Jared:
Mary po kilkakrotnym ucałowaniu Courtney wyszła z domu, a ja przywołałem do siebie swojego syna.
- Słuchaj, Scotty, jesteś dzisiaj jedynym facetem w domu, więc musisz być czujny. Pilnuj babci i siostry i wiesz, żadnych imprez i dziewczyn. Możesz ewentualnie zaprosić Dolores, ale żadnego bawienia się w doktora.
- Tato. - Scotty zabawnie zachichotał i oblał się rumieńcem. Zwichrzyłem mu włosy i szeroko się uśmiechnąłem.
- A tak na poważnie, panie Leto, wszystkie butelki w barku są policzone i zaznaczone, jak czegoś ubędzie, to będzie niewesoło.
- Jared, przestań się wygłupiać - wtrąciła się mama, leciutko podrzucając trzymaną na rękach wnuczkę.
- Nie wygłupiam się, jak któreś z nich będzie miało jutro kaca, to i mamuśce się oberwie.
- Jared, bo jak cię zaraz... - Tu przerwała, wydobywając z siebie krótki śmiech.
- No dobra, już nic nie mówię, tylko pamiętaj, Scotty, zero alkoholu, imprez, dziewczynek i filmów dla dorosłych, zrozumiano?
- Tak. - Znów uroczo się zaśmiał i przestąpił z jednej nogi na drugą.
- Dobra, ty już idź, bo się spóźnicie.
- No to idę. - Zanim jednak opuściłem mieszkanie, mocno przytuliłem do siebie swojego syna i ucałowałem mamę i Courtney. Gdybym mógł, zabrałbym ich ze sobą, ale nie chcę wprowadzać niewinnych dzieci do tego brudnego świata show biznesu. To, że jestem ich ojcem, nie znaczy, że muszę skazywać je na życie w blasku fleszy, wśród fałszywych przyjaciół i wilków w owczych skórach. Za bardzo ich kocham, żeby wyrządzać im taką krzywdę. Tak samo jest z Mary, chcę, by żyła z dala od tego całego zgiełku związanego z moją pracą, ale dziś jest mi potrzebna, chcę mieć ją tuż obok. Tego wieczora robię wyjątek, bo tak naprawdę zrobiłem ten teledysk dla niej. Pisałem jego scenariusz z myślą o niej, poświęciłem te kilka minut jej życiu, jej historii, a raczej naszemu życiu i naszej historii. Czy to nie jest obdzieranie się z prywatności? W pewnym sensie tak, ale przecież nikt nie wie, że klip opowiada o mnie i Mary, przecież mogę powiedzieć, że to wymyślona historia. Prawdę znają tylko ci, którzy znali nas kiedyś i znają teraz, a jest ich naprawdę niewielu. A ja zawsze mogę zaprzeczać, w końcu udawanie to część mojej pracy, nie tylko tej aktorskiej...
Mary po kilkakrotnym ucałowaniu Courtney wyszła z domu, a ja przywołałem do siebie swojego syna.
- Słuchaj, Scotty, jesteś dzisiaj jedynym facetem w domu, więc musisz być czujny. Pilnuj babci i siostry i wiesz, żadnych imprez i dziewczyn. Możesz ewentualnie zaprosić Dolores, ale żadnego bawienia się w doktora.
- Tato. - Scotty zabawnie zachichotał i oblał się rumieńcem. Zwichrzyłem mu włosy i szeroko się uśmiechnąłem.
- A tak na poważnie, panie Leto, wszystkie butelki w barku są policzone i zaznaczone, jak czegoś ubędzie, to będzie niewesoło.
- Jared, przestań się wygłupiać - wtrąciła się mama, leciutko podrzucając trzymaną na rękach wnuczkę.
- Nie wygłupiam się, jak któreś z nich będzie miało jutro kaca, to i mamuśce się oberwie.
- Jared, bo jak cię zaraz... - Tu przerwała, wydobywając z siebie krótki śmiech.
- No dobra, już nic nie mówię, tylko pamiętaj, Scotty, zero alkoholu, imprez, dziewczynek i filmów dla dorosłych, zrozumiano?
- Tak. - Znów uroczo się zaśmiał i przestąpił z jednej nogi na drugą.
- Dobra, ty już idź, bo się spóźnicie.
- No to idę. - Zanim jednak opuściłem mieszkanie, mocno przytuliłem do siebie swojego syna i ucałowałem mamę i Courtney. Gdybym mógł, zabrałbym ich ze sobą, ale nie chcę wprowadzać niewinnych dzieci do tego brudnego świata show biznesu. To, że jestem ich ojcem, nie znaczy, że muszę skazywać je na życie w blasku fleszy, wśród fałszywych przyjaciół i wilków w owczych skórach. Za bardzo ich kocham, żeby wyrządzać im taką krzywdę. Tak samo jest z Mary, chcę, by żyła z dala od tego całego zgiełku związanego z moją pracą, ale dziś jest mi potrzebna, chcę mieć ją tuż obok. Tego wieczora robię wyjątek, bo tak naprawdę zrobiłem ten teledysk dla niej. Pisałem jego scenariusz z myślą o niej, poświęciłem te kilka minut jej życiu, jej historii, a raczej naszemu życiu i naszej historii. Czy to nie jest obdzieranie się z prywatności? W pewnym sensie tak, ale przecież nikt nie wie, że klip opowiada o mnie i Mary, przecież mogę powiedzieć, że to wymyślona historia. Prawdę znają tylko ci, którzy znali nas kiedyś i znają teraz, a jest ich naprawdę niewielu. A ja zawsze mogę zaprzeczać, w końcu udawanie to część mojej pracy, nie tylko tej aktorskiej...
***
- Dobra, powtórzmy plan, żeby potem nie było, że ktoś nie wie, co ma robić - rzuciła Sara, gdy tylko wynajęty na dzisiejszy wieczór kierowca odpalił silnik czarnego vana i spojrzała wymownie na mojego brata.
- A to spojrzenie, to co ma oznaczać? - Shannon uniósł brwi, odrywając dłonie od pasów.
- Ty już dobrze wiesz, co.
- Nikt nie będzie pięć minut przed występem szukał cię po damskich kiblach - wtrąciłem się, niechętnie odrywając wzrok od swojej żony. W tej czarnej sukience wygląda zabójczo.
- Wstydziłbyś się nawet tak mówić, Jaredzie. Ja jestem niezwykle zorganizowany i odpowiedzialny.
- A ja mam słonia na złotym łańcuchu. Przestań gadać głupoty i słuchaj. - Nieznoszący sprzeciwu ton Cageman natychmiast zamknął usta mojemu bratu i przywołał szczery uśmiech na twarz Mary. Mimo zachwytów moich i dzieci, wciąż nie wierzy w to, że wygląda niesamowicie. Choroba niezwykle zachwiała jej poczucie własnej wartości, co nawet dla mnie jest bolesne, bo Mary była i wciąż jest najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu spotkałem i nie mogę słuchać tego, co mówi na swój temat. Jej zwątpienie we własną wyjątkowość i piękno jest dla mnie niepojęte. Czasami mam wrażenie, że ona patrząc w lustro, widzi zupełnie inną osobę niż ja. Tak jakby jego tafla zniekształcała jej obraz rzeczywistości, pokazywała coś, czego tak naprawdę nie ma. Tam gdzie ja widzę subtelne, delikatnie zarysowane biodra, ona widzi wystające kości, to co dla mnie jest drobną, aczkolwiek seksowną pupą, dla niej jest wklęsłym płaskodupiem, tam gdzie moje oczy dostrzegają proporcjonalny do szczupłej sylwetki, idealnie okrągły biust, jej zmysł wzroku widzi ledwo widoczne, jak ona je to zawsze nazywa, pryszcze. Są chwile, kiedy mam ochotę złapać ją za ramiona i potrząsać tak mocno i tak długo, aż te wszystkie głupoty wylecą jej z głowy. Tak, schudła i to znacznie, ale nic to jej nie ujęło, prócz tych kilku głupich kilogramów. Tracąc wagę, nie straciła swojego piękna, zarówno tego zewnętrznego, jak i wewnętrznego. Choroba zabrała jej trochę masy, ale przynajmniej oszczędziła życie. Leki i naświetlanie wyczerpały ją fizycznie i psychicznie, ale jednocześnie dały szansę na długie, szczęśliwe życie. Wierzę w to, że kiedy nie będzie musiała już brać żadnych tabletek, kiedy to nie będzie już żadnych szans na nawrót choroby, ona znów odżyje. Znów będzie pewną siebie, silną kobietą, która nikomu nie pozwoli wmówić sobie, że jest nic nie warta, czy niewystarczająco atrakcyjna. Wiem, że dzisiaj to ją trapi najbardziej, wiem, że boi się tego, że ktoś może uznać, że nie jest na tyle piękna, by towarzyszyć mi na czerwonym dywanie. To jest oczywiście gówno prawda. Mary to jedyna kobieta, która jest godna tego, być iść ze mną ramię w ramię na tak ważnej dla mnie premierze.
- No to tak, najpierw przechadzacie się po czerwonym dywanie, standardowo pozujecie do zdjęć i robicie to, co zwykle się w takiej sytuacji robi. Nie trwa to jednak więcej niż pięć minut. Po upływie tego czasu wchodzicie do sali konferencyjnej, gdzie miejsca będą podzielone między fanów i dziennikarzy. Tomo, Shannon i Ian siadają z boku, a Jared wygłasza mowę, którą zapewne zapomniał przygotować, mam rację? - Sara wbiła we mnie to do bólu profesjonalne spojrzenie, które oderwała od grubego notesu.
- Nic się przed tobą nie ukryje. Wymyślę coś na poczekaniu.
- Nie będziesz miał innego wyjścia. Dalej będzie wyświetlanie klipu, po którym zacznie się konferencja, która nie powinna trwać dłużej niż pół godziny, no góra czterdzieści pięć minut. Pytania będą pewnie głównie kierowane do Jareda, ale ty Shannon też musisz być czujny. Żadnego bujania w obłokach i myślenia o nie wiadomo czym.
- Mówiąc nie wiadomo co, ma na myśli tyłek pewnej nastolatki - szepnąłem bratu do ucha, na co ten wymierzył mi dosyć silnego kuksańca w bok. Gdyby nie Cageman, gotów by mnie pobić.
- Przestańcie zachowywać się jak małe dzieci i skupcie na tym, co do was mówię. Po wszystkich pytaniach odbędzie się poczęstunek, po którym dajecie koncert.
- Braciszku, masz setlistę, bo z tego, co pamiętam, tamten hotel działa dosyć niekorzystnie na twoją pamięć?
- Nie jest potrzebna, gramy tylko single w kolejności ich wydania. Od najstarszego do najnowszego - odpowiedziałem, jednocześnie przypominając sobie tamto spotkanie z fanami sprzed pięciu lat. To tam poznałem Marion, to tam wszystko się zaczęło. Gdyby nie tamten event, nie odnalazłbym później Mary, nie byłoby Scotty'ego, Courtney i prawdopodobnie mnie, bo jestem pewien, że styl życia, jaki wtedy prowadziłem, wykończyłby mnie. Nie fizycznie, tylko emocjonalnie. Byłem wypranym z uczuć wrakiem, który myślał tylko o sobie i krzywdził wszystkich dookoła. Nie potrafiłem cieszyć się życiem, bo tak naprawdę wcale nie żyłem. Byłem tylko źle działającą maszyną, powłoką tego, o czym marzyłem. Tak właśnie było. To Mary i dzieci tchnęli we mnie życie, to dzięki nim stałem się szczęśliwym człowiekiem i teraz tego samego chcę dla swojego brata, bo wiem, że mimo tego, co mówi, on też chciałby mieć swoją rodzinę. Żonę, do której wracałby po pracy i dzieci, które by go podziwiały i kochały ponad wszystko. Mnie nie oszuka, co to, to nie.
