrafisz się kontrolować. Po prostu przez jakiś czas o tym nie myśl, wyrzuć to z głowy, zapomnij o tym. Wierzę, że potrafisz.
- Postaram się. - Westchnął głęboko i wyciągnął dłoń w moją stronę. Uśmiechnęłam się leciutko i wplątałam palce w jego kończynę.
- Zrób to dla Shannona.
- Zrobię. Ale niech suka mi się lepiej nie pokazuje na oczy poza studiem. - Jasne tęczówki Jareda ściemniały, zapłonęła w nich czysta nienawiść.
- Jeśli ten rzeźnik nie wyskrobał jej resztek wstydu, nie odważy się.
- I wiem też, że kiedy trzeba, potrafisz się kontrolować. Po prostu przez jakiś czas o tym nie myśl, wyrzuć to z głowy, zapomnij o tym. Wierzę, że potrafisz.
- Postaram się. - Westchnął głęboko i wyciągnął dłoń w moją stronę. Uśmiechnęłam się leciutko i wplątałam palce w jego kończynę.
- Zrób to dla Shannona.
- Zrobię. Ale niech suka mi się lepiej nie pokazuje na oczy poza studiem. - Jasne tęczówki Jareda ściemniały, zapłonęła w nich czysta nienawiść.
- Jeśli ten rzeźnik nie wyskrobał jej resztek wstydu, nie odważy się.
***
- No to idę. - Usta męża musnęły czule moje rozchylone wargi, a dłoń przesunęła się po okrytym cienkim materiałem bluzki ramieniu.
- Do zobaczenia. - Posłałam mu spojrzenie, które miało zachęcić go do wiary w to, że poradzi sobie z tym, z czym przyjdzie mu się za chwilę zmierzyć i powoli zamknęłam drzwi.
Współczuję mu, ja chyba nie byłabym w stanie zapanować nad sobą, stając oko w oko z kimś, kto zranił moją siostrę. Nie potrafiłabym udać, że nic się nie stało i zacisnąć zęby. Ale on nie jest mną, jest mądrzejszy i silniejszy i wiem, że jest w stanie zapanować nad swoimi emocjami, jak silne by nie były. Da sobie z tym radę, nie mam co do tego nawet najmniejszych wątpliwości. Jedyne, co teraz mam, to nadzieja, że Courtney to po nim odziedziczyła, że w tej kwestii wrodziła się w niego, że będzie tak silną osobą jak Jared, a nie emocjonalną kaleką i wieczną ofiarą jak ja.
Z tą myślą weszłam na schody i skierowałam się prosto do pokoju córki. Uchyliłam ostrożnie drzwi, rzucając okiem na zajmowane przez nią łóżko.
Kołdra jak zawsze zwinięta była w nieduży kłębek na środku materaca, mała poduszka zwisała z jego brzegu, a sama Courtney leżała na brzuchu z przyciśniętą do szyi maskotką.
Przez chwilę obserwowałam jej oddech, miarowy i spokojny. Kiedy śpi, wygląda jak mały aniołek, mogłabym tak na nią patrzeć godzinami i myśleć o tym, jaka będzie w przyszłości i jak będzie wyglądała. Być może kiedyś będzie podobna do mnie, bo ponoć każda kobieta z wiekiem upodabnia się do swojej matki, ale mam nadzieję, że tylko wizualnie. Chciałabym też, by odziedziczyła po mnie miłość do baletu, ale nic poza tym. Charakter i osobowość Jareda są o wiele bardziej godne przekazywania kolejnemu pokoleniu niż moje własne. Mam też głęboką nadzieję, że nie obciążyłam jej genetyczną skłonnością do nałogów, bo nie chcę, by moja córka musiała przechodzić przez piekło uzależnienia, które przechodziłam ja. Nie chcę, by zmarnowała sobie życie, by każdego dnia budziła się z poczuciem, że przez własną głupotę straciła coś cennego. Nie chcę, żeby była nieszczęśliwa. Chcę dla niej wszystkiego, co najlepsze. Dla niej i dla Emily, dlatego cieszę się, że obie mają tak wspaniałych ojców, którzy z pewnością wychowają je na cudowne kobiety.
Uśmiechając się nieznacznie, zamknęłam z powrotem drzwi i zeszłam do sypialni, gdzie na biurku leżał otwarty laptop Jareda. Podeszłam do niego i wcisnęłam przypadkowy klawisz - włączony. Usiadłam więc na miękkim krześle i uruchomiłam przeglądarkę. Nie, nie mam zamiaru grzebać w poczcie męża ani sprawdzać historii przeglądania, by dowiedzieć się, czy wchodzi na strony dla dorosłych, chcę jeszcze raz zerknąć na ten artykuł. Po co? Sama nie wiem, chyba po prostu jestem masochistką...
Po raz kolejny przeczytałam cały tekst od deski do deski i znów poczułam nieprzyjemny ucisk w brzuchu, który zwiększył się, gdy doszłam do zamieszczonych na dole strony komentarzy.
- Do zobaczenia. - Posłałam mu spojrzenie, które miało zachęcić go do wiary w to, że poradzi sobie z tym, z czym przyjdzie mu się za chwilę zmierzyć i powoli zamknęłam drzwi.
Współczuję mu, ja chyba nie byłabym w stanie zapanować nad sobą, stając oko w oko z kimś, kto zranił moją siostrę. Nie potrafiłabym udać, że nic się nie stało i zacisnąć zęby. Ale on nie jest mną, jest mądrzejszy i silniejszy i wiem, że jest w stanie zapanować nad swoimi emocjami, jak silne by nie były. Da sobie z tym radę, nie mam co do tego nawet najmniejszych wątpliwości. Jedyne, co teraz mam, to nadzieja, że Courtney to po nim odziedziczyła, że w tej kwestii wrodziła się w niego, że będzie tak silną osobą jak Jared, a nie emocjonalną kaleką i wieczną ofiarą jak ja.
Z tą myślą weszłam na schody i skierowałam się prosto do pokoju córki. Uchyliłam ostrożnie drzwi, rzucając okiem na zajmowane przez nią łóżko.
Kołdra jak zawsze zwinięta była w nieduży kłębek na środku materaca, mała poduszka zwisała z jego brzegu, a sama Courtney leżała na brzuchu z przyciśniętą do szyi maskotką.
Przez chwilę obserwowałam jej oddech, miarowy i spokojny. Kiedy śpi, wygląda jak mały aniołek, mogłabym tak na nią patrzeć godzinami i myśleć o tym, jaka będzie w przyszłości i jak będzie wyglądała. Być może kiedyś będzie podobna do mnie, bo ponoć każda kobieta z wiekiem upodabnia się do swojej matki, ale mam nadzieję, że tylko wizualnie. Chciałabym też, by odziedziczyła po mnie miłość do baletu, ale nic poza tym. Charakter i osobowość Jareda są o wiele bardziej godne przekazywania kolejnemu pokoleniu niż moje własne. Mam też głęboką nadzieję, że nie obciążyłam jej genetyczną skłonnością do nałogów, bo nie chcę, by moja córka musiała przechodzić przez piekło uzależnienia, które przechodziłam ja. Nie chcę, by zmarnowała sobie życie, by każdego dnia budziła się z poczuciem, że przez własną głupotę straciła coś cennego. Nie chcę, żeby była nieszczęśliwa. Chcę dla niej wszystkiego, co najlepsze. Dla niej i dla Emily, dlatego cieszę się, że obie mają tak wspaniałych ojców, którzy z pewnością wychowają je na cudowne kobiety.
Uśmiechając się nieznacznie, zamknęłam z powrotem drzwi i zeszłam do sypialni, gdzie na biurku leżał otwarty laptop Jareda. Podeszłam do niego i wcisnęłam przypadkowy klawisz - włączony. Usiadłam więc na miękkim krześle i uruchomiłam przeglądarkę. Nie, nie mam zamiaru grzebać w poczcie męża ani sprawdzać historii przeglądania, by dowiedzieć się, czy wchodzi na strony dla dorosłych, chcę jeszcze raz zerknąć na ten artykuł. Po co? Sama nie wiem, chyba po prostu jestem masochistką...
Po raz kolejny przeczytałam cały tekst od deski do deski i znów poczułam nieprzyjemny ucisk w brzuchu, który zwiększył się, gdy doszłam do zamieszczonych na dole strony komentarzy.
Od razu widać, że to zdzira i ćpunka. Wytatuowana, wychudzona, blada, do tego te krzywe zęby. Nie mam pojęcia, co Jared w niej widzi. To już Cameron była lepsza.
Bo to zwykła kurwa, która puszcza się ze sławnymi facetami, żeby zdobyć rozgłos. Sama nie ma żadnego talentu, to próbuje wybić się kosztem znanych partnerów. Najpierw ten wokalista Charlie, potem przecież spotykała się z tym znanym projektantem Hazem, w sieci można też znaleźć jej zdjęcia z Hugh Milesem, który jest sławnym modelem i teraz Jared. To modliszka z kurwikami w oczach. Takie to powinni na stosie palić.
Przecież to jebana lesbijka jest! Mieszkam we Francji, tu aż huczało od plotek, że miała romans z Danielle Kraft. Miały nawet wspólną, bardzo odważną sesję. No i kilka osób pisało, że widziało, jak całowały się w klubie. Blee, jak Jared nie brzydzi się z nią być...
Nie wiem, czy pamiętacie, ale to przecież dla niej Jared zerwał zaręczyny z Emmą, a potem jeszcze zostawił dla niej Kelly. Był z nią jakiś czas, nawet była z Marsami w trasie, wiem, bo grali wtedy w moim mieście i ją tam widziałam. To było zanim Leto związał się z Tucker. No a potem przecież śpiewała z nim Buddhę na koncercie w Paryżu. Kilka miesięcy później wyszło, że się z nią ożenił, bo mają razem córkę.