- No dokładnie, gracie wszystkie single od Capricornu po Public Enemy.
- Ej no, ludzie, czy wy macie mnie za kompletnego idiotę? Przecież przez dwa ostatnie dni mieliśmy próby, dobrze wiem, co i w jakiej kolejności będziemy grać - rzucił nieco poirytowany Shannon.
- No to po co mówiłeś o tej setliście? - Sara spojrzała na niego pytającym wzrokiem, przekręcając w palcach czarny długopis.
- To był taki żart. Nie wiem, czy wiesz, ale po trasie promującej This is War zorganizowaliśmy spotkanie z fanami, dokładnie w tym samym hotelu, no i Jared zapomniał zrobić setlisty i musiał trochę pokombinować. To miało być takie zabawne nawiązanie, ale jak widać, wy Brytyjczycy nie macie poczucia humoru.
- Dobrze, że wy Amerykanie macie. Idąc dalej, po koncercie mamy afterparty, którego zakończenie nie jest zaplanowane na konkretną godzinę. No i to by było na tyle.
- No i super. - Posłałem Sarze delikatny uśmiech i zaraz po tym przeniosłem wzrok na swoją żonę, która od początku podróży nie odezwała się nawet słowem.
- Trema, kochanie? - zwróciłem się do niej, łapiąc za odrobinę drżącą dłoń.
- Malutka.
- Będzie dobrze. Nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Mary uniosła kąciki ust, a ja musnąłem je delikatnie wargami. Tak bardzo się cieszę, że jest tutaj ze mną, tak bardzo cieszy mnie to, że mam przy sobie i żonę, i brata. Przy takim wsparciu stres mija jak ręką odjął...
***
- Gotowi? - zapytałem, kiedy wszyscy stanęliśmy przy bocznej bramie, która prowadziła do hotelowego ogrodu, gdzie zorganizowany był czerwony dywan.
- Jak cholera. - Ian podskoczył w miejscu i zgasił żarzącego się tuż przy samej końcówce papierosa. Dziś łączy go z Mary pewna rzecz - oboje debiutują na takiej imprezie. Zarówno moja żona, jak i nasz basista, nigdy wcześniej nie mieli okazji przejść się po dywanie w blasku setek fleszy. Jeśli ktoś nie lubi być w centrum uwagi, nie jest to nic przyjemnego, ale jeśli potrafi się na chwilę wyłączyć i przez te kilka minut udawać, że nie ma w tym nic złego, można to nawet polubić. Kiedyś takie wyjście na łaskę i niełaskę tych hien z aparatami było dla mnie przeżyciem traumatycznym. Zanim postawiłem stopę na czerwonym materiale, dosłownie paraliżował mnie strach, jednak wraz z nabieranym doświadczeniem zmniejszał się jego poziom, aż w końcu przestałem się bać całkowicie. W późniejszych latach zamiast strachu czułem tylko pragnienie znalezienia się gdzie indziej, irytację i poniżenie. Tak, poniżenie. Dlaczego? Bo momentami czułem się jak małpa w Zoo. Jared, spójrz tu, Jared, spójrz tam i za Chiny Ludowe nie mogłem stamtąd zejść, czy po prostu kazać im się pierdolić. Musiałem odklepać swoje, ale cóż, taka praca. Zresztą w ogóle nie miałem ochoty zapraszać dziś reporterów, ale ten biznes niestety kieruje się pewnymi zasadami, które trzeba akceptować, nawet jeśli się ich nie lubi. Gdybym nie zaprosił prasy, ta premiera przeszłaby bez echa, a gdyby tak się stało, zmarnowałbym sporo swojej pracy. Ja wiem, jak to wszystko wygląda, ale skoro się weszło między wrony, trzeba krakać tak jak one. Media to teraz największa siła napędowa, jeśli chce się trafić do ludzi, trzeba od czasu do czasu pokazać się w prasie i zorganizować takie przedsięwzięcie. Nie robię tego dla kasy, już nie. Robię to, bo... Nie, kogo ja oszukuję, robię to dla pieniędzy, od początku miałem nosa do interesów, potrafiłem zarabiać grube pieniądze na zespole i wmawiać wszystkim dookoła, że jeszcze do niego dokładam. 30 Seconds to Mars od wydania drugiego albumu stało się tak cholernie dochodowym projektem, że mogłem bez większego bólu zrezygnować na jakiś czas z grania w filmach. Nie potrzebowałem już dodatkowej kasy, zespół zarabiał, prosperował. Oczywiście był pewien moment krytyczny, kiedy to trzeba było zapłacić trochę kasy wytwórni, ale potem znów się odkuliśmy i to tak jak nigdy wcześniej. Echelon okazał się być doskonałym promotorem, dzięki któremu oszczędziliśmy grube miliony. Wiem, jak brutalnie to brzmi, ale my wykorzystywaliśmy tych ludzi, ciągnęliśmy z nich ile się dało, organizując jakieś płatne, poboczne projekty, w tym meet & greet, którego jakość nijak się miała do zapłaconej kwoty. W czasach TIW nawet koncerty traktowaliśmy po macoszemu. Mniej grania, więcej gadania, a to wszystko po to, by się nie przemęczać i móc dać jak najwięcej występów. Teraz potrafię się do tego przyznać, potrafię o tym mówić. Czy jest mi z tym dobrze? Nie. Czy czuję się winny? Tak. Okłamywałem te dzieciaki, manipulowałem nimi, karmiłem najbardziej żałosnymi kłamstwami, wykorzystywałem je, niektóre z nich nawet seksualnie, ale jak mówiłem, byłem wtedy zupełnie innym człowiekiem, zgorzkniałym, pozbawionym skrupółów i samotnym. Dziś, kiedy mam rodzinę, kiedy jestem szczęśliwy, nie potrzebuję już tej całej otoczki. Teraz cieszy mnie samo wyjście na scenę, samo granie. Oczywiście nie robię tego za darmo, ale nie jestem już tak chciwy, jak te kilka lat temu. Nie bawię się już w wujka Jaya, Barta Cubbinsa, czy wielkiego propagatora zdrowego stylu życia. Do fanów mam zdrowy dystans, przestałem nazywać ich rodziną, którą tak naprawdę nigdy dla mnie nie byli i ogarniczyłem swoje działania w sieci. Teraz piszę tylko o sprawach zawodowych i to raz na jakiś czas. Rodzina dała mi balans, którego tak bardzo potrzebowałem, w końcu mam zdrową równowagę między życiem zawodowym i prywatnym. Nie poświęcam już całego czasu na myślenie o tym, na czym jeszcze mogę zarobić, zamiast tego wolę bawić się ze Scottym i Courtney i obcować ze swoją żoną. Czasami mam ochotę usiąść przed kamerą, opowiedzieć o tym, jak to wszystko tak naprawdę wyglądało i czym był dla mnie Echelon. Mam ogromną chęć ich wszystkich przeprosić, ale potem pojawia się w mojej głowie pewna myśl: przecież oni nie wiedzą, że byli wykorzystywani, nawet jeśli miałem złe zamiary, oni coś zyskali. Mimo wszystko Echelon coś im dał, poczucie przynależności, której nie mogli znaleźć nigdzie indziej, po raz pierwszy w życiu czuli, że gdzieś pasują, że znaleźli swoje miejsce, swój dom z dala od domu. Gdybym teraz powiedział im, że to wszystko to była jedna wielka imaginacja, zrujnowałbym ich świat. A tego mimo wszystko nie chcę, nie chce tego żaden z nas...
- Dobra, możecie wchodzić. - Głos Sary wyrwał mnie z zamyślenia i sprawił, że znów skupiłem się na tym, co działo się w chwili obecnej. Spojrzałem po swoich towarzyszach, zgiąłem rękę w łokciu, umożliwiając tym swojej żonie wsunięcie pod nią górnej kończyny i cała nasza piątka ruszyła do przodu. Trzy kroki i uderzyły nas niemal oślepiające błyski i wesołe okrzyki.
- Wyobraź sobie, że są nadzy i po prostu się z nich śmiej - szepnąłem do żony i zaraz potem zacząłem uśmiechać się do wymierzonych w nas obiektywów. Shannon, Ian i Tomo robili dokładnie to samo. Pozowali i uśmiechali się tak, jakby byli do tego stworzeni, choć dla każdego była to taka sama tortura.
- Jared, pocałuj swoją żonę! - krzyknął ktoś z tłumu, a ja tylko pokręciłem głową. Pokazywać się na takich imprezach razem to jedno, ale okazywać sobie czułość na oczach tych wszystkich pismaków to już zupełnie inna historia. Ani ja, ani Mary nie chcieliśmy tego robić. Nasza miłość jest nasza i nie musimy jej publicznie udowadniać. Zresztą dla mnie sam fakt, że Mary trzyma mnie teraz pod rękę jest dowodem tego, jak bardzo mnie kocha.
- Pięknie razem wyglądacie.
- Wiem - odpowiedziałem jednej z fotografek, unosząc wymownie brwi. Mary tylko się uśmiechnęła.
- Dlaczego nie zabraliście swojej córeczki?
- Chcieliśmy, ale nie mogła się zdecydować, co na siebie włożyć.
Towarzystwo wybuchnęło głośnym śmiechem, a my znów ruszyliśmy do przodu. Flesze, pstryknięcia, pytania, okrzyki, to wszystko uderza w człowieka ze zdwojoną siłą, bałem się, że dla Mary to może być zbyt duże obciążenie, ale patrzę na nią i widzę, że radzi sobie z tym znakomicie. Albo naprawdę jej się to podoba, albo w mistrzowski sposób robią dobrą minę do złej gry. Co by to nie było i tak jestem z niej cholernie dumny. Z Iana też, bo zdaje się tu czuć jak ryba w wodzie. Uśmiecha się, odpowiada na krótkie pytania, flirtuje. Wygląda na to, że mamy w swoim kręgu zakamuflowanego celebrytę.
Jeszcze raz zatrzymaliśmy się tuż przed samym końcem przygotowanej strefy, posłaliśmy fotografom kilka uśmiechów i na znak stojącej w środku hotelu Sary zeszliśmy z dywanu i do niej dołączyliśmy.
- Dywan odhaczony, teraz idźcie do sali konferencyjnej. Jeszcze tam nikogo nie ma, więc macie czas się z nią oswoić. - Cageman zanotowała coś na otwartej stronie swojego notesu, a ja przeprosiłem na sekundę swoją żonę i zbliżyłem się do pochłoniętej pisaniem asystentki. - Coś nie tak? - zapytała, gdy tylko przeniosła na mnie wzrok.
- Wręcz przeciwnie. - Zbliżyłem się jeszcze bardziej i objąłem ją ramionami. - Jestem z ciebie cholernie dumny.
Nic nie odpowiedziała, tylko cichutko westchnęła. Kiedy wypuściłem ją ze swojego uścisku, uraczyła mnie pełnym wdzięczności i radości uśmiechem. To nie były puste słowa, naprawdę jestem z niej dumny. Radzi sobie znakomicie ze swoimi obowiązkami, no ale przede wszystkim stała się zupełnie innym człowiekiem. Już w ogóle w niczym nie przypomina tej zmęczonej życiem nastolatki, która próbowała mi się dobrać do rozporka na ulicy. Teraz to pełna życia młoda kobieta, która spełnia się zawodowo. Aż człowiekowi sama gęba się cieszy.
- A no właśnie, dzieciaki z fundacji już są?
- Tak, czekają w holu na otwarcie sali.
- Super, trzeba dopilnować, żeby dostali najlepsze miejsca.
- Tak jest, szefie. - Brytyjka znów się do mnie szeroko uśmiechnęła, po czym cała nasza szóstka udała się prosto do sali konferencyjnej. Mimo to, iż nie spotykam się teraz zbyt często z podopiecznymi Save yourself, nie zapomniałem o nich. Co tydzień kontaktuję się z pracownikami, pytam, jak młodzi sobie radzą, co miesiąc wysyłam pieniądze i kiedy jest taka potrzeba, pomagam coś zorganizować. Nasi podopieczni oprócz miejsc w szkołach i zakładach pracy mają też organizowane różne warsztaty, koncerty, prelekcje. Tym wszystkim zajmują się ludzie, którzy mają większe doświadczenie niż ja, ale czasami i moje kontakty i status społeczny bardzo się przydają, bo jako człowiek sławny, mogę trochę więcej. Ogólnie po głowie chodzi mi pewien projekt, a mianowicie poświęcenie tym dzieciakom teledysku. Chcę stworzyć klip do Black Hole, w którym oni wzięliby udział. Ale to są plany na trochę bardziej odległą przyszłość, póki co czeka mnie promocja filmu. Swoją drogą dogadałem się ze Spencerem i mam zapewnione, że kilka procent zysków z Siostry pójdzie na konto Save yourself, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny. Dobrze wiedzieć, że w tym biznesie są jeszcze tak bezinteresowni ludzie, na których można liczyć.
- A co was tak mało? - rzuciłem, widząc tylko dziesięć osób z SY.
- Reszta na zajęciach i w pracy.
- No tak, o tym nie pomyślałem. - Przesunąłem dłoń po głowie, po czym odwzajemniłem posłane mi uśmiechy. Po krótkiej wymianie zdań tuż obok nas pojawił się menadżer hotelu i otworzył zamknięte na klucz, dwuskrzydłowe drzwi obszernej sali konferencyjnej, tej samej, w której mieliśmy okazję prowadzić spotkanie sprzed kilku lat. Jezu, aż wierzyć się nie chce, jak bardzo ten jeden wieczór zmienił moje życie...
***
- I ostatnie pytanie.
- Co zajęło tobie, jako twórcy, najwięcej czasu przy tworzeniu tego klipu, w końcu od nakręcenia pierwszej sceny do premiery minął ponad rok?
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że przez ten cały okres dopieszczałem teledysk - zacząłem, utrzymując kontakt wzrokowy z wysokim brunetem, który zadał mi to pytanie. Mężczyzna w skupieniu słuchał moich słów, trzymając w dłoni maleńki dyktafon. - Po nakręceniu i zmontowaniu zdjęć z Paryża i Los Angeles, zrobiłem sobie dosyć długą przerwę, podczas której zająłem się swoim życiem prywatnym. Podczas pobytu w okolicach Seattle zdecydowałem się dokręcić jeszcze jedną scenę, którą potem wmontowałem w gotowy klip. Można powiedzieć, że teledysk był gotowy do zaprezentowania już w zeszłym roku, ale wskoczył mi nowy film, więc jakoś tak to zeszło na drugi plan.
- Czy to przypadek, że data premiery tego klipu jest... - Tu brunetce z lokalnej telewizji przerwała Sara.
- Poprzednie pytanie było ostatnim, proszę już ich więcej nie zadawać.
- Dobra, może być jeszcze jedno - wtrąciłem się, posyłając delikatny uśmiech obu paniom.
- Czy to przypadek, że data premiery tego klipu jest bardzo zbliżona do rozpoczęcia kampanii promocyjnej filmu Martina Spencera, w którym zagrałeś jedną z głównych ról? Właściwie to wyprzedza ją o zaledwie tydzień. Z tego, co zauważyłam, są tu obecni Neil Stevens i Bonnie York, którzy również mają swój udział w filmie Siostra, więc czy to już jest część promocji tego obrazu?Czy ta impreza ma w jakiś sposób zwrócić uwagę na film?
- No cóż, zbliżone daty faktycznie nie są przypadkiem, ale nie dlatego, by promować tu film pana Spencera, po prostu wiedziałem, że teraz będę intensywniej pracować, więc chciałem wbić się w rytm. - Słysząc swoje własne słowa, aż się skrzywiłem. Miało to brzmieć zupełnie inaczej, ale przez siedzącego obok mnie Shannona nie byłem w stanie dobrać odpowiednich słów. Gdy tylko padło imię Bonnie, Tomo dźgnął go palcem w bok i uniósł wymownie brwi, na co mój brat spalił chyba największą cegłę w swoim dotychczasowym życiu. Ten widok okazał się być, aż nad wyraz rozpraszający. - A pan Stevens i panna York są tu obecni ze względów prywatnych.
- Bardzo prywatnych - dodał prowokacyjnie Tomo, kopiąc pod stołem łydkę mojego brata. Ten znów się zawstydził, ale już nie tak spektakularnie jak chwilę wcześniej. Wszyscy mimowolnie zaczęliśmy się śmiać, co wprowadziło siedzących przed nami ludzi w lekkie zdezorientowanie. Bonnie i Shannowi udawało się utrzymywać ten ich związek w tajemnicy, więc ani dziennikarze, ani fani nie mieli zielonego pojęcia, że coś łączy tę dwójkę. Ja też wolałbym nie wiedzieć, no ale cóż...
- Skoro ostatnie pytanie zostało już zadane, serdecznie państwu dziękujemy i zapraszamy na mały poczęstunek do restauracji, dokąd zaprowadzi państwa menadżer hotelu. Za trzydzieści minut widzimy się z powrotem na występie. - Sara z ciepłym uśmiechem dała instrukcje setce osób, którzy jak jeden mąż skierowali się do wyjścia. Piętnastu dziennikarzy, dziesięciu podopiecznych fundacji, dziesięciu naszych prywatnych gości i sześćdziesiąt pięć fanów, którzy zaopatrzyli się w bilety w naszym internetowym sklepie. Czy czuję się winny, że znowu robię coś za pieniądze? Nie, bo bilety kosztowały tylko piętnaście dolarów i cały zysk z ich sprzedaży trafi na konto Save yourself. Mogliśmy sobie na to pozwolić, bo Dave udostępnił nam swój hotel za darmo, nie zapłaciliśmy mu nawet centa.
- Tomo, ja cię, kurwa, zabiję - warknął Shannon do naszego gitarzysty.
- No co, pożartować sobie nie można? Oni i tak nie wiedzieli, o co chodzi.
- Ale mogli się domyślić.
- Proszę cię, Shannon - rzuciłem, po czym zostawiłem ich samych i przeszedłem do połączonego z salą konferencyjną pomieszczenia, gdzie przebywali nasi znajomi i moja żona.
- Genialny klip, genialny! - zwrócił się do mnie Stevens, który zanim mnie zauważył, pochłonięty był rozmową z Mary, Marion i Carlem.
- Cieszę się, że ci się podoba.
- I ta scena z Mary, no piękna. Ale w końcu jak i piękne ciało, to i piękny efekt. - Tu Neil spojrzał wymownie na moją żonę, a ta tylko leciutko się uśmiechnęła i po wstaniu z krzesła, podeszła do mnie i pocałowała w policzek. Stres minął jej jak ręką odjął, co niezwykle mnie ucieszyło.
- Stevens.
- Tylko stwierdzam fakty, nic poza tym. - Znów uśmiechnął się do mojej żony i wtedy też podszedł do nas Shannon, który po nawiązaniu bliższych stosunków z panną York, wybaczył Neilowi to, co zaszło między nim i Norą. Znowu są dobrymi kumplami.
- Siemanko, Stevens, gdzie zgubiłeś Kelly?
- W domu jest, ostatnio nie najlepiej się czuje. W Londynie nabawiła się zatrucia pokarmowego, a teraz przez zmianę strefy czasowej jakoś nie może dojść do siebie. Ta cała akcja z Oksaną też jej nie pomaga.
- Akcja z Oksaną? - Obaj z bratem rzuciliśmy przyjacielowi pytające spojrzenia, to samo zrobiła moja żona, mimo iż nie zna starszej Tucker.
- No to wy nic nie wiecie? Parę dni temu do mediów wyciekł ostry filmik z jej udziałem. Jej i tego pajaca Floyda.
- Dereka?
- Tak.
- No to pewnie Oksi jest zachwycona, przecież tak bardzo pragnie sławy - rzucił ironicznie Shannon i sięgnął po kawałek ciasta leżącego na długim stole, który niemal uginał się pod ciężarem jedzenia przygotowanego dla VIPów.
- Żartujesz? Nigdy wcześniej nie widziałem jej w takim stanie. Jak przyszła do mieszkania Kelly, była roztrzęsiona, ryczała całą noc. A wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze? Że chuj podał jej jakieś piguły, bo ona w ogóle nic z tego nie pamięta.
- O ja pierdolę. - Mary otworzyła szeroko oczy, a ja pokręciłem głową.
- Kelly jest pewna, że i Kate maczała w tym paluchy. Już od dłuższego czasu stara się wypchnąć Oksanę na, jak ona to mówi, głęboką wodę.
- Akurat to to jest bardzo możliwe. Pamiętam, jak chciała mnie udupić tą niby książką, tylko po to, by jej córka zaistniała w mediach. - Shannon zmienił ton swojego głosu, teraz nie było w nim nawet cienia ironii i złośliwości.
- Czekajcie, to ta Kate to jej matka? - wtrąciła się moja żona. Stevens przytaknął, a na jej twarzy pojawił się wyraz głębokiego obrzydzenia. - Jak matka może na coś takiego pozwolić? Zresztą patrząc na to z prawnego punktu widzenia, to był gwałt, a jeśli ta matka to zorganizowała, to można ją oskarżyć o współudział. Przecież za takie coś idzie się siedzieć i to na długo.
- Kell mówi to samo, ale Oksana nawet nie chce słyszeć o pozwaniu ich. Przecież Derek i mama tak bardzo ją kochają, w życiu nie mogliby jej skrzywdzić i to celowo.
- Syndrom ofiary.
- I przejaw głupoty - dodałem, sięgając po kieliszek szampana. Po tej rozmowie przeszliśmy z powrotem do sali konferencyjnej, by sprawdzić, czy sprzęt został aby na pewno dobrze podłączony. Po upewnieniu się, że tak, do pomieszczenia zaczęli schodzić się z powrotem fani i prasa, a my rozpoczęliśmy swój występ...