No proszę, dziwka złapała go na dziecko. Jak to mówią, tonący brzytwy się chwyta. Zdała sobie sprawę z tego, że robi się już stara i brzydka i żaden inny jej nie zechce, to wrobiła Jareda w ojcostwo. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że to nawet nie jest jego dziecko.
Bo to zwykła kurwa, która puszcza się ze sławnymi facetami, żeby zdobyć rozgłos. Sama nie ma żadnego talentu, to próbuje wybić się kosztem znanych partnerów. Najpierw ten wokalista Charlie, potem przecież spotykała się z tym znanym projektantem Hazem, w sieci można też znaleźć jej zdjęcia z Hugh Milesem, który jest sławnym modelem i teraz Jared. To modliszka z kurwikami w oczach. Takie to powinni na stosie palić.
Przecież to jebana lesbijka jest! Mieszkam we Francji, tu aż huczało od plotek, że miała romans z Danielle Kraft. Miały nawet wspólną, bardzo odważną sesję. No i kilka osób pisało, że widziało, jak całowały się w klubie. Blee, jak Jared nie brzydzi się z nią być...
Nie wiem, czy pamiętacie, ale to przecież dla niej Jared zerwał zaręczyny z Emmą, a potem jeszcze zostawił dla niej Kelly. Był z nią jakiś czas, nawet była z Marsami w trasie, wiem, bo grali wtedy w moim mieście i ją tam widziałam. To było zanim Leto związał się z Tucker. No a potem przecież śpiewała z nim Buddhę na koncercie w Paryżu. Kilka miesięcy później wyszło, że się z nią ożenił, bo mają razem córkę.
No proszę, dziwka złapała go na dziecko. Jak to mówią, tonący brzytwy się chwyta. Zdała sobie sprawę z tego, że robi się już stara i brzydka i żaden inny jej nie zechce, to wrobiła Jareda w ojcostwo. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że to nawet nie jest jego dziecko.
Z mojego gardła wyrwał się mimowolny krzyk, a drżąca dłoń zatrzasnęła z hukiem klapkę laptopa.
Te wszystkie słowa, to, co myślą o mnie ci ludzie jest okropne i cholernie bolesne. Najbardziej boli to ostatnie zdanie o tym, że Courtney może nie być córką Jareda, że użyłam jej jako przynęty, by go zdobyć. To chyba najbardziej niesprawiedliwa opinia, jaką kiedykolwiek przeczytałam, a naczytałam się ich wiele. Nie rozumiem, jak ludzie mogą być tacy podli, jak mogą wypisywać takie głupoty, nie mając pojęcia, jak tak naprawdę wygląda nasze życie, jaka jest historia naszego związku...
Otarłszy spływające po polikach łzy i trochę się uspokoiwszy, otworzyłam z powrotem komputer, by upewnić się, że go przypadkiem nie zepsułam. Działa.
Te wszystkie słowa, to, co myślą o mnie ci ludzie jest okropne i cholernie bolesne. Najbardziej boli to ostatnie zdanie o tym, że Courtney może nie być córką Jareda, że użyłam jej jako przynęty, by go zdobyć. To chyba najbardziej niesprawiedliwa opinia, jaką kiedykolwiek przeczytałam, a naczytałam się ich wiele. Nie rozumiem, jak ludzie mogą być tacy podli, jak mogą wypisywać takie głupoty, nie mając pojęcia, jak tak naprawdę wygląda nasze życie, jaka jest historia naszego związku...
Otarłszy spływające po polikach łzy i trochę się uspokoiwszy, otworzyłam z powrotem komputer, by upewnić się, że go przypadkiem nie zepsułam. Działa.
Już miałam wciskać czerwony krzyżyk, gdy coś mnie podkusiło i zamiast zamknąć stronę, odświeżyłam ją. Wtedy też zobaczyłam krótki tekst opublikowany dosłownie minutę temu.
Gorący news! Dzisiaj rano skontaktował się ze mną Charlie Bronson i zaproponował mi wywiad rzekę na temat jego związku z panią Mary Leto! Obiecał pikantne szczegóły i... uwaga, uwaga... równie ostre zdjęcia! To wszystko na wyłączność Celebrity West Site!
Pierwszej części rozmowy możecie spodziewać się najpóźniej za dwa tygodnie. To będzie prawdziwy hit!
Pierwszej części rozmowy możecie spodziewać się najpóźniej za dwa tygodnie. To będzie prawdziwy hit!
Zamarłam. Patrzyłam jak otępiała w ekran, nie mogąc ruszyć chociażby ręką, której drżenie znacznie się nasiliło. Serce waliło mi jak młotem, narządy zdawały się gotować, ucisk w brzuchu stał się jeszcze silniejszy, a skronie pulsowały z prędkością światła. Otępienie. Nie wierzę, że sprzedał ten wstydliwy okres mojej przeszłości jakiemuś podrzędnemu pismakowi. Przecież obiecał, że tamte zdjęcia nigdy nie wyjdą poza krąg Wild Roses, obiecał mi to.
Zszokowana, przerażona, zażenowana i wkurwiona jednocześnie ostatkiem sił wstałam z krzesła i zaraz potem zgięłam się w pół pod wpływem silnego skurczu. Ból niemal rozrywał mi wnętrzności, ledwo łapałam oddech. Oparłam się wyciągniętą ręką o ścianę i starałam uspokoić, jednocześnie nie mogąc powstrzymać lejących się strumieniami łez.
- Musia! - z góry dobiegł mnie donośny głos Courtney. Obudziła się. Muszę do niej pójść, muszę zrobić jej śniadanie, pomóc jej się umyć i ubrać. Muszę.
Zacisnęłam mocno powieki i wbrew protestom swojego ciała, zaczerpnęłam spory haust powietrza. Pomogło, skurcz się rozluźnił, napięcie opadło, pozostał tylko ból, ale taki, który jestem w stanie znieść.
Powoli się wyprostowałam i podeszłam do stojącej w rogu sypialni toaletki. To, co zobaczyłam w lustrze, przeraziło mnie. Blade policzki, drżące wargi, czerwone, mokre oczy...
- Musia!
- Już do ciebie idę, kochanie! - odkrzyknęłam córce najgłośniej jak byłam w stanie i prędko przetarłam twarz dłońmi. Nie chcę, by Courtney widziała mnie w takim stanie.
Po pięciu minutach byłyśmy już w kuchni. Court siedziała grzecznie w swoim krzesełku, a ja przygotowywałam jej kaszkę, którą po wlaniu do zielonej miseczki, polałam gęstym sokiem malinowym. Tylko to zjada bez marudzenia i zbędnych histerii.
Kładąc posiłek na plastikowym blacie, siliłam się na uśmiech, jednak ból skutecznie mi to utrudniał i zauważyła to nawet mała.
- Ciemu jeteś śmutna? - zapytała troskliwym tonem, biorąc niezdarnie do rączki dwukolorową łyżeczkę.
- Boli mnie troszkę brzuszek. ale zaraz mi przejdzie. - Przesunęłam dłoń po jej anielskiej buźce. Jest taka śliczna. Najpiękniejszy owoc najpiękniejszej miłości mojego życia.
Zszokowana, przerażona, zażenowana i wkurwiona jednocześnie ostatkiem sił wstałam z krzesła i zaraz potem zgięłam się w pół pod wpływem silnego skurczu. Ból niemal rozrywał mi wnętrzności, ledwo łapałam oddech. Oparłam się wyciągniętą ręką o ścianę i starałam uspokoić, jednocześnie nie mogąc powstrzymać lejących się strumieniami łez.
- Musia! - z góry dobiegł mnie donośny głos Courtney. Obudziła się. Muszę do niej pójść, muszę zrobić jej śniadanie, pomóc jej się umyć i ubrać. Muszę.
Zacisnęłam mocno powieki i wbrew protestom swojego ciała, zaczerpnęłam spory haust powietrza. Pomogło, skurcz się rozluźnił, napięcie opadło, pozostał tylko ból, ale taki, który jestem w stanie znieść.
Powoli się wyprostowałam i podeszłam do stojącej w rogu sypialni toaletki. To, co zobaczyłam w lustrze, przeraziło mnie. Blade policzki, drżące wargi, czerwone, mokre oczy...
- Musia!
- Już do ciebie idę, kochanie! - odkrzyknęłam córce najgłośniej jak byłam w stanie i prędko przetarłam twarz dłońmi. Nie chcę, by Courtney widziała mnie w takim stanie.
Po pięciu minutach byłyśmy już w kuchni. Court siedziała grzecznie w swoim krzesełku, a ja przygotowywałam jej kaszkę, którą po wlaniu do zielonej miseczki, polałam gęstym sokiem malinowym. Tylko to zjada bez marudzenia i zbędnych histerii.
Kładąc posiłek na plastikowym blacie, siliłam się na uśmiech, jednak ból skutecznie mi to utrudniał i zauważyła to nawet mała.
- Ciemu jeteś śmutna? - zapytała troskliwym tonem, biorąc niezdarnie do rączki dwukolorową łyżeczkę.
- Boli mnie troszkę brzuszek. ale zaraz mi przejdzie. - Przesunęłam dłoń po jej anielskiej buźce. Jest taka śliczna. Najpiękniejszy owoc najpiękniejszej miłości mojego życia.
***
- Proszę, myj ładnie ząbki, a mamusia usiądzie tu z boku i będzie patrzeć, dobrze? - Drżącą dłonią podałam Courtney jej pomarańczową szczoteczkę w tygrysie paski i zaraz po tym, jak ją przejęła, przycisnęłam dłoń do brzucha. Boli mnie i to bardzo, o wiele bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Tylko pać, bo ja pięknie myję siąbki.