***
Skończyliśmy grać Kings and Queens i właśnie mieliśmy rozpoczynać This is War, gdy coś zaczęło intensywnie wibrować w mojej kieszeni. Tym czymś okazał się być mój telefon, a osobą dzwoniącą moja mama. Wiem, że to niegrzeczne odbierać telefony w takich sytuacjach, ale bałem się, że może Courtney znowu miała atak, więc przeprosiłem wszystkich i nacisnąłem zielony przycisk.
- Słucham cię, mamuś?
- Przepraszam, że ci przeszkadzam w pracy, no ale jest problem z małą.
Moje serce zaczęło walić jak szalone, automatycznie odwróciłem się plecami do stojącego przed niezbyt wysokim podwyższeniem tłumu.
- Jezu, znowu miała atak?
- Nie, nic z tych rzeczy. Chodzi o to, że właśnie kładę ją spać, ale ona się buntuje, bo tatuś musi jej zaśpiewać. - Słysząc to wyjaśnienie, poczułem się tak, jakby z mojego serca spadł kilkutonowy kamień. - Mówiłam jej, że to niemożliwe, że dzisiaj musi się obejść bez tego, ale ...
- Nie, zaraz jej zaśpiewam - wtrąciłem się swojej rodzicielce w zdanie, po czym chwyciłem jedną ręką stojącą w rogu gitarę akustyczną i wcisnąłem ją w ręce zdezorientowanego Miličevića.
- Tomo, Sweet Child O' Mine. Mamo, daj Courtney telefon.
- Tatuś?! - w słuchawce rozbrzmiał wesoły głosik mojej córeczki.
- Tak, to ja, skarbie. Leżysz w łóżeczku?
- Tak.
- No to przykryj się dobrze kołderką, przytul mocno Pana Ciastka, a tatuś ci zaśpiewa.
Mała tylko głośno pisnęła, a ja dałem gitarzyście znak, że może zaczynać. Podszedłem do mikrofonu, by córka lepiej mnie usłyszała i zacząłem śpiewać, spokojnie i delikatnie.
- She's got a smile ...
Obecni na sali ludzie domyślając się, o co chodzi, nie wydobywali z siebie nawet najdrobniejszego dźwięku, po prostu słuchali tego, co śpiewałem i kołysali rytmicznie swoimi ciałami. W trakcie poczęstunku pracownicy hotelu wynieśli wszystkie krzesła, więc nasi fani mieli mnóstwo miejsca na zabawę.
Kiedy kończyłem śpiewać drugą zwrotkę, w słuchawce odezwała się mama.
- Zasnęła.
- Super. - Odsunąłem od siebie mikrofon i posłałem wszystkim przepraszalne spojrzenie. - A jak Scotty?
- Jest umyty i teraz je kolację. Powiedział, że będzie na was czekał, ale jestem pewna, że za góra dwie godziny padnie jak mucha.
- Zapewne.
- No, to ja już wam nie przeszkadzam, bawcie się dobrze. Pilnuj Shannona.
- Oczywiście.
Po skończonej rozmowie wróciliśmy do przerwanego występu. Całe szczęście nie odebrano tej przerwy jako coś negatywnego, wręcz przeciwnie, zaraz jak schowałem telefon do kieszeni, usłyszałem pełne zachwytu westchnięcia. W końcu nie ma nic bardziej rozczulającego niż tatuś przerywający pracę, by zaśpiewać swojemu dziecku kołysankę...
***
- Uwaga, stopień. - Wyraźnie zmęczona Mary właśnie uratowała mnie przed upadkiem pod samymi drzwiami. A tyle razy obiecywałem sobie, że już nigdy więcej się nie upiję. Zaraz po koncercie, który zakończył się na piosence Public Enemy, przeszliśmy razem ze wszystkimi do hotelowego baru, gdzie odbyło się afterparty. Oczywiście Stevens, jak zwykle, namówił mnie na kieliszek wódki, który rozpoczął serię kilkunastu kolejek. Planowałem bawić się do białego rana, a tymczasem już o drugiej nie miałem siły siedzieć prosto. Widząc to Mary, poprosiła kierowcę, by odwiózł nas do domu.
- Jesteś aniołem, kochanie - mruknąłem, opierając głowę o okryte beżowym szalem ramię, które właśnie przekręcało klucz w drzwiach wejściowych.
- Wiem.
- Naprawdę jesteś. Jesteś taka piękna i taka dobra. Kocham cię, bardzo cię kocham. Najbardziej na całym świecie. Kocham cię tak bardzo, że gdybyś nie była moją żoną, to bym się z tobą ożenił.
- Super. - Blondynka nacisnęła klamkę i oboje weszliśmy do pogrążonego w mroku domu.
- Ale tu ciemno.
- Nic dziwnego, jest noc.
- No to musimy być cicho, żeby nie obudzić dzieci. - Ścisnąłem mocniej dłoń żony i skierowałem nas do sypialni. Tam nie było już tak ciemno, bo przez odsłonięte rolety wpadało dość intensywne światło będącego w pełni księżyca. Mary puściła moją rękę, obeszła łóżko i usiadła na jego kancie, zdejmując z siebie szal i sukienkę.
- Mogę ja to zrobić? - zapytałem, leciutko się chwiejąc.
- Wątpię, byś zdjął swoje własne ciuchy, a co dopiero moje.
- Ja się nie muszę rozbierać. - Jakby na potwierdzenie swoich słów, opadłem na przykryty jasną pościelą materac, nie zrzucając z siebie nawet czarnej marynarki. Żona pokręciła tylko głową i w samej ciemnej bieliźnie wślizgnęła się pod kołdrę. Zrobiłem to samo i położyłem brodę na jej ramieniu.
- Jesteś tak cholernie piękna. - Mój palec wskazujący przesunął się po jej policzku, a następnie dotknął czerwonych warg.
- A ty pijany, śpij.
- Nie chcę spać, chcę się z tobą kochać.
- Jared, proszę cię, śpij. - Jej przepełniony zmęczeniem i lekkim zdenerwowaniem ton wcale mnie nie zniechęcił. Czułem tak ogromne pożądanie, że nie mogłem tego ignorować.
- Słońce, będę bardzo delikatny, obiecuję. - Schowana pod kołdrą prawa dłoń wsunęła się pod materiał biustonosza i dotknęła ukrytej pod nimi piersi, a wargi musnęły jeszcze pachnącą perfumami szyję.
- Przestań.
- Nie chcę. Chcę cię dotykać, pieścić i kochać się z tobą całą noc. Calutką. - Po tych słowach przeniosłem dłoń o wiele niżej i bezceremonialnie włożyłem ją w figi Mary.
- Cholera jasna, Jared, czego nie rozumiesz w słowie przestań?! - wrzasnęła, odpychając mnie od siebie bardzo silnym ruchem.
- Po pierwsze, nie wrzeszcz na mnie, a po drugie, jesteś moją cholerną żoną i nie możesz mi odmawiać! Mam prawo pieprzyć cię, kiedy tylko mi się to podoba!
- Wódka naprawdę lasuje ci mózg.
- Nie, to ty mi, kurwa, lasujesz mózg! Zawsze, jak chcę się do ciebie zbliżyć, ty mnie odpychasz! Co, kurwa, znudziłem ci się?! Przestałem cię podniecać?! A może mam za małego, co?!
- Co tu się dzieje?! - Zanim Mary zdążyła jakkolwiek zareagować, do pokoju wpadła obudzona wrzaskami mama i zapaliła światło.
- Zapytaj swojej synowej.
- Jared, wyjdź - rzuciła surowym tonem moja rodzicielka.
- Co?! Wyganiasz mnie z mojego własnego łóżka?!
- Wychodź, bo za siebie nie ręczę!
- Wy baby wszystkie jesteście takie same! Wiecznie tylko beczycie i macie o wszystko pretensje! No i, kurwa, żebyście wiedziały, że sobie stąd pójdę, bo mam już, kurwa, tego dosyć! - Nieco zaburzonym ruchem wstałem z łóżka, wyminąłem swoją matkę i opuściłem sypialnie, głośno trzaskając drzwiami. - Co za ludzie, ja pierdolę - rzuciłem sam do siebie i po nałożeniu butów wyszedłem z domu. Szedłem powoli i bez celu. To znaczy na początku chciałem wrócić do hotelu do bawiącego się towarzystwa, ale jakoś i tego mi się odechciało. Stawiałem chwiejne kroki i myślałem o tym, co zaszło w domu. Dlaczego Mary mnie tak traktuje? Dlaczego odmawia mi wspólnych nocy? Dlaczego stała się nagle taka chłodna? Choroba nie jest żadnym wytłumaczeniem, to znaczy jest, kiedy jestem trzeźwy, ale gdy moim umysłem włada alkohol, wydaje mi się ona być żałosną wymówką.
- Kurwa mać! - wrzasnąłem tak głośno, jak tylko potrafiłem i zacisnąłem mocno powieki. Kiedy je otworzyłem, zobaczyłem przed sobą wysoką brunetkę, która idąc powoli, kołysała zmysłowo biodrami. Jej szczupłe, zgrabne ciało zdobiła czerwona sukienka, od razu domyśliłem się, że to prostytutka. Pytanie, która mi zadała tuż po prośbie o zapalniczkę, tylko mnie w tym upewniło.
- Masz ochotę się zabawić?
- Zależy, czy mam przy sobie kasę.
- To sprawdź - rzuciła zalotnie wysokim tonem i oparła jedną nogę o ścianę niewysokiego budynku, w którym mieściła się całodobowa kawiarnia. Ja tym czasem zanurzyłem dłoń w kieszeni czarnych spodni i wyjąłem z niej dziesięć dolarów.
- Mam tylko dychę.
- Takiemu przystojniakowi mogę dać rabat.
- Ssssuper - wysyczałem i posłałem jej zawadiacki uśmieszek.
- Chodź do kawiarni.
- Chcesz się bzykać na stoliku? - Zaśmiałem się głupawo.
- W łazience, słoneczko.
Przed oczami błysnął mi jej delikatny uśmiech i oboje weszliśmy do budynku, w którym było troje gości i dwie pracownice, żadne z nich nawet nie zwróciło na nas uwagi.
Gdy tylko zamknąłem drzwi męskiej toalety, brunetka pchnęła mnie na ścianę i uklękła przede mną, rozpinając ozdobiony srebrną klamrą pasek. Położyłem dłonie na jej włosach i już miałem zamykać oczy, gdy coś mi mocno w nie zaświeciło. Było to światło żarówki odbite w ulokowanej na moim palcu obrączce. Cholera jasna, co ja do chuja wyprawiam?! W jednej chwili odsunąłem od siebie kobietę, która już dobierała mi się do majtek i w pośpiechu zapiąłem spodnie.
- Coś nie tak?
- Wszystko. Nie wiem, co ja w ogóle z tobą robię, przecież mam żonę, kocham ją, kocham ją najbardziej na świecie. Boże! - Zacisnąłem dłoń w pięść i uderzyłem nią w białe kafelki. Kobieta spojrzała na mnie nieco zdezorientowana . - Nieważne. Masz kasę i idź.
- Przecież nawet nie...
- Bierz i idź - przerwałem jej, rzucając jedyny banknot, jaki przy sobie miałem. Złapała go i nic już nie mówiąc, wyszła z łazienki. Ja w tym czasie podszedłem do umywalki i odkręciłem zimną wodę.