- Patrzę, kochanie, pa... - W tym momencie poczułam się tak, jakby ktoś wbił mi rozgrzany do czerwoności sztylet w wątrobę. Mimowolnie zgięłam się w pół i głośno jęknęłam. Wszystko dookoła zaczęło wirować, w uszach słyszałam tylko i wyłącznie głośny pisk, a oczy przesłoniła mi ciemna mgła. Mięśnie zwiotczały, upadłam na podłogę niczym szmaciana lalka.
Wszystko ucichło...
- Tylko pać, bo ja pięknie myję siąbki.
- Patrzę, kochanie, pa... - W tym momencie poczułam się tak, jakby ktoś wbił mi rozgrzany do czerwoności sztylet w wątrobę. Mimowolnie zgięłam się w pół i głośno jęknęłam. Wszystko dookoła zaczęło wirować, w uszach słyszałam tylko i wyłącznie głośny pisk, a oczy przesłoniła mi ciemna mgła. Mięśnie zwiotczały, upadłam na podłogę niczym szmaciana lalka.
Wszystko ucichło...
Jared:
- Gotowe. Zaczynacie za pięć minut.
- Ok. - Uśmiechnąłem się nieznacznie, a kobieta, która przed chwilą nałożyła mi na twarz niewielką ilość pudru, opuściła moją garderobę.
Gdy tylko drzwi się zamknęły, spojrzałem w lustro i wziąłem głęboki oddech. Żeby nie myśleć o Bonnie i o tym, co zrobiła mojemu bratu, przywołałem chwile, które spędziłem dziś z Mary. Kiedy zobaczyłem ją nagą w kabinie, zamurowało mnie. Przez moment myślałem, że mój umysł płata mi figle, ale nie, ona naprawdę tam stała pozbawiona wszelkiego okrycia i uśmiechała się do mnie zalotnie. Pierwszy raz od dłuższego czasu w jej oczach płonęło prawdziwe pożądanie. Nie robiła tego z przymusu czy tylko po to, by mnie nie zawieść, ona naprawdę tego pragnęła i czerpała z tego autentyczną przyjemność. Od kiedy zaczęła terapię, nasze życie seksualne zeszło na dalszy plan, kochamy się bardzo rzadko. Wiem, że czasami tylko ja czerpię z tego przyjemność i czuję się naprawdę okropnie, wiedząc, że ona odczuwa przy tym dyskomfort, ale dziś było inaczej. Dziś było jej tak samo dobrze jak mi, czułem to nadzwyczaj wyraźnie, czułem to doskonale. W jej ruchach, w jej głosie, w oddechu. Całe jej ciało emanowało prawdziwą rozkoszą, dokładnie tak samo jak kiedyś. Nie wiem, co jest tego przyczyną, ale mam głęboką nadzieję, że stoi za tym fakt powrotu do zdrowia, do pełni sił, do normalności. Naprawdę jak niczego innego na świecie pragnę tego, by moja żona była już zdrowa, by ta przeklęta choroba raz na zawsze opuściła jej piękne ciało i pozwoliła znów cieszyć się pełnią życia. I wierzę, że tak się stanie, wierzę, że za kilka miesięcy będziemy mogli wyrzucić jej leki, że nie będzie musiała już chodzić do lekarza, że to wszystko przejdzie do historii i nigdy więcej nie wróci. To właśnie ta wiara dodaje mi sił. Sił i cierpliwości...
Znów głęboko westchnąłem, rzuciłem okiem na swoje uśmiechnięte odbicie i z oczyszczonym i pełnym pozytywnych myśli umysłem opuściłem nieduże pomieszczenie, kierując się w stronę obstawionej kamerami sali. Zanim jednak zdążyłem do niej dojść, usłyszałem głosy dochodzące zza uchylonych drzwi garderoby York.
- Masz to pokazać zaraz po tym, jak wspomnisz o plotkach na temat romansu.
- Myślisz, że to dobry pomysł? - odpowiedział męski głos należący do gospodarza programu.
- Doskonały. Będziesz pierwszym, który pokaże to publicznie.
Nieco zdezorientowany podszedłem bliżej. Przez niedużą szparę dostrzegłem Nicole trzymającą w dłoni żółtą kopertę.
- Leto się wkurzy.
- A co cię obchodzi Leto?
Słysząc swoje nazwisko, zamarłem. Jestem pewien, że chodzi o mojego brata. Nie, na pewno nie pozwolę na to, by ta historia przedostała się do mediów.
Niewiele myśląc, chwyciłem klamkę i bez zbędnych ceregieli wszedłem do pokoju.
- Jared?! - zaskoczona Nicole wypuściła z dłoni kopertę. Już chciałem się odezwać, gdy jej zawartość wypadła na podłogę. Okazały się nią być zdjęcia, jednak nie mojego brata tylko moje. Moje i Bonnie. Te z Nowego Jorku, te same, które ktoś przysłał mojej żonie, a także te zrobione przed restauracją i na parkingu studia filmowego.
Nagle wszystko ułożyło się w jedną całość, one chciały, by świat uwierzył w to, że było coś między mną i Bonnie. Od początku chciały wybić ją moim kosztem.
- Ty pierdolona szmato! - wycedziłem przez zęby, patrząc na menadżerkę wzrokiem mordercy, który po chwili przeniosłem na jej podopieczną. Siedziała skulona na niedużej kanapie. - Wy pieprzone suki...
- Jared, to nie tak jak myślisz - zaczęła York, prędko podnosząc się z zajmowanego mebla.
- Nie tak jak myślę? Chciałyście się wypromować moim kosztem, liczyłyście na darmową reklamę!
- Co tu się, do cholery, dzieje?! - Do pomieszczenia jak burza wpadł jeden z producentów.
- Ty pewnie też jesteś w to zamieszany, co? - zwróciłem się do niego. - Pewnie, że tak. Ładnie to sobie wszystko wymyśliliście. Wypromujemy film kosztem Jareda, a co! Przecież będzie miał o wiele lepszą oglądalność, jak przed premierą okaże się, że Leto posuwał malutką Bonnie! Nie, ja się nie dam tak wykorzystać, nie pozwolę zszargać swojego dobrego imienia tylko po to, żebyście zarobili więcej kasy, nie ma mowy. Promujcie sobie ten film i tą podłą sukę beze mnie. - Wkurzony, jak chyba nigdy dotąd, odwróciłem się na pięcie i trzasnąłem głośno drzwiami. Nie minęły nawet dwie sekundy, a na korytarzu pojawiła się ta pieprzona gówniara.
- Jared, stój, proszę cię!
- Ty masz jeszcze czelność mnie o cokolwiek prosić?! Chciałaś zrobić ze mnie drania, który zdradza swoją żonę z pieprzoną małolatą tylko po to, być zrobić z siebie gwiazdę!
- Jared, to naprawdę nie tak. Ja tego nie chciałam, to był pomysł Nicole, to ona namówiła mnie do tego, żebym to wszystko robiła. To ona chciała, żebym się z tobą pokazywała, żebym cię podrywała.
- No, a kiedy ja się nie dałem, wzięłaś się za mojego brata, bardzo sprytnie! Leto to Leto, nieważne który!
- Nie, ja go kocham. Ja go naprawdę kocham.
- Kochasz? Nie rozśmieszaj mnie. Gdybyś go kochała, nie zabiłabyś jego dziecka!
- Ja...
- Zamknij się! - przerwałem jej jeszcze głośniejszym wrzaskiem. - Jeśli jeszcze raz zbliżysz się do mnie albo do mojego brata, to cię, kurwa, zabiję, rozumiesz? Będę miał w dupie to, że jesteś kobietą, zatłukę cię gołymi rękami. Ciebie i tą twoją, pożal się Boże, menadżerkę. Obie jesteście siebie warte i obie będziecie smażyć się w piekle. - To były ostatnie słowa, jakie wypowiedziałem. Zaraz potem opuściłem budynek, nie zważając nawet na zdezorientowanych pracowników stacji. Wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotę, blady jak ściana producent próbował mnie zatrzymać, ale ja nie zamierzałem już z nikim rozmawiać. Wsiadłem szybko do swojego auta i wbiłem wsteczny.
Jak oni mogli mnie tak podle wykorzystać? Jak mogli mi to zrobić? Przecież mogła ucierpieć na tym moje rodzina... Ciekaw jestem, jak daleko do sięga, czy Spencer o tym wie, czy to on zezwolił na promowanie filmu na mojej krzywdzie. Czy byłby do tego zdolny? Przecież znamy się od tylu lat, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, on nie należy do ludzi, którzy stosują tanie chwyty marketingowe. No, ale to w końcu jego film, on też ma coś do powiedzenia względem jego promocji. Czy by na to pozwolił? Nie wiem, ja już, kurwa, nic nie wiem, mam pieprzony mętlik w głowie i chcę po prostu od tego uciec. Chcę pojechać do domu i odciąć się od tego pieprzonego gówna. Chcę świętego spokoju...
- Gotowe. Zaczynacie za pięć minut.
- Ok. - Uśmiechnąłem się nieznacznie, a kobieta, która przed chwilą nałożyła mi na twarz niewielką ilość pudru, opuściła moją garderobę.