- Co się z tobą, do cholery, dzieje? - zapytałem tafli lustra, po czym ochlapałem swoją twarz wodą. Niezbyt pomogło, więc zdecydowałem się wsadzić pod kran całą głowę. Dopiero wtedy wróciła mi trzeźwość i jak oparzony wybiegłem z ciepłego budynku. Przez całą drogę powrotną nie zwalniałem nawet na chwilę, chciałem jak najszybciej znaleźć się przy Mary i przeprosić ją za to, co się dziś stało. Zatrzymałem się dopiero wtedy, gdy znalazłem się na progu swojego domu. Szybko nacisnąłem klamkę i wpadłem do środka. Widząc palące się w łazience światło, to właśnie tam się skierowałem. Pchnąłem uchylone drzwi i zobaczyłem skuloną Mary, którą obejmowała ramieniem moja mama.
- Jezu, kochanie, co się dzieje?! - Ze łzami w oczach padłem na zimną podłogę i chwyciłem trzęsącą się dłoń żony.
- Boli mnie, tak strasznie mnie boli - wydukała ledwo słyszalnym głosem.
- Przepraszam, to wszystko moja wina. Gadałem głupoty, wiesz, że naprawdę wcale tak nie myślę.
- Wiem. - Głośno syknęła, a ja złożyłem czuły pocałunek na jej ręce. Mama widząc, że znów jestem sobą, odsunęła się od swojej synowej, umożliwiając mi tym przytulenie jej. Wstając, podniosła coś z kafelek, jednak byłem w takim szoku, że nawet nie zauważyłem, co to było. Zresztą wcale mnie to nie interesuje, teraz ważna jest Mary.
- Jestem przy tobie, wszystko będzie dobrze. - Przycisnąłem jej głowę do swojego ramienia i ucałowałem jej czubek, delikatnie kołysząc trzęsącym się ciałem. Dlaczego muszę być takim idiotą?! Czemu tak bardzo krzywdzę tych, których kocham najbardziej na świecie?!
- To nie twoja wina - wyszeptała po dłuższej chwili milczenia. - Ja...
- Cichutko, nic nie mów.
- Ale ja muszę...
- Mary, nie broń mnie, proszę cię. To wszystko to jest tylko i wyłącznie moja wina, nikogo innego. Jestem pieprzonym kretynem i taka jest prawda.
- Jared...
- Nic nie mów - po raz kolejny jej przerwałem i zaraz potem ucałowałem jej spierzchnięte wargi. - Zaniosę cię do łóżka, musisz odpocząć. - Nie czekając na jej reakcję, uniosłem ją do góry i skierowałem się prosto do sypialni. Zasnęła od razu, gdy tylko jej ciało dotknęło materaca. Położyłem się tuż obok i obserwowałem jej pogrążoną we śnie twarz. Nie zasłużyła na to, nie zasłużyła na takie cierpienie, nie zasłużyła...
..........................................
Przepraszam, przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam! Dopiero przedwczoraj zdałam sobie sprawę z tego, że od publikacji poprzedniego rozdziału minął już prawie miesiąc. Straciłam poczucia czasu i tak jakoś wyszło, ale mam nadzieję, że treść choć odrobinkę zrekompensowała Wam to czekanie.
- Coś nie tak?
- Wszystko. Nie wiem, co ja w ogóle z tobą robię, przecież mam żonę, kocham ją, kocham ją najbardziej na świecie. Boże! - Zacisnąłem dłoń w pięść i uderzyłem nią w białe kafelki. Kobieta spojrzała na mnie nieco zdezorientowana . - Nieważne. Masz kasę i idź.
- Przecież nawet nie...
- Bierz i idź - przerwałem jej, rzucając jedyny banknot, jaki przy sobie miałem. Złapała go i nic już nie mówiąc, wyszła z łazienki. Ja w tym czasie podszedłem do umywalki i odkręciłem zimną wodę.
- Co się z tobą, do cholery, dzieje? - zapytałem tafli lustra, po czym ochlapałem swoją twarz wodą. Niezbyt pomogło, więc zdecydowałem się wsadzić pod kran całą głowę. Dopiero wtedy wróciła mi trzeźwość i jak oparzony wybiegłem z ciepłego budynku. Przez całą drogę powrotną nie zwalniałem nawet na chwilę, chciałem jak najszybciej znaleźć się przy Mary i przeprosić ją za to, co się dziś stało. Zatrzymałem się dopiero wtedy, gdy znalazłem się na progu swojego domu. Szybko nacisnąłem klamkę i wpadłem do środka. Widząc palące się w łazience światło, to właśnie tam się skierowałem. Pchnąłem uchylone drzwi i zobaczyłem skuloną Mary, którą obejmowała ramieniem moja mama.
- Jezu, kochanie, co się dzieje?! - Ze łzami w oczach padłem na zimną podłogę i chwyciłem trzęsącą się dłoń żony.
- Boli mnie, tak strasznie mnie boli - wydukała ledwo słyszalnym głosem.
- Przepraszam, to wszystko moja wina. Gadałem głupoty, wiesz, że naprawdę wcale tak nie myślę.
- Wiem. - Głośno syknęła, a ja złożyłem czuły pocałunek na jej ręce. Mama widząc, że znów jestem sobą, odsunęła się od swojej synowej, umożliwiając mi tym przytulenie jej. Wstając, podniosła coś z kafelek, jednak byłem w takim szoku, że nawet nie zauważyłem, co to było. Zresztą wcale mnie to nie interesuje, teraz ważna jest Mary.
- Jestem przy tobie, wszystko będzie dobrze. - Przycisnąłem jej głowę do swojego ramienia i ucałowałem jej czubek, delikatnie kołysząc trzęsącym się ciałem. Dlaczego muszę być takim idiotą?! Czemu tak bardzo krzywdzę tych, których kocham najbardziej na świecie?!
- To nie twoja wina - wyszeptała po dłuższej chwili milczenia. - Ja...
- Cichutko, nic nie mów.
- Ale ja muszę...
- Mary, nie broń mnie, proszę cię. To wszystko to jest tylko i wyłącznie moja wina, nikogo innego. Jestem pieprzonym kretynem i taka jest prawda.
- Jared...
- Nic nie mów - po raz kolejny jej przerwałem i zaraz potem ucałowałem jej spierzchnięte wargi. - Zaniosę cię do łóżka, musisz odpocząć. - Nie czekając na jej reakcję, uniosłem ją do góry i skierowałem się prosto do sypialni. Zasnęła od razu, gdy tylko jej ciało dotknęło materaca. Położyłem się tuż obok i obserwowałem jej pogrążoną we śnie twarz. Nie zasłużyła na to, nie zasłużyła na takie cierpienie, nie zasłużyła...
..........................................
Przepraszam, przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam! Dopiero przedwczoraj zdałam sobie sprawę z tego, że od publikacji poprzedniego rozdziału minął już prawie miesiąc. Straciłam poczucia czasu i tak jakoś wyszło, ale mam nadzieję, że treść choć odrobinkę zrekompensowała Wam to czekanie.
Jak czytałam, w jaki sposób Jared postrzega Mary, to aż mi się go szkoda zrobiło. Nawet nie wie, co tak naprawdę dzieje się z jego żoną. Nie wyobrażam sobie, co się z nim stanie, jeśli Mary umrze.
OdpowiedzUsuńTeraz się będę trochę czepiać. Rozumiem, że kiedyś ktoś ci zarzucił, że w twoich opowiadaniach jest za mało opisów i starasz się nie pisać tylko dialogów. Tyle że tych opisów jest trochę z dużo. Nie chodzi o ilość opisów, tylko o ich treść. Czasami za bardzo płyniesz, za dużo dygresji.
Kiedyś w odpowiedzi do mojego komentarza poprosiłaś, żebym się podpisała, więc tym razem się podpiszę.
Katherine
Mi też jest pod tym względem strasznie go szkoda.
UsuńJuż wyjaśniam te długaśne opisy, to nie jest kwestia tego, że ktoś mi zarzucił ich brak i teraz piszę je jak szalona, by dogodzić innym, nie, po prostu jak zaczynam pisać, to nie mogę skończyć. Z jednej myśli rodzi się kolejna, słowa same wskakują mi do głowy, nie kontroluję tego. Myślę, że to jest naturalna kolej rzeczy, że z czasem zaczyna się pisać więcej, niczego się nie pomija i wypluwa się swoje myśli do samego końca :)
Więc niestety mam dla Ciebie złą wiadomość, teraz właśnie tak piszę, rozwijam wszystkie opisy do maksimum i osobiście jestem z tego zadowolona, bo mimo wszystko uważam, że nigdzie nie leje wody, tylko opisuję to, co według mnie jest istotne. Mogę się mylić, mogę nie patrzeć na to obiektywnie i czytelnik może to postrzegać jako wyciąganie czegoś na siłę, no ale to już niestety nie zależy ode mnie :) Nauczyłam się tego, że pisząc mam na pierwszym miejscu zadowolić siebie i tego się trzymam :)
Dziękuję, że spełniłaś moją prośbę :)
Rozdział bardzo dobry. Stosunek Jareda do Mary jest na prawdę przepiękny. Jego troska, to w jaki sposób się nią opiekuje, każdy chciałby mieć kogoś takiego. Chodź nie można powiedzieć, że zawsze jest takim kochanym mężem gdyż zachował się jak kompletna świnia. Dobrze, że zdał sobie sprawę z tego, że robi źle i powrócił do rzeczywistości. Jak już widziałam imię Kate to mnie jasny szlak trafiał :D ( ale to taka moja mała nienawiść do tej osoby ) Motyw kiedy Jared śpiewał Courtney na dobranoc był przesłodki. Chodź tak jak już Ci pisałam, na początku wydawało mi się to zbyt sztuczne to tak na prawdę było to cholernie uroczę. Tak pięknie wymyśliłaś ten teledysk Marsów, że aż mam ochotę żeby ktoś to nakręcił i żebym mogła to obejrzeć. :D Sara, ta dziewczyna mnie kompletnie rozwala. Ja w życiu, nigdy nie umiałabym być tak zorganizowana jak ona. Plus pani Constance tak trudno mi się pogodzić z tym, że one się już z Mary lubią. Chodź to bardzo dobrze dla całej ich rodziny, ale jednak coś mi tutaj nie pasuje. :D Ogólnie wszystko bardzo ładnie pięknie, rozdział Ci się na prawdę udał. Czekam na następny. <3
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak uważasz :)
UsuńNo cóż, musiałam troszkę między nimi namieszać, żeby nie było zbyt słodko, a nie ma co ukrywać, że każdy facet byłby niezadowolony, gdyby żona nie chciała się z nim kochać.