Gdy tylko drzwi się zamknęły, spojrzałem w lustro i wziąłem głęboki oddech. Żeby nie myśleć o Bonnie i o tym, co zrobiła mojemu bratu, przywołałem chwile, które spędziłem dziś z Mary. Kiedy zobaczyłem ją nagą w kabinie, zamurowało mnie. Przez moment myślałem, że mój umysł płata mi figle, ale nie, ona naprawdę tam stała pozbawiona wszelkiego okrycia i uśmiechała się do mnie zalotnie. Pierwszy raz od dłuższego czasu w jej oczach płonęło prawdziwe pożądanie. Nie robiła tego z przymusu czy tylko po to, by mnie nie zawieść, ona naprawdę tego pragnęła i czerpała z tego autentyczną przyjemność. Od kiedy zaczęła terapię, nasze życie seksualne zeszło na dalszy plan, kochamy się bardzo rzadko. Wiem, że czasami tylko ja czerpię z tego przyjemność i czuję się naprawdę okropnie, wiedząc, że ona odczuwa przy tym dyskomfort, ale dziś było inaczej. Dziś było jej tak samo dobrze jak mi, czułem to nadzwyczaj wyraźnie, czułem to doskonale. W jej ruchach, w jej głosie, w oddechu. Całe jej ciało emanowało prawdziwą rozkoszą, dokładnie tak samo jak kiedyś. Nie wiem, co jest tego przyczyną, ale mam głęboką nadzieję, że stoi za tym fakt powrotu do zdrowia, do pełni sił, do normalności. Naprawdę jak niczego innego na świecie pragnę tego, by moja żona była już zdrowa, by ta przeklęta choroba raz na zawsze opuściła jej piękne ciało i pozwoliła znów cieszyć się pełnią życia. I wierzę, że tak się stanie, wierzę, że za kilka miesięcy będziemy mogli wyrzucić jej leki, że nie będzie musiała już chodzić do lekarza, że to wszystko przejdzie do historii i nigdy więcej nie wróci. To właśnie ta wiara dodaje mi sił. Sił i cierpliwości...
Znów głęboko westchnąłem, rzuciłem okiem na swoje uśmiechnięte odbicie i z oczyszczonym i pełnym pozytywnych myśli umysłem opuściłem nieduże pomieszczenie, kierując się w stronę obstawionej kamerami sali. Zanim jednak zdążyłem do niej dojść, usłyszałem głosy dochodzące zza uchylonych drzwi garderoby York.
- Masz to pokazać zaraz po tym, jak wspomnisz o plotkach na temat romansu.
- Myślisz, że to dobry pomysł? - odpowiedział męski głos należący do gospodarza programu.
- Doskonały. Będziesz pierwszym, który pokaże to publicznie.
Nieco zdezorientowany podszedłem bliżej. Przez niedużą szparę dostrzegłem Nicole trzymającą w dłoni żółtą kopertę.
- Leto się wkurzy.
- A co cię obchodzi Leto?
Słysząc swoje nazwisko, zamarłem. Jestem pewien, że chodzi o mojego brata. Nie, na pewno nie pozwolę na to, by ta historia przedostała się do mediów.
Niewiele myśląc, chwyciłem klamkę i bez zbędnych ceregieli wszedłem do pokoju.
- Jared?! - zaskoczona Nicole wypuściła z dłoni kopertę. Już chciałem się odezwać, gdy jej zawartość wypadła na podłogę. Okazały się nią być zdjęcia, jednak nie mojego brata tylko moje. Moje i Bonnie. Te z Nowego Jorku, te same, które ktoś przysłał mojej żonie, a także te zrobione przed restauracją i na parkingu studia filmowego.
Nagle wszystko ułożyło się w jedną całość, one chciały, by świat uwierzył w to, że było coś między mną i Bonnie. Od początku chciały wybić ją moim kosztem.
- Ty pierdolona szmato! - wycedziłem przez zęby, patrząc na menadżerkę wzrokiem mordercy, który po chwili przeniosłem na jej podopieczną. Siedziała skulona na niedużej kanapie. - Wy pieprzone suki...
- Jared, to nie tak jak myślisz - zaczęła York, prędko podnosząc się z zajmowanego mebla.
- Nie tak jak myślę? Chciałyście się wypromować moim kosztem, liczyłyście na darmową reklamę!
- Co tu się, do cholery, dzieje?! - Do pomieszczenia jak burza wpadł jeden z producentów.
- Ty pewnie też jesteś w to zamieszany, co? - zwróciłem się do niego. - Pewnie, że tak. Ładnie to sobie wszystko wymyśliliście. Wypromujemy film kosztem Jareda, a co! Przecież będzie miał o wiele lepszą oglądalność, jak przed premierą okaże się, że Leto posuwał malutką Bonnie! Nie, ja się nie dam tak wykorzystać, nie pozwolę zszargać swojego dobrego imienia tylko po to, żebyście zarobili więcej kasy, nie ma mowy. Promujcie sobie ten film i tą podłą sukę beze mnie. - Wkurzony, jak chyba nigdy dotąd, odwróciłem się na pięcie i trzasnąłem głośno drzwiami. Nie minęły nawet dwie sekundy, a na korytarzu pojawiła się ta pieprzona gówniara.
- Jared, stój, proszę cię!
- Ty masz jeszcze czelność mnie o cokolwiek prosić?! Chciałaś zrobić ze mnie drania, który zdradza swoją żonę z pieprzoną małolatą tylko po to, być zrobić z siebie gwiazdę!
- Jared, to naprawdę nie tak. Ja tego nie chciałam, to był pomysł Nicole, to ona namówiła mnie do tego, żebym to wszystko robiła. To ona chciała, żebym się z tobą pokazywała, żebym cię podrywała.
- No, a kiedy ja się nie dałem, wzięłaś się za mojego brata, bardzo sprytnie! Leto to Leto, nieważne który!
- Nie, ja go kocham. Ja go naprawdę kocham.
- Kochasz? Nie rozśmieszaj mnie. Gdybyś go kochała, nie zabiłabyś jego dziecka!
- Ja...
- Zamknij się! - przerwałem jej jeszcze głośniejszym wrzaskiem. - Jeśli jeszcze raz zbliżysz się do mnie albo do mojego brata, to cię, kurwa, zabiję, rozumiesz? Będę miał w dupie to, że jesteś kobietą, zatłukę cię gołymi rękami. Ciebie i tą twoją, pożal się Boże, menadżerkę. Obie jesteście siebie warte i obie będziecie smażyć się w piekle. - To były ostatnie słowa, jakie wypowiedziałem. Zaraz potem opuściłem budynek, nie zważając nawet na zdezorientowanych pracowników stacji. Wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotę, blady jak ściana producent próbował mnie zatrzymać, ale ja nie zamierzałem już z nikim rozmawiać. Wsiadłem szybko do swojego auta i wbiłem wsteczny.
Jak oni mogli mnie tak podle wykorzystać? Jak mogli mi to zrobić? Przecież mogła ucierpieć na tym moje rodzina... Ciekaw jestem, jak daleko do sięga, czy Spencer o tym wie, czy to on zezwolił na promowanie filmu na mojej krzywdzie. Czy byłby do tego zdolny? Przecież znamy się od tylu lat, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, on nie należy do ludzi, którzy stosują tanie chwyty marketingowe. No, ale to w końcu jego film, on też ma coś do powiedzenia względem jego promocji. Czy by na to pozwolił? Nie wiem, ja już, kurwa, nic nie wiem, mam pieprzony mętlik w głowie i chcę po prostu od tego uciec. Chcę pojechać do domu i odciąć się od tego pieprzonego gówna. Chcę świętego spokoju...
***
Wyładowawszy całą swoją frustrację na kierownicy, opuściłem samochód i już nieco bardziej uspokojony wszedłem do domu. Przekroczenie progu wymusiło na mnie głębokie westchnienie ulgi. Ten zapach, ta atmosfera, poczucie, że są tu dwie z pięciu najważniejszych osób w moim życiu, to zawsze działa na mnie kojąco, nawet w tak ekstremalnych sytuacjach jak ta. Jak zły bym nie był, tu zawsze uderza mnie nagłe i przyjemne wyciszenie. Dziś nie jest inaczej, a przynajmniej nie było, dopóki nie zobaczyłem idącej w moją stronę krokiem żywego trupa Courtney. Drżące ciało, blada jak ściana twarz z wetkniętym w usta kciukiem, świeże ślady łez na policzkach, zasychająca wydzielina pod nosem i krew na prawej dłoni.
- Jezu Chryste, Courtney, co się stało?!
Nie odpowiedziała, tylko patrzyła na mnie jak zahipnotyzowana załzawionymi oczkami, w których malowało się ogromne przerażenie.
- Znowu cię bolało? - zapytałem drżącym głosem, kładąc oba kolana na jasnych panelach. Mała pokręciła przecząco głową. - No to, co się stało, dziecko kochane, błagam cię, mów! - Zupełnie mimowolnie chwyciłem jej drobne ramionami i potrząsnąłem nimi, chyba nawet odrobinę za mocno, ale to poskutkowało, Court wysunęła palec z ust i wskazała nim otwarte drzwi łazienki. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, w mojej głowie zrodziło się kilka wizji: zbite lustro, zabawa żyletką, pęknięta kafelka...
- Musia - wydukała drżącym, zupełnie innym niż zwykle głosem.
Zamarłem, po czym jak oparzony podniosłem się z kolan, biegnąc w stronę wskazanego przez córkę pomieszczenia.
- Mary! - krzyknąłem, widząc szczupłe ciało żony leżące na zimnej posadzce, jakby zupełnie bez życia. Młyn w głowie odebrał mi zdolność logicznego myślenia, zachowały się tylko automatyczne reakcje.
Oddech, sprawdzić, czy oddycha. Słabo, płytko, praktycznie wcale.
Silny skurcz oplótł moje wnętrzności, wykręcając je we wszystkiego możliwe strony.
Puls! Tylko która to ręka? Prawa? Lewa? Gdzie jest ta cholerna lewa strona?! Tu!
Drżące palce zacisnęły się na bladym, wiotkim nadgarstku.
Ledwo wyczuwalny. Panika. Sztuczne oddychanie.
Przycisnąłem usta do rozchylonych w grymasie bólu warg żony, których kącikiem spływała krew.
Skąd ta pieprzona krew?! Ile ma być tych wydechów?! Ile ucisków?! W jakiej kolejności to wszystko powtarzać?! Przecież się tego uczyłem, uczyłem się tego! Stosowałem to nawet w praktyce, dlaczego teraz nic nie pamiętam?!