Tak jak Ci napisałam na TT, brałam pod uwagę fakt, że może zostać tak odebrany, ale, jak napisałam, Courtney to rozpieszczone dzieciątko, więc zawsze musi dostać to, czego chce, a że chciała kołysankę w wykonaniu tatusia, dostała kołysankę w wykonaniu tatusia. Jared zrobiłby dla niej wszystko, więc przerwanie koncertu to był dla niego pikuś :)
Fakt, całe życie wielka nienawiść, a tu nagle pojednanie. No cóż, jestem zdania, że nawet najwięksi wrogowie mogą kiedyś sobie wszystko wyjaśnić i żyć ze sobą w zgodzie. Plus im mniej nienawiści, tym więcej zdrowia, szczęścia i spokoju ducha :)
Uwielbiam Twoj styl pisania i Twoje opowiadania. Sledze je juz od bardzo dlugiego czasu. Nie kometuje bo komentiwac nie lubie i zazwyczaj nawet nie wiem co napisac. Ale postanowilam sie odezwac poniewaz nie podoba mnie sie sposob w jaki opisalas przemyslenia Jareda na temat zespolu, fanow, kocertow i calej reszty. Rozumiem ze jest to Twoje opowiadnie,swiat fikcyjny ale osobiscie naleze do Echelonu i mile to wszystko nie bylo. Ok. Nie mowie ze np Goldeny nie byly po to zeby wyciagnac troche kasy bo bynajmniej po czesci napewno byly ale nie byly robione na odwal sie podobnie jak koncerty czy podejscie do fanow. Przepraszam za ten wywod ale takie sa moje odczucia.
OdpowiedzUsuńBardzo mi z tego powodu miło :)
UsuńCzułam, że dużo osób będzie mi to miało za złe, ale taka była moja koncepcja. Wiesz, Marsami zaczęłam interesować się dopiero pod koniec 2009 roku, poświęciłam mnóstwo czasu na ogarnięcie wszystkich lat ich działalności i dostrzegłam kolosalną różnice między tym, jak to wszystko wyglądało przy promocji S/T, a w jaką stronę poszli później. Zmienili się bardzo, moim zdaniem na gorsze i mnie to bolało. Bolało tak bardzo, że zaczęłam ich usprawiedliwiać i takie popłynięcie, bezmyślna chęć zdobycia kasy wydała mi się być dobrym usprawiedliwieniem. Pokazując wyrzuty sumienia, oczyszczam fikcyjnego Jareda z tego, co robi ten prawdziwy. W tym, co napisałam nie ma nawet grama złośliwości czy chęci obrażania kogokolwiek. Z resztą nie lubię się z tego tłumaczyć, bo co bym nie napisała, ludzie i tak uznają się hejtuję Echelon i Marsów ...
Nie masz mnie absolutnie za co przepraszać! Po to są komentarze, by opisywać w nich swoje odczucia, nawet jeśli są różne od poglądów autora :)
Końcówka najlepsza, ta scena w kawiarni...i to jak szybko sobie zdał sprawe z tego co robi. po prostu POEZJA. Minął aż miesiąc, sama w to nie wierze, strasznie szybko to przeleciało, ale mam nadzieje, że natępny wpis się pojawi wcześniej niż prze końce roku ;)
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM
Super, że się spodobała :) Przez moment zastanawiałam się, czy czasem to zamroczenie nie trwało zbyt krótko, ale potem zdałam sobie sprawę z tego, że tak jest ok.
UsuńMam nadzieję, że przed końcem roku opublikuję jeszcze ze trzy rozdziały, choć nie powinnam w sumie tak szarżować, bo mam tylko sześć rozdziałów w zapasie ;)
Również pozdrawiam :)
WOOOW, aż 3 rozdziały *______* jak pięknie. Patrząc na komentarze pozostałych stwierdzam, że chyba troche za krótki, ale nie jestem w tym dobra.
UsuńNa początku jak zaczęłam czytać rozdział to się uśmiałam strasznie :)
OdpowiedzUsuńRozwalił mnie wywód Jareda do Scottusia :)
Wiesz,sądzę że nie tylko ty sądzisz że Goldeny to ewidentne wyciąganie kasy ale nie nie miejsce na tego typu rozmowy.
Wracając do twojego opowiadania.Nie ma się co dziwić że Jared tak zareagował na to że Mary nie chcę się z nim kochać.To tylko facet ! Takie najpierw robi a później myśli.
Podziwiam Mary,cholernie ja podziwiam bo po mimo tego co ją w przeszłości spotkało i w teraźniejszości choroba to nie załamała się.Ja bym chyba nie dała rady wyjść do tych wszystkich ludzi i dobrze wyglądać.Ja na jej miejscu załamałabym się i zaszyła w domu.
Rozwalił mnie tekst Jareda ''Wyobraź sobie,że są nadzy i po prostu się z nich śmiej'' no nie mogłam opanować śmiechu jak to przeczytałam.
Pozdrawiam i życzę weny ! Do następnego ! :)
Na to właśnie liczyłam, lubię taki głupawy humor i miałam nadzieję, że kogoś to też rozśmieszy chociaż odrobinkę :)
UsuńJa w ogóle staram się o tym nie rozmawiać, bo moje poglądy w tej kwestii są bardzo specyficzne i różne od ogółu i często mi się za to obrywa, więc trzymam mordkę na kłódkę, a tu poruszyłam tę kwestię, bo taką miałam wizję i ochotę :)
Też ją pod tym względem podziwiam i zazdroszczę jej te cechy. Sama takowej nie posiadam, więc postanowiłam obdarzyć nią Mary.
Wiesz, ona też chciała zostać w domu, wymyślała różne preteksty, ale koniec końców tam poszła, zrobiła to dla Jareda, bo mimo tego iż jest piekielną egoistką, jego kocha bardziej niż siebie.
Ja w rzeczywistości nie potrafię sobie wyobrazić, że ktoś przed kim mam tremę stoi nagi, ale wielokrotnie słyszałam, że występujące osoby tak właśnie robią, by zniwelować nerwy, więc skorzystałam z tego :)
Również pozdrawiam, a wena się przyda :) Miejmy nadzieję, że ten następny będzie już niedługo :)
Boże, za to, że Jared prawie zdradził Mary mam ochotę go zabić w najbardziej brutalny sposób. Nie ogarniam jak ten jego zamroczony alkoholem umysł mógł chociażby o tym pomyśleć. Szczęście, że w porę się opanował i wrócił do Mary. Ona jest niesamowita i nie wyobrażam sobie, że może przegrać z chorobą. Jared sobie bez niej życia nie wyobraża. To straszne, że on nie wie co się dzieje z jego żoną. Wiem, że Mary mu nie mówi tego co się dzieje, żeby go w jakiś sposób chronić, ale gdyby wiedział, może jej byłoby łatwiej, bo by ją jeszcze bardziej wspierał? Nie wiem, przynajmniej tak mi się wydaje. Ale Mary chciała mu powiedzieć? Prawda? Czy mi się to tylko uroiło?
OdpowiedzUsuńRozmowa Jareda ze Scottem była genialna. W ogóle nie wiem jak to robicie, ale zawsze uwielbiam marsowe maluchy. Wszystkie są świetne. Mały Scotty to mistrzostwo. Kupił mnie już na samym początku, gdy się tylko pojawił i jestem jego największą fanką. A scenka z kołysanką dla Courtney(dobrze napisałam?) była urocza. W sumie wiedząc jak Jared potwornie mocno kocha dzieciaki, nie dziwi mnie, że był zdolny przerwać koncert dla córeczki.
Aha, i podobało mi się jeszcze to, co Jared myślał o Echelonie. W sumie to pewnie było w tym sporo prawdy. Ta grupa ma swoje plusy i minusy, a Ty świetnie ubrałaś to w słowa.
Ktoś tam u góry pisał, że jest zbyt dużo opisów. A ja je lubię, co ja gadam, uwielbiam Twoje opisy. Są takie pełne. Niczego im nie brakuje. I wnoszą dużo do opowiadania, dużo tłumaczą nie tylko na poziomie treści, ale też emocji jakie targają bohaterami.
I wiesz co? Brakowało mi tylko punktu widzenia Mary. Mówiłam to już kilka razy, ale powtórzę jeszcze raz. Uwielbiam tą kobietę. Tak dużo złego w życiu przeszła, a nadal jest cholernie wartościową osobą.
Ehh, zazdroszczę Ci tego talentu, naprawdę.
Pozdrawiam ciepło.
Myślę, że to jest właśnie doskonała reakcja, na to, co nabroił tutaj Leto, jeśli ktoś poczuł tę chęć mordu lub dotkliwego skrzywdzenia Jareda, to ja jestem z siebie dumna :) Wiesz, też uważam, że gdyby Jared znał prawdę, byłoby Mary o wiele lżej, bo z pewnością Jay zrobiłby wszystko, by wspierać ją jeszcze bardziej, ale Mary to Mary, ma swój świat i swoje poglądy, że tak się wyrażę :) Nic Ci się nie uroiło, Mary chciała wyznać Jaredowi prawdę :)
UsuńMyślę, że tak jest, bo ja w duchu jestem jak takie małe dziecko. No i uwielbiam małe dzieci, fascynują mnie, są dla mnie wspaniałymi i bardzo interesującymi istotkami. Przebywając w ich towarzystwie i słysząc z ich ust pochlebstwa na swój temat, czuję się jak wartościowy człowiek.
Co do Scotty'ego, to mam dla Ciebie świetną wiadomość - w przyszłym rozdziale pojawi się fragment pisany z jego perspektywy. Co prawda krótki i niewiele wnoszący do treści, ale miałam po prostu ogromną ochotę go stworzyć, więc stworzyłam :)
Tak, tak, dobrze napisałaś ;) Też uważam, że to urocze i cieszę się, że zostało odebrane pozytywnie ;)
Naprawdę? Jejku, to bardzo miłe, że tak to odebrałaś, bo spodziewałam się raczej negatywnych opinii o tym fragmencie. Nie żebym uważała, że na nie zasłużyłam, nie, bo myślę, że napisałam to w sposób, który nie powinien nikogo urazić, ale z doświadczenia wiem, że poruszanie kwestii Echelonu jest bardzo ryzykowne, to stąpanie po kruchym lodzie, więc taka opinia jest dla mnie naprawdę ważna i miła :)
Czy była w tym prawda, to nie mam zielonego pojęcia, bo pisałam to z perspektywy fikcyjnego Jareda, który nie licząc imienia, nazwiska, osiągnięć i wyglądu, z tym realnym ma niewiele wspólnego.
Bardzo mnie to cieszy, bo jak już wspomniałam w odpowiedzi na pierwszy komentarz, teraz tych opisów będzie bardzo dużo. Szczerze mówiąc, to bardzo żałuję, że dopiero teraz nauczyłam się takie tworzyć, gdybym posiadała tę umiejętność wcześniej, początkowe rozdziały byłyby o wiele lepsze, ale cóż, wszystko przychodzi w swoim czasie ;)
To jesteś chyba jedną z niewielu, bo mało kto lubi tu Mary :)
Ja tam ją uwielbiam. Przez to, że występuje tak intensywnie w dwóch moich opowiadaniach, bardzo się z nią zżyłam i czasami wykonując jakieś czynności, zastanawiam się, jak zrobiłaby to Mary, co pomyślałaby o filmie, który teraz oglądam i jak zareagowałaby na sytuacje, która się dzieje. Myślę, że Mary powoli staje się takim moim alter ego, które w pełni kontroluję ;)Choć czasami w chwilach załamania, mam ochotę by całkowicie przejęła władzę nad moim umysłem.
E tam, nie ma czego zazdrościć. Talent mają zawodowi pisarze, ja po prostu robię coś, co lubię i dzięki praktyce i ćwiczeniom, jako tako się rozwijam. Przechodzę z poziomu kiepskiego na przeciętny, może kiedyś pójdę jeszcze wyżej, ale to po prostu upór, masa wolnego czasu i ćwiczenia, nie talent :) Również pozdrawiam ;)
Oj mylisz się moja droga. To jest talent. Nie zawsze ciężka praca wystarcza. Żeby pisać trzeba mieć to coś, umieć przelać myśli na papier, a wbrew pozorom to nie jest takie proste jak się wydaje, co na pewno wiesz z własnego doświadczenia. I moim zdaniem Ty masz to coś, bo czytanie twoich tekstów sprawia(przynajmniej mi) wielką przyjemność.
UsuńNie mam pojęcia jak można nie lubić Mary. Fakt, na początku sama łapałam się na myślach typu 'Niech już ona gdzieś zniknie, bo Marion będzie dla Jay'a lepsza' ale teraz nie wyobrażam sobie, że mogłoby jej nie być. Ta kobieta przeszła niesamowitą przemianę. Jest genialna, chociaż nie powiem, czasem mnie wkurza swoim zachowaniem, albo tym brakiem pewności siebie, co ostatnio zdarza jej się nad wyraz często. Ale rozumiem, choroba... Mam tylko nadzieję, że nie pozwolisz jej umrzeć, a przynajmniej nie dopuścisz do tego zbyt szybko.
Jej, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Mały Scotty jest przegenialny i nie mogę się wręcz doczekać, kiedy się dowiem co w tej jego główce siedzi.
No i pozostała kwestia Echelonu. To rzeczywiście niebezpieczny temat. Jedni zawzięcie go bronią, drudzy krytykują. Jak dla mnie prawda leży gdzieś po środku. Część ludzi ma do tego zdrowy rozsądek i to zrozumie. Inni będą zagorzale bronić Echelonu i nic nie można na to poradzić. Co o tym tak naprawdę sądzi zespół, też się nie dowiemy, bo panowie mogą mówić jedno, myśleć drugie. Nie mniej posiadania własnego zdania nikt nikomu zabronić nie może, więc po prostu nie ma co przejmować się bezpodstawną krytyką.
Dla mnie talent to wyjątkowość w każdym calu, ja w sobie nic wyjątkowego nie widzę, ale skoro taka jest Twoja opinia, to mi miło (nadużywam tu tego zwrotu, ale nieważne :P).
UsuńSzczerze mówiąc to ja też, ale ja nie jestem w tej kwestii obiektywna, bo w końcu to ja ją stworzyłam.
To dobrze, że Cię wkurza, bo ona ma czasami wkurzać, z człowiekiem, który nikogo nie wkurza musi być coś nie tak :)
Amen!
Właśnie skończyłam czytać rozdział na Wyra, więc tu też zamierzam dzisiaj skomentować. I tak jak w MD, tak tu nie spodziewałam się takiego finału. Umiesz zaskakiwać, oj umiesz. Ale może pójdę od samego początku, bo za chwilę wyjdzie mi niezły misz masz.
OdpowiedzUsuńPremiera teledysku odbywająca się w tym samym hotelu, co tamto spotkanie. Nic dziwnego, że Jareda naszły wspomnienia. Od tamtej pory jego życie zmieniło się diametralnie. Wydarzenia, jakie później nastąpiły, zmieniły jego osobowość, jak i również ludzi, którzy mieli brali w nich udział.
Na początku nie zrozumiałam żartu Shannona o setliście, dopiero później jak wyjaśnił. Aczkolwiek rozbawiło mnie to, jak nikt nie zczaił jego żartu. I jeszcze sam początek rozdziału, kiedy to Jared rozmawiał ze swoim synem. Padłam z tego, genialny fragment. Chciałabym zobaczyć coś takiego na żywo :) Świetnie Ci to wyszło, serio, serio.
Ja nie lubię opisywać takich imprez, dla mnie to ciężki proces, ale Tobie wyszedł bardzo dobrze. Kiedyś brałam wszystkich aktorów, muzyków itd. za ludzi, którzy nie odczuwają tremy przed występami, ale zmieniłam to myślenie już jakiś czas temu. W zasadzie to tacy sami ludzie jak my, więc na pewno jakiś tam stres mają. Moim zdaniem po prostu z każdą jedną imprezą nabierają doświadczenia, jak sobie z nim radzić i go tłamsić. Jared poradził sobie świetnie, tak samo jak reszta.
Najbardziej, poza końcówką rozwalił mnie fragment, w którym myśli Jareda dotyczące Echelonu i ludzi, których oszukiwał. Przebija w nim wielka gorycz, rozczarowanie ( z Twojej strony jako człowieka), oczywiście absolutnie nie mam Ci tego za złe. Marsi zmienili się w rzeczywistości, coraz więcej ludzi to dostrzega. Szkoda tylko, że nie dzieje się jak w Twoim opowiadaniu a mianowicie, że Jared i reszta się zmieni. Komercja prędzej czy później wchłania każdego.
Chciałabym zobaczyć czerwieniącego się Shannona. Naprawdę. W życiu nie widziałam go zawstydzonego, a przynajmniej tego nie pamiętam, dlatego tak bardzo polubiłam ten moment. I jeszcze to, jak Tomo kopał go pod stołem. Zabawny fragment.
Wiesz, czego żałuję w tym rozdziale? Że Jared przerwał akcję w toalecie. A dlaczego? Nie dlatego, że nie darzę zbytnią sympatią Mary, a dlatego, że jestem ciekawa, jak to byś dalej pociągneła. Na pewno zjadłyby go wyrzuty sumienia, tym bardziej, gdyby Mary umarła.
Dlaczego mam wrażenie, że to co chciała mu powiedzieć jego żona, gdy wrócił i ją przepraszał, to prawda o jej chorobie? Czekam na kolejny rozdział :)
Ach, no to bardzo mnie to cieszy, że tak uważasz, bo byłam pewna, że jestem do bólu przewidywalna :)
UsuńUwierz mi, że ja też tego nienawidzę, ale tamtego dnia jakoś poszło mi to bez większego bólu.
No cóż, nie ukrywam, że mam wiele żalu w tej kwestii do Marsów i czułam to wszystko, pisząc ten fragment, więc nic dziwnego, że to czuć.
Też tego żałuję, ale życie to niestety nie opowiadanie i tu nie ma takich pięknych przemian.
Jeśli mam być z Tobą szczera, nie miałam zupełnie żadnej wizji alternatywnej wersji tego wydarzenia. Prawdę mówiąc, cała ta scena z prostytutką była improwizowana, nie planowałam jej, po prostu pisząc, uznałam, że teraz wpadnie na prostytutkę i tak się stało :)
Masz takie wrażenie, bo tak właśnie było :)
Rozmowa Jareda ze Scottem (<3333333333333333 po prostu musiałam, no musiałam! Słodziak z niego, że hej!) jest naprawdę bardzo zabawna. Oby sobie tego kiedyś tatusiek nie wywróżył :D. Tak w ogóle to przyszło mi przez myśl, na ile rozdziałów masz rozłożone to opowiadanie i czy mogę spodziewać się wątku ze starszym Słodziakiem (od dzisiaj tak nazywam Scotta). Jestem bardzo ciekawa, po kim odziedziczył charakterek :D.
OdpowiedzUsuńNo i mamy Shannona! Cieszę się, że w końcu mogę coś o nim przeczytać. Oby to był jakis dłuższy wątek...
Ojej, naprawdę miło się czyta słowa, w których Jared w taki wspaniały, zachwycający sposób opisuje Mary.
A ta Sara, to ktoś w rodzaju Emmy? Tak mi się nasunęło teraz na myśl...
Jak tak Jared rozmyślał nad swoim życiem, jak zmieniło sie prze te 5 lat, to tak sobie pomyślałam, że niby 5 lat to nie wiele, a przecież przez ten okres można już mieć dzieci-przedszkolaki. W sensie, że niby nic, a jednak coś; czas niby płynie szybko, ale jest czas na to, aby się zatrzymać i zrobić to i owo. Eeee... Nie zdziwię się, jeśli nie zrozumiesz :D.
Hmm... Podczas tego wewnętrznego monologu Jareda odnośnie zespołu etc. Na początku mam podobne zdanie. Media są jakie są i aby zaistnieć, trzeba - niestety - wyjść im naprzeciw. Ale potem, z tymi pieniędzmi, to już nie za bardzo się zgadzam. Ale w sumie pewnie wiesz, bo chyba już jako-tako znasz moje zdanie. Nie mówię, że są biedakami, aczkolwiek czasami jest tak, że do interesu trzeba dolożyć. I to sporo, a znam to z przykładu mojego kuzyna. I tak mi się jeszcze na myśl zebrało, że w sumie zabłysnęli sławą dopiero po wydaniu TIWa. ABLka zrobiła furorę w sumie po wyjściu do Europu w 2007, ale te dwa lata wstecz były... trochę gorsze. Byli znani, ale nie tak, jak teraz. No, ale to takie moje zdanie, czy coś... Nie chcę się rozpisywać na ten temat :). Aha, jeszcze co do koncertów: więcej gadania, mniej grania. Ty wiesz, że jak byłam później na innych koncertach/festivalach, to cholernie brakowało mi tego kontaktu z publicznością? Tej paplaniny? To jest naprawdę bardzo fajne, jeśli chodzi o mnie.
O, podoba mi się, jak w taki bardzo naturalny sposób połączyłaś dwa wątki.
A tak nawiasem mówiąc, nie przepadam za Kings&Queens.
Ojeeejciu, jaka ładna akcja :D W mojej głowie słyszę piskliwe głosiki: AWWWWWW. Jejku, gdyby mój tato mi tak śpiewał... W sumie nie, nie chciałabym tego słyszeć.
"Gdybyś nie była moją żoną, to bym się z Tobą ożenił" GENIALNE. I przypomniał mi się mój tekst: "Teoretycznie mogłabym być wnuczką Einsteina, problem w tym, że moja babcia nigdy w życiu go nie spotkała."
Constance to z pewnością nie jest taka polska teściowa. I bardzo dobrze :)).
No i kuuuurka wodna. Mary chciała coś jemu powiedzieć, to nieeeee, po coooooo? Wkurzyłam się. Bo teraz nie wiem, na czym stoję.
Rozdział warty czekania :))
Super, że się podoba, bo jak wspomniałam (albo i nie wspomniałam), obawiałam się, że może być trochę dziwna, odebrana jakby na taką zbyt, no nie wiem, poważną (?), głupawą (?), nieodpowiednią (?), sama nie wiem, miałam po prostu co do tego fragmentu drobne wątpliwości ale chyba niepotrzebnie ;)
UsuńOpowiadanie będzie miało sto siedemdziesiąt rozdziałów plus epilog. Czy pojawi się dorosły Słodziak? Niczego nie zdradzam, o wszystkim przekonasz się w swoim czasie :)
Dobra wiadomość, niedługo wątek Shannona troszkę się rozwinie i wyjdzie na bliższy plan ;)
Cieszę się, że Ci się to podoba, bo (jak zwykle) obawiałam się, że zostanie to odebrane jako przesłodzone ;)
Sara została asystentką Jareda po tym jak Emma zaszła w ciążę. Wiesz, staram się ograniczać występowanie postaci realnych do minimum, bo mimo wszystko wolę opisywać losy postaci fikcyjnych.