- Musia! - wrzask Courtney przedarł się przez ścianę głośnego pulsowania w moich uszach. Jej płacz przypomniał mi słowa lekarza na temat jej cho...
Lekarz! No tak, muszę zadzwonić po pogotowie! Dlaczego od razu tego nie zrobiłem?! Przecież to mogło ją zabić! Kretyn! Kretyn! Kretyn!
Drżącą dłonią wyjąłem telefon z kieszeni i szybko wybrałem numer alarmowy. Serce dudniło mi w piersi jak szalone, zagłuszając wszelkie myśli. Przez zasłonę łez dotarł do mnie obraz szarpiącej ramię matki przerażonej córki.
- Musia!
.............................................
- Co do słodkości snu Mary - po pierwsze: lubię skrajności; po drugie: potrzebowałam równowagi dla goryczy reszty fragmentów.
- Tak, ta anielska buźka Courtney to nawiązanie do roli Jareda w Fight Clubie :D
- Pierwsza część perspektywy Jareda, jaka jest, każdy widzi. Jak wspominałam x czasu temu, brutalnie pogubiłam się w wątku z Bonnie, więc wyszedł z lekka taki banał troszku. Końcowy akapit, a dokładnie scenę w łazience, pisałam trzy razy. Jakoś tak nie mogłam jej sobie dobrze zwizualizować, więc miałam spore trudności z wybraniem ostatecznego jej kształtu.
- Jezu Chryste, Courtney, co się stało?!
Nie odpowiedziała, tylko patrzyła na mnie jak zahipnotyzowana załzawionymi oczkami, w których malowało się ogromne przerażenie.
- Znowu cię bolało? - zapytałem drżącym głosem, kładąc oba kolana na jasnych panelach. Mała pokręciła przecząco głową. - No to, co się stało, dziecko kochane, błagam cię, mów! - Zupełnie mimowolnie chwyciłem jej drobne ramionami i potrząsnąłem nimi, chyba nawet odrobinę za mocno, ale to poskutkowało, Court wysunęła palec z ust i wskazała nim otwarte drzwi łazienki. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, w mojej głowie zrodziło się kilka wizji: zbite lustro, zabawa żyletką, pęknięta kafelka...
- Musia - wydukała drżącym, zupełnie innym niż zwykle głosem.
Zamarłem, po czym jak oparzony podniosłem się z kolan, biegnąc w stronę wskazanego przez córkę pomieszczenia.
- Mary! - krzyknąłem, widząc szczupłe ciało żony leżące na zimnej posadzce, jakby zupełnie bez życia. Młyn w głowie odebrał mi zdolność logicznego myślenia, zachowały się tylko automatyczne reakcje.
Oddech, sprawdzić, czy oddycha. Słabo, płytko, praktycznie wcale.
Silny skurcz oplótł moje wnętrzności, wykręcając je we wszystkiego możliwe strony.
Puls! Tylko która to ręka? Prawa? Lewa? Gdzie jest ta cholerna lewa strona?! Tu!
Drżące palce zacisnęły się na bladym, wiotkim nadgarstku.
Ledwo wyczuwalny. Panika. Sztuczne oddychanie.
Przycisnąłem usta do rozchylonych w grymasie bólu warg żony, których kącikiem spływała krew.
Skąd ta pieprzona krew?! Ile ma być tych wydechów?! Ile ucisków?! W jakiej kolejności to wszystko powtarzać?! Przecież się tego uczyłem, uczyłem się tego! Stosowałem to nawet w praktyce, dlaczego teraz nic nie pamiętam?!
- Musia! - wrzask Courtney przedarł się przez ścianę głośnego pulsowania w moich uszach. Jej płacz przypomniał mi słowa lekarza na temat jej cho...
Lekarz! No tak, muszę zadzwonić po pogotowie! Dlaczego od razu tego nie zrobiłem?! Przecież to mogło ją zabić! Kretyn! Kretyn! Kretyn!
Drżącą dłonią wyjąłem telefon z kieszeni i szybko wybrałem numer alarmowy. Serce dudniło mi w piersi jak szalone, zagłuszając wszelkie myśli. Przez zasłonę łez dotarł do mnie obraz szarpiącej ramię matki przerażonej córki.
- Musia!
.............................................
- Co do słodkości snu Mary - po pierwsze: lubię skrajności; po drugie: potrzebowałam równowagi dla goryczy reszty fragmentów.
- Tak, ta anielska buźka Courtney to nawiązanie do roli Jareda w Fight Clubie :D
- Pierwsza część perspektywy Jareda, jaka jest, każdy widzi. Jak wspominałam x czasu temu, brutalnie pogubiłam się w wątku z Bonnie, więc wyszedł z lekka taki banał troszku. Końcowy akapit, a dokładnie scenę w łazience, pisałam trzy razy. Jakoś tak nie mogłam jej sobie dobrze zwizualizować, więc miałam spore trudności z wybraniem ostatecznego jej kształtu.
O Boże ! Ona nie umarła prawda? Nie możesz mi tego zrobić kobieto ! Kurcze ja wiem że to tylko opowiadanie ale po przeczytaniu ostatniego fragmentu ręce trzęsą mi sie jak u paralityka jakiegoś,serio wystraszyłam się trochę.
OdpowiedzUsuńTą Bonnie na miejscu Jaya to ja bym jak szmatę zatłukła za to co zrobiła Shannonowi.Jak można zabić taka małą istotkę?Dla mnie to jest nie ludzkie ! Dodatkowo jeszcze chciała sie wypromować Jareda kosztem! Mała podła sucz ! I że niby ona shannona kocha? Ha dobre sobie !
Wspomnienia Mary to jest coś pięknego.Ja sama ie wiele pamiętam ze swojego dzieciństwa a już na pewno nie pierwsze urodziny.
Zastanawia mnie co ten Charlie powie w tym wywiadzie,na pewno nie będzie mówił o niej w samych superlatywach,no ale zobaczymy.
Cieszy mnie bardzo że pojawił się tutaj rozdział i jak zwykle jest świetny,no ale tego nie muszę ci mówić. Tak więc czekam na następny,pozdrawiam i życzę Ci ogromnej weny !
Wszystko wyjdzie w następnym rozdziale, tak więc cierpliwości ;) Ale cieszę się, że udało mi się wzbudzić jakieś tam emocje :)
UsuńBałam się, że ten fragment z tymi wspomnieniami może być za słodki, ale co tam, Mary idealizowała swoją matkę, czas, który z nią spędzała, więc jestem usprawiedliwiona :)
A ja się bardzo cieszę, że znalazłaś czas na podzielenie się swoją opinią na jego temat, to bardzo miłe :)
Początek, początek, początek na samym początku trzeba powiedzieć coś o początku. Perspektywa Mary udała Ci się chyba jak nigdy. Spotkanie z matką w podświadomości, pokoje ze wspomnieniami, to wszystko było tak cholernie niesamowite. Nie potrafię uwierzyć w to, że wymyśliłaś coś tak.. innego. Normalnie ludzi piszą zwykłe sny, spotkania i tak dalej. W snach Twoich postaci jest zupełnie inaczej - jest, po prostu niezmiesko! Jak przeczytałam, że Mary nic nie boli po wstaniu z łózka uśmiechałam sie do monitora jak debil. Niestety czar prysł i chyba jednak nie będzie tak kolorowo jakbym chciała. Kąpiel z Jaredem, widać, że obydwoje czerpali z tego wszystkiego przyjemność. No i potem ten artykuł gdzie został wspomniany Charlie. Wiedziałam, że z nim będzie coś nie tak. Mówiłam Ci już chyba kiedyś, że go nie lubię. Biedna ta Courtney, że musi patrzeć na cierpienie własnej mamy. Teraz Jared. Na jego miejscu już dawno zatukłabym tą Bonnie czy jak tam ona ma ( przepraszam, zupełnie zapomniałam jak ona ma na imie. :D ) gołymi rękoma. Jak w ogóle można usunąć dziecko? Shannon w sumie też nie ma najlepiej. Dobrze, że Jared zrezygnował z tego wywiadu i pojechał do domu, może jest szansa, że jeśli wrócił wcześniej to nie będzie, aż tak źle. Krew z ust Mary - to już cholernie groźnie wygląda. Rozdział jest, na prawdę chyba najlepszym rozdziałem jaki kiedykolwiek czytałam. Czekam na dalszą część bo w głębi serduszka mam ogromną nadzieję, że Mary nie będzie nic poważnego. I coś mi się wydaje, że w kolejnym rozdziale Jared dowie się o tym, że Mary jest nieuleczalnie chora - chodź w mojej głowie ona wyzdrowieje i będzie wszystko dobrze. To chyba na tyle. Czekam, bardzo niecierpliwie na dalszą część :)
OdpowiedzUsuńW sumie to chodziła mi po głowie taka podróż po wspomnieniach i tak sobie o tym rozmyślałam i wpadłam na pomysł z pomieszczeniami, w których się one kryją. To jakoś tak samo przyszło ;)
UsuńTak, Bonnie, dobrze zapamiętałaś :)
Nawet nie wiesz, jak mi miło, że aż tak bardzo Ci się ten rozdział spodobał, bo sama jestem z niego zadowolona, a zwykle, gdy ja jestem zadowolona z tego, co naskrobałam, ludzie mają do tego odwrotny stosunek :)
Fragment ze wspomnieniami i matką Mary jest naprawdę świetnym pomysłem. Sam taki „powrót” pani King nim jest. Wspomniałam, że jestem marną komentatorką, tak? Więc może znowu udajmy, że to fajny konstruktywny komentarz :D?
OdpowiedzUsuńCo do tych komentarzy to czasem ludzka zawiść do obcych, nieznanych ludzi jest tak śmieszna i żałosna, że żal na to patrzeć. Jak nudne musi być ich życie by wpieprzać i komentować się w czyjeś? Dowartościują się obrażaniem innych? Chyba tak.
Charlie wraca? Zapowiada się bardzo ciekawie.
Zachowania Bonnie i Nicole wolę nie komentować, bo należy wyrażać się kulturalnie, a w tym przypadku nic takiego nie przychodzi mi na myśl.
Nawet nie wiedziałam, że grał w Podziemnym Kręgu, ale sprawdziłam i znowu zamiast komentować kiedy byłam na bieżąco oglądałam ten film. Ale mam usprawiedliwienie dla mojego bełkotu :D
Ja też dzisiaj nie grzeszę komentarzową kreatywnością, więc luz :D
UsuńBardzo się cieszę, że ten pomysł został doceniony, bo bałam się jakiś zarzutów typu - to nierealne, przesadzone, przekombinowane.
Tak, ludzie bywają naprawdę podli, szczególnie zaślepione fanatyczki i chciałam to pokazać, żeby nie było, że wszyscy uwielbiają Mary :D
Tak, Charlie robi wielki come back :D
FC to genialny film, więc jesteś usprawiedliwiona :D
DO JASNEJ CHOLERKI-ANIELKI!
OdpowiedzUsuńWkurzyłam się jak nigdy >,<. Napisałam chyba najdłuższy komentarz ever, wciskam publikuj, a tu nagle: przerwano połączenie internetowe. Z nadzieją poprawiłam kabel, odświeżam i NIC, PUSTO. Ughhhhhhhhh.
Plus moje emocje są podwojone przez adrenalinę w zakończeniu. Mam nadzieję, że Mary wyjdzie z tego cała. I jejciu, zdążyłam już pozapominać wszystko, co do tej pory napisałam, a było tego sporo i jeeeeeeeeeeejciu. Ah! Początek bardzo mi się podobał, taki czytelny. Bo czasami ktoś opisuje jakiś sen i dopiero później okazuje się, że to był jednak sen. A tutaj... miodzio, że tak się wyrażę :).Bardzo fajnie opisałaś te wspomnienia i lubię podsumowanie tego dialogu: "Ale ja lubię kosmos".
I już nie wiem co pisać, zostałam wytrącona z równowagi.
Aha! Ale wiem, że mam focha z przytupem za zakończenie akcji w takim momencie. Kiedyś przeczuwałam, że coś podobnego może mieć miejsce, ale nie sądziłam, że nastąpi to aż tak... szybko...
No cóż, idę wyładować emocje na kartce papieru.
Pozdrawiam :))
Złośliwość rzeczy martwych, znam ten ból, też często traciłam długie komentarze i teksty z winny sprzętów komputerowych.
UsuńW sumie czasami zależy mi na tym, żeby czytelnik nie wiedział, że opisywany fragment jest tylko snem (stosowałam ten zabieg głównie na MWADG), ale akurat w tym przypadku chciałam, by to było oczywiste :)
Tak, sama jestem zadowolona z tego dialogu, pamiętam, że napisałam go długo przed użyciem go na MWADG. Tak na dobrą sprawę, to stworzyłam go przed napisaniem drugiego rozdziału :)
Akcja musiała się tu zakończyć, w końcu jakoś muszę przyciągnąć ludzi do tego, by zapoznali się z następnym rozdziałem :P
Angel Face ;) Wcale tak źle nie wyglądał (nie licząc tych białych brwi, które faktycznie były koszmarne), mam oczywiście na myśli jego wygląd sprzed tej pamiętnej walki z Edziem Nortonem :D
Te jego brwi śniły mi się potem po nocach, hahahaha :DD.
UsuńTak, walka z Edziem kosztowała go bardzo wiele. Ale potem nie mogłam na niego patrzeć :D.
Ogólnie film dobry, muzyka dobra. No i Brad Pitt *_*. Aczkolwiek ostatnio załapałam MEGA fazę na Deppa :DDD
Ostatnio oglądając Edwarda Nożycorękiego doszłam do wniosku, że wyglądał tak... nie tylko słodko, bo to złe określenie, a odpowiednie słowo wyleciało mi z głowy >.<
Ja się Pittem nigdy nie jarałam i tak na dobrą sprawę uważałam go za przereklamowanego gogusia, dopóki nie zobaczyłam go właśnie w Fight Clubie i Przekręcie. Nadal nie pociąga mnie fizycznie, ale uważam, że to naprawdę dobry aktor (scena w FC, jak prowokuje tego właściciela lokalu, gdzie odbywały się walki nieziemska <3)
UsuńDeppa to ja kocham od kilku lat miłością nieograniczoną <3 Edzia dostałam na DVD pod choinkę, aczkolwiek jeszcze nie obejrzałam (to znaczy film ogólnie już oglądałam, ale nie z tej płyty), jakoś nie mogę złapać odpowiedniego klimatu. Wiem, dziwne.
Plus jeśli interesujesz się tak wnikliwiej Johnnym, to zapraszam Cię na taki blog o nim, który prowadzę. Odnośnik znajdziesz w linkach na pierwszej pozycji :)
To ja podobnie miałam z DiCaprio, póki nie zobaczyłam go w Incepcji. Wcześniej coś nie mogłam się do niego przekonać, ale po tym filmie zmieniłam zdanie :).
UsuńOkej, na pewno zajrzę :)
Btw Jared w Fight Club wyglądał beznadziejnie, hahaha :DDD. On grał Angel, co nie? Więc mam nadzieję, że to nawiązanie tylko do pseudonimu, haha :D
OdpowiedzUsuńT_T Jakie miłe zaskoczenie, kiedy weszłam na Twojego bloga. A jaki miałam uśmiech na twarzy jak zobaczyłam, że jest coś nowego :3
OdpowiedzUsuńCóż by tu napisać. Większosć osób napisała już to, co i ja myślę - że początek jest naprawdę fenomenalny, te wspomnienia. Zwłaszcza scena z pierwszą lekcją tańcu Mary doprowadziła mnie do płaczu, to było takie urocze. Bonnie potwornie działa mi na nerwy, a to że usunęła dziecko... Życzę jej śmierci :)
I proszę cie o to, aby z Mary wszystko było dobrze T_T Jej nie może się nic stać! Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, życzę weny + tak na marginesie - podziwiam Cie, że piszesz taaaaaak długie rozdziały *_* Brawo. O rany rany, chce już nowy rozdział.
+ U mnie także nowy roz., zdecydowanie krótszy niż w Twoim przypadku, ale nie jestem przyzwyczajona do długich rozdziałów ^.^
prayers-like-a-drug.blogspot.com
Pozdrawiam :))
Cieszę się, że mogłam wywołać u Ciebie uśmiech, naprawdę ;)
UsuńZależało mi, by to były naprawdę przyjemne scenki, by podniosły Mary na duchu, wprowadziły w przyjemny stan umysłu, a taniec był dla niej bardzo ważny, więc nie mogło zabraknąć i tej pierwszej lekcji ;)
Fakt, ostatnimi czasy znacznie się one wydłużyły, ale to dlatego, że zaczęłam inaczej patrzeć na pisanie. Plus kolejny rozdział będzie jeszcze dłuższy i podzielony na dwie części ;)
Tak, wena się przyda, bo chcę dokończyć zaczętą miniaturkę i zabrać się za nowy rozdział na MWADG :)
Tak, widziałam informacje, ale niestety w najbliższym czasie go nie przeczytam: aktulnie, jak to zwykle w sezonie późno zimowym, nasiliła mi się alergia i moje oczy są w kiepskim stanie, a Twoje tło bardzo utrudnia czytanie i na razie to dla mnie zbyt duży wysiłek, ale w końcu przeczytam, na pewno :)
Jeszcze dłuższa? Łoł, no to ładnie :) Inaczej, to znaczy jak?
UsuńJasne, rozumiem :)
Przestałam przeskakiwać z wątku na wątek jak oparzona i zaczęłam wyciskać z motywów jak najwięcej. To, co kiedyś mieściłam w jednym zdaniu, teraz rozpisuję na pół strony. Mam nieco lepsze wyczucie tego, co rozwijać, a o czym tylko wspomnieć :)
UsuńPlus zaczęłam dokładnie planować rozdziały i zanim biorę się za pisanie, najpierw sobie wszystko obmyślam, żeby nie siadać z pustą głową :)
Komentowania przyszedł czas:) Jak zwykle kawa obok (uroki pięknej, wolnej niedzieli, wciąż jeszcze w łóżku), więc mogę zacząć tworzyć swoje wypociny:P
OdpowiedzUsuńWspomnienia Mary. Czytając teraz moment, kiedy rozmawiają o Marku ( bo czytam drugi raz ten rozdział), przyszło mi do głowy pytanie, co by wybrała Mary, gdyby miała taką możliwość. Poznanie Jareda było następstwem śmierci jej matki. A co gdyby mogła zdecydować? Żyjąca matka lub miłość jej życia. Podejrzewam, że wybrałaby życie rodzicielki.
Miło na odmianę mieć wreszcie jakiś miły sen. Tym bardziej, że wraca się do przyjemnych wspomnień. Nic więc dziwnego, że Mary wstała z takim dobrym nastrojem. Nie zgadzam się jednak z jednym zdaniem. Przeciętne dzieciaki wymuszają płaczem i histerią wiele rzeczy i to nie zależnie od wieku. Zbyt wiele razy to widziałam, więc moje zdanie na ten temat jest o inne.
Dawno nie było żadnej sceny, a ta jest urocza. Taka spokojna i pełna emocji.
Nie dziwię się Jaredowi, że nie chce jechać do studia. Ja sama na pewno nie umiałabym się powstrzymać przed zrobieniem krzywdy takiej kobiecie jak Bonnie. Mary ma rację, Shannon może nie jest idealnym materiałem na ojca, ale na pewno by sobie poradził. Tego jestem pewna.
Mimo wszystko nie rozumiem, dlaczego Mary nadal katuje się tym artykułem. To typowo masochistyczne działanie i dla mnie pozbawione sensu. Na co ona liczy? Przecież wiadomo, jacy są ludzie, pseudo fani. Objadą zawsze i wszędzie, byleby tylko komuś dokopać. Zwłaszcza jeśli chodzi o partnerów swoich idoli. Świat jest podły, a to jego część. Charlie chce sprzedać swoją historyjkę. Jakoś mi to bardzo pasuje do niego. Czyżbym jeszcze miała okazję poczytać o nim w tym opowiadaniu?
Końcówka ostra. Jak to się mówi, nic dobrego nie trwa wiecznie.
Jared po pięknym dla niego poranku ma pozytywne myśli. Nic dziwnego, takie chwile zawsze dają nadzieję człowiekowi. A teraz jego mydlana bańka pęknie. Ale o tym za chwilę.
Ta menadżerka Bonnie to naprawdę jakaś chora laska. Pokroju matki Kelly. Nie rozumiem, jak można być aż tak podłym. Dziwię się Jaredowi, że jej, że tak ładnie powiem, nie wykurwił. Bo ja bym chyba zatłukła na śmierć. Dobrze, że stamtąd pojechał. Tym bardziej dlatego, że Mary zemdlała. Nie wierzę, że umrze już teraz. Jakoś mi to nie pasuje. Oczywiście możesz mnie zaskoczyć, ale nie sądzę, byś zrobiła to już w następnym rozdziale. A więc do następnego:)
Zdążyłam poznać Mary już na tyle, by z ręku na sercu przyznać Ci rację. Gdyby Mary miała wybór, wybrałaby matkę.
UsuńZ moich obserwacji wynika, że techniki wymuszania stosują mniejsze dzieci, te w wieku dwunastu lat już tego nie robią, ale to być może jakiś ewenement mojego środowiska, albo moje złe postrzeganie dziecięcej dojrzałości. Po prostu takie zachowanie nijak nie pasuje mi do dwunastolatków, więc uznałam je za nietypowe. Z resztą, jak to mówią, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia :)
Bo to właśnie o emocje mi w niej chodziło. Nie chciałam żadnego brudnego opisu, tylko coś stonowanego i cieszę się, że w Twojej opinii mi się to udało :).
Tak, Charlie jeszcze się tu pojawi :)
Ta sytuacja z artykułem i to, że Charlie chce wyjawić pikantne szczegóły z życia Mary, kojarzy mi się z piosenką The Pretty Reckless - Shut up slut. Według mnie tekst pasuje idealnie.
OdpowiedzUsuńPoczątek słodkawy, za to koniec...! Od słów: "Wszystko ucichło" czytałam rozdział niezwykle podekscytowana. Już nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu to nastąpi. Jeśli Mary jeszcze nie umrze, to przynajmniej Jared się dowie, że dużo czasu jej nie zostało.
Nie wiem czemu, ale odnoszę wrażenie, że Bonnie wcale nie usunęła ciąży. Skoro kocha Shannona, to chyba by mu tego nie zrobiła. Myślę, że skłamała. Menadżerka kazała jej usunąć, jednak ona tego nie zrobiła. Mogę się mylić, ale podoba mi się moja teoria ;p
Mam nadzieję, że nowy rozdział pokaże się niedługo. Ciekawi mnie, co się stanie z Mary.
Katherine
Piosenki nie znam, ale za tym zespołem nie przepadam, więc raczej się nie skuszę.
UsuńNiestety Twoja teoria jest mylna, Bonnie niczego przed Shannonem nie ukryła i naprawdę usunęła dziecko z własnej woli, ale przyznaję, to byłoby naprawdę ciekawe rozwiązanie i gdybym nie kończyła tego opowiadania, z pewnością bym się na nie skusiła :)
Postaram się go dodać jeszcze w lutym, ale czy się uda, zobaczymy, miejmy nadzieję, że tak :)
Wracam i nadrabiam zaległości. Wybacz, że tak długo nie komentowałam.
OdpowiedzUsuńDużo się tu wydarzyło przez okres mojej nieobecności. Ciąża Kelly, ciąża Bonnie, załamany Shannon, nieoczekiwana pomoc Nelsona dla Harry'ego...
Bardzo mi się podoba w tym rozdziale fragment ze wspomnieniami Mary. Chyba najbardziej. Płakałam razem z Mary. Tylko mnie to wygląda tak, jakby ona już żegnała się ze światem. I mam wrażenie, że z Courtney porozmawia dopiero po swojej śmierci. Liczę na to, że moja wizja jest zbyt pesymistyczna i wcale tak nie będzie.
A scena pod prysznicem była po prostu piękna. Naprawdę. Dobrze by było, żeby Mary już nigdy więcej nie czuła bólu. Tylko w tym momencie znowu się włącza mój pesymizm i mi podpowiada, że przed śmiercią zawsze następuje poprawa.
Co do Bonnie, to mam mieszane uczucia, bo ją całkiem lubiłam, a tutaj nagle taki numer wykręciła. Z jednej strony ją rozumiem, że poddała się aborcji (jest młoda, chce coś osiągnąć, itd.), a z drugiej mogła porozmawiać z menadżerką, która przecież nie uznała tego za jakąś wielką przeszkodę w jej dalszej karierze. Zapewne wyszłoby jeszcze na to, że to by jej pomogło. A Shannon miałby w końcu dziecko. I Jared nie chciałby jej teraz zabić.
"Modliszka z kurwikami w oczach" - zajebiste wyrażenie, tylko szkoda, że o Mary. Głuiutkie psychofanki sobie nigdy nie odpuszczą. Ja to bym się nawet wstydziła pisać publicznie takie rzeczy. Nawet takich myśli bym się wstydziła xD
A ten Charlie co znowu wymyślił? Nudzi mu się? Potrzebuje kasy i zainteresowania mediów? Niech Jared się do niego przejedzie i sobie z nim poważnie porozmawia. Najlepiej pięścią. Taka bójka byłaby niezła xD
I Jared sobie marzy o tym, że Mary wyzdrowieje, a ona właśnie leży na podłodze w łazience. I jemu też się niezła historia trafiła. Dobrze, że podsłuchał tę rozmowę. Ale Bonnie jest tak naprawdę tylko zagubioną dziewczyną, marionetką w rękach Nicole. Dlatego właśnie nie wiem, jak mam ją oceniać.
Chociaż tyle, że Jared dzięki Nicole wrócił wcześniej do domu... A ta scena, jak Courtney idzie do Jareda, skojarzyła mi się z Danny'm ze "Lśnienia".
I jak mogłaś przerwać w takim momencie?! Teraz nie wiem, czy Mary przeżyje, czy nie... Musisz dodać już nowy rozdział. Po prostu musisz!
Wybaczam :)
UsuńMotywy Charliego wyjaśnią się w bliskiej przyszłości, tak samo jak to, co stało się Mary, tak więc pozostaje czekać :)
I to bardzo dobre skojarzenie, bo właśnie podczas oglądania Lśnienia (dokładnie tej sceny, gdzie Danny wyszedł z pokoju, w którym coś go zaatakowało) wpadł mi do głowy ten pomysł. Ten obraz niezwykle mnie zainspirował i postanowiłam to wykorzystać :)
Przepraszam, że tak skromnie, ale jestem totalnie wypompowana dziś.
Czy Mary w końcu umrze??????
OdpowiedzUsuńJak jej wiatr zawieje ;P
UsuńBo się męczy i męczy, ileż można umierać?
UsuńCałe życie.
UsuńKlaudiushek wreszcie zawitał w Twoje progi, więc jestem, siedzę sobie na łóżeczku i wesoło stukam w klawiaturę :D
OdpowiedzUsuńNa ogół nie lubię takich wspomnień, powrotów do przeszłości (tak, wiem, hipokrytka ze mnie :P), ale to akurat mi się strasznie podobało. Uwielbiam zwrot „moja mała tancereczko”, słodziutki jest. Podziwiam Mary, że umie trzymać tak prosto plecy, ja się zawsze krzywię, a gdy miałam wyprostować się przy jeździe na łyżwach to prawie pieprznęłam. Także – podziw :D Jednak teraz jak na to patrzę to wydaje mi się mimo wszystko za bardzo wyidealizowana razem z Jayem, tworzyli taką idealną parę, ale przecież głowy Ci za to nie urwę, zważywszy, że idealnie zdajesz sobie z tego wszystkiego sprawę. Człowiek uczy się na błędach, nie? ;)
Uwielbiam Twoje dialogi i opisy. Nie męczą i fajnie się je czyta. Dialogi wychodzą ci długie, piszesz ładne zdania. Idę się zabić, bo kompleksy :P
Dzisiaj napadły mnie rozmyślania na temat MWADG, a, że tutaj jest fragment o Courtney to już to napiszę – fajnie przedstawiłaś tamte czasy, a ja przeglądając obrazki w Internecie z tamtych lat nagle dzisiaj idealnie to wszystko sobie wyobraziłam. Takie dwie szalone wariatki :D Uwielbiam je, były idealne jako przyjaciółki.
Czekaj, czekaj, zgubiłam się… Mary rozmawia z mamą, tak? Kim jej mama jest, że nie czuje negatywnych uczuć? Dokształć biedne dziecko :D
Podziwiam Mary, że nie była zazdrosna, ani nic. Ale z tym płaczem jako dwunastolatka to faktycznie lekkie przegięcie… ale ona w końcu nie była normalna, więc jest usprawiedliwienie – wyjątkowe dziecko. Też chcę takie w przyszłości!
Czyli, że będzie też rozmowa z Courtney? Ooo, czekam na to z niecierpliwością! Jeżeli ona tego dożyje, bo żyję w niewiedzy co jest w dalszych rozdziałach (tak, wiem, mój błąd).
Mary i próba samobójcza? Która to była? Moja słaba pamięć…
Zadrapania na twarzy przez kota – tak samo jak tłumaczenie blizn po cięciu się, że to kot. Gorzej jak nie masz kota. :P
„- Ty i ja? To byłby kosmos!
- Ale ja lubię kosmos.” Aww <3 słodziutkie, idealny fragment <3 Muszę spiąć poślady i wziąć się w końcu za MWADG!
Fajna ceremonia, ale ja bym mimo wszystko nie dała wywieść się na jacht. Tak, tak, Titanic mi się od razu przypomina. Wiem, że to ma niewiele wspólnego, ale muszę sobie pogadać. :P
Akurat ta scenka była fajna, nie było dużo szczegółowych opisów i jest fajnie :D
Myślę, że Shanni dobrze by się zajął tym dzieckiem, a ona nie powinna tego robić. Jeżeli dojdzie do gwałtu czy coś to aborcja – ok., ale tak bez powodu… kto jej coś takiego zrobił?
Jared uderzyłby kobietę? W sensie w Twoim opowiadaniu? No ja wiem, że usunęła dziecko jego brata, ale mimo wszystko poza krzykiem raczej nie powinien jej nic zrobić, nie? No chyba, że chcesz opisać rzeźnię w jego wykonaniu :D
Ale Mary to by już waliła bez zawahania! Fajnie się dobrali – jeden spokojny, druga wybuchowa, ale idealnie się dopełniają. ;)
Niby kształtuje się charakter i w ogóle, ale przecież to nie ty wybierasz czy masz depresję i jesteś emocjonalną kaleką, nie? Przecież to wszystko podobno polega na chemii :> Niby można się wyćwiczyć i udawać, że Cię to nie obchodzi, ale niektórzy będą płakać z wszystkiego i nic się z tym nie zrobi. No, no, Mary naprawdę dobrego męża sobie wybrała, będzie ją uspokajał i śpiewał na dobranoc :D
Mary zapisze Courtney na balet? Jak ja bym chciała iść na balet :c ale z drugiej strony to bym nie miała odwagi tak tańczyć *Just Claudia* mimo wszystko – trzymam kciuki, żeby Courtney poszła na balet :D
Ja pewnie też bym przeczytała te komentarze, a potem zaczęła płakać czy bóg wie co. W sumie nie raz byłam na czyimś koncie, a to, żeby coś zrobić i nigdy do głowy nie wpadło mi, żeby sprawdzić komuś pocztę, to przecież naruszenie czyjejś prywatności…
UsuńBędę zachowywać się jak ludzie, którzy oglądają film, gdzie bohater idzie szukać seryjnego mordercy w mieszkaniu, zamiast dzwonić na policję – niech Mary się nie przejmuje, ona wie swoje, a tamci sobie wymyślają, no :c Jeszcze obudzi Courtney! Wariatka, po co ona to czytała?!
Moment, to ta scenka, kiedy Mary tańczyła naga na scenie or what? Kurcze, muszę się wziąć w końcu za czytanie, a nie ciągle wypytywać.
Kaszka z sokiem malinowym… czy to idzie zjeść?! :o
OMG, OMG, OMG, ZAWAŁ! CO JEST MARY?! OSŁABŁA?! CO?! ONA UMIERA?! CZY TO ZE STRESU?!
Ej no, jak to nagła zmiana narracji? Kuwa, Mary już nie miała co gadać, racja :D
Chwile czy chwilę? Jak jest poprawnie? Zawsze mam mindfuck i nie wiem jak napisać :P
Eee… Mary rano dobrze się czuła, a potem taki atak. Boję się o nią. Boję się o fikcyjnego bohatera. Co ty ze mną zrobiłaś? ;_;
Są jakieś szanse, żeby Mary wyszła z tej choroby? Pytam bardziej w sensie – czy to byłby cud, czy sporej ilości ludzi to się udaje?
Ile Bonnie miała lat? Nie jest chyba pełnoletnia w stanach, nie? Ale okrutne zagranie, przecież bez jego zgody tak... Podobało mi się jak zareagował, lubię taki obrót akcji i takie piękne „ty pierdolona szmato!”. Nie wiem, jakoś mi się to spodobało :D
Ooo, czyli Jayu jednak uderzy kobietę. Coś czuję, że teraz ona będzie trzymać się od niego z daleka, a przynajmniej tak powinna zrobić. No chyba, że ma głęboką depresję, dość życia i jedyne o czym marzy to śmierć :D Ale Letosiowi nie opłaca się tyle siedzieć w pierdlu za taką szmatę :< szkoda życia.
Przecież ty chcesz Jareda zabić, przyznaj się! Nieźle wkurwiony jedzie do domu, a tam żona na podłodze. Jego serduszko może tego nie wytrzymać, zwłaszcza, że miał nadzieję, że już będzie lepiej. No, ale czytam co dalej :D
Czytam ten fragment po trzech gwiazdkach i trzęsą mi się ręce. Boję się jak on na to wszystko zareaguje, ja jednak chcę, żeby Mary żyła, wiesz? Chyba się zabiję za to, że nie czytam tego na bieżąco, bo ja naprawdę lubię tą historię i jestem z nią związana. Matko, od kiedy ja ją czytam, chyba zanim opublikowałaś setny rozdział. Nawet nie pamiętam czy przedtem komentowałam, Cholerka…
Mary raczej nie bawiła się żyletką, dla mnie to niestety taka zabawa nastolatków, z tym całym cięciem się, no chyba, że faktycznie chciała się wykrwawić. c:
Też bym miała taką panikę, gdybym miała komuś udzielać pierwszej pomoc, ale jak nie udzielisz to jest za to kara, zawsze mnie brat straszy :P Tak, tak, słuchałam teorii z milion razy, praktyk na tych głupich manekinach też trochę miałam, ale gdyby przyszło co do czego to podobno połamałabym żebra. :D
Krew w ustach, a on chciał zrobić sztuczne oddychanie? Nie ma co, on wie jak wykończyć swoją żonkę :P Zresztą, jak jest puls jeszcze to się chyba nic nie robi, nie? Tylko powinien ją ułożyć, żeby się nie udusiła! Jared, ty sieroto!
Aaa, słodkość snu Mary wyjaśniona, otrzymujesz moje wybaczenie :D
Matko, muszę w końcu się zebrać i obejrzeć Fight Club. I 9458348957 innych filmów :D
Chyba wreszcie wyszedł mi u Ciebie jakiś dłuższy komentarz! Scena pod koniec w łazience wyszła Ci dobrze, nie za chaotycznie, a mi serce bije i bije. Jak się wykończę to cię pozwę! *Just kidding* :D
Następne postaram się nadrobić na dniach <3
Bo to z "Tiny Dancer", a to jest słodziutka piosenka :D.
UsuńMary ma proste plecy dzięki baletowi, tańczyła kilka lat plus trenowała gimnastykę, więc to robi swoje :).
Troszkę mnie smuci pojęcie wyidealizowana, bo mnóstwo razy podkreślałam też wady Mary (zarówno fizyczne, jak i te w charakterze), ale to jest Twoja opinia i masz do niej prawo :).
Ty przy mnie masz kompleksy? Proszę Cię. Jak przy mnie można mieć kompleksy? To ja mam kompleksy, kiedy czytam cudze teksty :D.
To była taka moja obawa - że nie oddam odpowiednio klimatu lat 90, tak więc dobrze wiedzieć, że jednak tego nie spieprzyłam :).
Sama uwielbiam relację Mary z Courtney R i żałuję, że tak szybko ją wykluczyłam z normalnej akcji MWADG, stąd też kilka retrospekcji, jedna nawet z perspektywy Ravin.
Mama Mary nie czuje negatywnych emocji, bo nie żyje, jest w tak zwanym raju. A przynajmniej Mary tak to widzi w swojej głowie :).
To była jej pierwsza próba samobójcza - pocięła nadgarstki kawałkami rozbitego lustra, jak miała 18 lat.
Właśnie teraz tak piszę takie sceny - pobieżnie, bez zagłębiania się w zbędne szczegóły i znacznie lepiej się z tym czuję.
Zrobił to ginekolog, któremu zapłaciła grube pieniądze.
Nie, nie uderzyłby, raz tylko spoliczkował Mary, czego natychmiast żałował.
Zapisze, jeśli Court będzie chciała, nie będzie jej do niczego zmuszać :). Tak, też niedawno pokochałam balet (to wszystko wina Mary!) i żałuję, że jako dziecko się na niego nie zapisałam, bo teraz jestem już za stara, za sztywna i za krzywa.
W tym artykule Alex tylko wspomina ten taniec, całość opisana jest na MWADG :).
Kaszka z sokiem malinowym jest przepyszna <3
To zależy, jeśli masz na myśli jeden moment to chwilę, a jeśli odnosisz się do kilku momentów to chwile.
Są ludzie, którzy wychodzą z najgorszych chorób, więc wszystko jest możliwe :).
W roku, który jest obecnie w opowiadaniu, Bonnie będzie kończyła 20 lat, więc tak, jest jeszcze niepełnoletnia.
Oj tam, dwa rozdziały w tą, czy w tą, to bez różnicy :D.
Przenosząc archiwum zauważyłam, że pierwszy komentarz od Ciebie pojawił się jakoś po setnym rozdziale.
Jared podejrzewał o zabawę żyletką Courtney, nie Mary :).
Ja tam znam tylko teorię, praktyki nawet na fantomie nie ćwiczyłam.
W szoku chłopina był, nie myślał logicznie :D.
FC polecam serdecznie, naprawdę genialny film, a książka jeszcze lepsza!