Doskonale zrozumiałam i uważam, że masz absolutną rację ;)
Pozwolisz, że na ten temat już się nie będę wypowiadać, jak mówiłam, fikcja literacka nie mająca nic wspólnego z postawą prawdziwego Jareda, amen!
Tak, chciała mu wyznać prawdę. Po co? Bo nie chciała, żeby się obwiniał za jej stan. Nie chciała, żeby myślał, że to, co wywołane jest nawrotem choroby, jest winą jakiś jego zachowań, taka chwila słabości ;)
No to bardzo mi miło ;) Tak, zdecydowanie nadużywam tego zwrotu, ale co tam, innego oddającego to odczucie nie ma :)
Tak mi się wydaje, że do fragmentów, do których masz jakieś wątpliwości, to one wszystkie wychodzą baaaardzo, bardzo dobrze. Powinnaś bardziej wierzyć w swoje umiejętności :))
UsuńZazdroszczę Mary. Sama chciałabym mieć kogoś takiego, kto by mnie tak bezwarunkowo zaakceptował, jak ją Jared. To naprawdę piękne...i pewnie bardzo miłe uczucie. Wzruszyłam się przy opisie myśli Jareda. Jeszcze on jest taki pełny nadziei, że Mary będzie żyła i wspólnie się zestarzeją, wiodąc szczęśliwe życie.
OdpowiedzUsuńrzemyślenia Jareda na temat Echelonu i całej jego kariery są batrdzo kontrowersyjne. Ale wiesz, że ja też tak czasami myślę? Sama nie wiem czemu...może dlatego, że teraz wszystkim zależy tylko na pieniądzach i chwilami mam wrażenie, że to jest ich jedyna siła napędowa. Kto wie? Może Jared też myśli tylko o tym, jak tu zarobić pieniądze. Na pewno nie robi tego wszystkiego bezinteresownie. I jest też coś takiego, że im więcej ktoś ma pieniędzy, tym bardziej stara się jeszcze więcej zarobić.
Ten rozdział to taki powrót do przeszłości i mam wrażenie, że wykorzystałaś go trochę na podsumowanie tego wszystkiego, co się wydarzyło, a zwłaszcza na ukazanie tego, jak bardzo zmienił się Jared i jego życie. A naprawdę się zmienił. I na szczęście na lepsze :D Jak się śpiewał Courtney kołysankę, to było takie urocze, słodkie, wspaniałe i w ogóle... I dobrze, że się opamiętał i nie przeleciał tej prostytutki. Chociaż i tak zachował się jak świnia, wrzeszcząc na Mary. I zniszczył całe dobre wrażenie, jakie mi zostało po scenie z kołysanką.
Czy Mary zamierzała powiedzieć Jaredowi, że wcale nie wyzdrowieje...?
Też jej zazdroszczę i też bym tego chciała, jak chyba każda istota na ziemi, ale jestem realistką, wiem, że takie coś jest niemożliwe i dlatego o tym piszę, dlatego tworzę sobie taki, a nie inny obrazek w głowie, bo gdy wcielam się w Mary, to tak jakby czuję tę otaczającą ją miłość i choć przez moment czuję się dobrze.
UsuńFakt, kontrowersyjne, ale nie zrobiłam tego celowo, po prostu taką miałam wizję i tyle. Wiesz, ja w ogóle myślę, że (patrząc na przykład Kurta Cobaina) taki prawdziwy artysta, który gra z miłości do muzyki nie wytrzyma długo w show biznesie. Kurt zanim jeszcze się zabił, stracił miłość do tego, co robił właśnie przez zbyt duży rozgłos, presję i fakt, że wszystko zaczęło się kręcić wokół pieniędzy i popularności. Każdy kto radzi sobie z tym tak doskonale jak na przykład Jared i jest tym wszystkich tak zachwycony, chodzi po tych wszystkich branżówkach jest "zakumplowany" z tymi wszystkimi stacjami telewizyjnymi czy radiowymi, musi być cholernie próżny i mieć jakiś interes w tym wszystkim. Wiadomo, że nikt nie pracuje za darmo, no ale widać różnicę między prawdziwą miłość do sztuki, a miłością podszytą pieniędzmi. Z resztą nawet mój znajomy mówi, że żaden normalny, szanujący się człowiek nie wpierdalałby się w show biznes znając jego zasady i że każdy popularny człowiek ma coś nie tak w głowie. Taa, strasznie to wszystko zagmatwałam, ale mam nadzieję, że wiesz, o co mi chodzi ;)
Twoje wrażenie jest bardzo trafne, bo właśnie to miałam na celu plus dodam, że kolejny rozdział też będzie takim powrotem do przeszłości :)
Tak, właśnie to zamierzała powiedzieć mu Mary.
Tak, wiem, o co Ci chodzi. Kurt naprawdę tworzył z miłości do muzyki, to fakt. Dopóki Courtney nie zaczęła się interesować jego finansami, to w sumie miał gdzieś to, ile zarabia. I za to między innymi go podziwiam.
OdpowiedzUsuńA kiedy będzie ten kolejny rozdział? :)
Ostatnio oglądałam dokument o Nevermind i ryczałam jak głupia, szczególnie gdy producent omawiał proces nagrywania Something in the way. Kiedy zdecyduję się na samobójstwo, to będzie ostatnia piosenka jaką w życiu usłyszę.
UsuńNowy rozdział w następny tygodniu, a przynajmniej tak przypuszczam :)
No witam, forever spóźnialska pani zawitała właśnie w Twe progi :) Tak to czytając strasznie dużo razy się gubiłam, tzn. jestem osobą, która robi milion rzeczy naraz i tu nasuwa mi się pytanie - czemu tu prawie nie ma akapitów? Wiem, czepianie się byle gówna, ale wtedy tekst jest taki... przejrzysty i łatwiej się odnaleźć :) No dobra, ale to już tylko takie moje narzekanie :P
OdpowiedzUsuńCo do przemyśleń Pana Leto - czy ty też tak uważasz? Tj. czy masz wrażenie, że wszystko robi dla kasy, czy to tylko wymysł na potrzeby opowiadania? ;)
Żal mi Jaya, że myśli, że Mary z tego wyjdzie. Ja zawsze liczyłam na relację Marion+Jared i wtedy Mary mogła dla mnie umrzeć, ale teraz, skoro nie mają szans być razem... jak to dalej będzie!? Bo zostało Ci do napisania 15 rozdziałów + epilog, czyli akcja pewnie będzie się toczyć najlepsze chwile z Mary, a potem nagła śmierć :D Chyba, że nie będzie śmierci! A zresztą, zobaczmy...
Robisz strasznie dużo wielokropków, po każdej skończonej części jest wielokropek i niepotrzebnie :P No i przed wielokropkiem robisz spację czy jestem ślepa? O.o
Zazdroszczę znajomości zasad interpunkcji, u mnie nadal jest kulawo xD
Śpiewanie kołysanki rulez! Chociaż nie wiem czy tłum by tak zareagował, ale to chyba przyzwyczajenie do tego, że Jayu ma żonę, a nie patrzenie na chudą szkapę i modlitwa żeby nie zdechł. ;)
No i Mary chyba miała ten atak i potrzebowała morfiny! *Claudia mistrz* Już miałam nadzieję, że on się dowie, że ona umiera, taka nadzieja i jeb, poszli spać :'(
Jared po alkoholu... Lol, podaj mi namiary na te kolorowe pigułki co mu dorzucili do alkoholu bo widzę niezłą fazę! :D
U mnie zimna woda w twarz wcale nie działa ;_; What's wrong with me?
Już myślałam, że zrobi TO z tą prostytutką O.o Już sobie to wyobrażałam, ale na szczęście się powstrzymał <3 Dobrze, że zdecydowałaś się oddać mu rozum, bo Mary by się chyba zamknęła w sobie totalnie. O ile już tego nie zrobiła.
No i widać po opisach, że Dziad kocha swoją żonkę, bo ten moment kiedy ładnie opisuje jej tyłek xD
Ej no, właśnie, Scottuś na początku rozdziału był, a ja zapomniałam *hańba mi!*. Rozmowa - genialna :D On się bawił w Doktora!? PEDOBEAR !!! Do więzienia z tym satanistą!! A tak na serio, to więcej akcji z tym dzieciaczkiem please bo on jest uroczy i kochany, i w ogóle najlepszy :D + Będą kwiatki dla Dolores? Takie ładne zdjęcie Ci znalazłam :< xD
Dobra, tak ogólnie to rozdział fajny, jedynie przysram się do akapitów albo ich braków, ale chyba tylko ja jestem taka nierozgarnięta i się gubię w tekście :P
Akapity są tam, gdzie są niezbędne, a jako że w tym rozdziale nie robiłam przeskoków z jednej myśli na drugą, tylko tworzyłam płynne przejścia, uznałam, że akapity są zbędne ;)
UsuńWiesz, nie bardzo chcę się znów na ten temat wypowiadać, napiszę po prostu tak, mi się wydaje, że on wcale nie jest tak dobroduszny i bezinteresowny na jakiego pozuje, ale to tylko moja opinia, która wcale nie musi być słuszną i z którą nie trzeba się zgadzać ;)
Pożyjecie, zobaczycie :D
Bo ja lubię wielokropki, o czym pisałam Ci na Twitterze. Poza tym stawiam je tam, gdzie uważam, że pasują i skoro ja uważam, że pasują to pasują :P Tak robię spację, choć wiem, że się jej nie robi, ale bez spacji głupio wygląda dlatego ją stawiam. Taki buntownik jestem, a co!
To ją ogarniaj, babe, ja to wszystko przyswajałam dobre pół roku, a i tak wciąż robię błędy, chyba nigdy tego do końca nie załapię :)
W sumie to wcale niewykluczone, że Neil mu coś tam podrzucił do drinka :D
W przyszłym rozdziale będzie bardzo dużo Scotty'ego więc powinnaś być usatysfakcjonowana w tej kwestii :) Kiedyś na pewno jej go da :D
mimo że z Mary jest coraz gorzej jak się wydaję, to ja tak samo jak i Jared wierzę że z tego wyjdzie i nie będzie się musiała zmagać z chorobą i nie opuści rodziny. co do Courtney to jak zawsze uważam że jest za bardzo rozpieszczona i zawsze musi postawić na swoim, ale przynajmniej widać że jest bardzo związana z Jaredem i podobało mi się to, że w czasie występu poświęcił chwilę dla swojego dziecka ;) no i to co pisałaś o Echelonie z punktu widzenia Jaya pokazało że facet dojrzał i skupia się teraz na własnej rodzinie, bo teraz muzyka zeszła na 2 plan. i w sumie po części się zgadzam z tym co napisałaś, ale wiadomo, że jednak nie ze wszystkim xD
OdpowiedzUsuńNadzieja to dobra rzecz, zawsze warto ją mięć ;)
UsuńBo jest rozpieszczona i to wręcz ohydnie, ale inaczej być nie może. Mary chcę naprawiać nią błędy, które popełniała przy opiece nad Emily, a Jared, no cóż, każdy facet, który marzył o rodzinie rozpieszcza swoją małą córeczkę, z resztą nie tylko ją, Scotty'ego też ;)
O to właśnie mi chodziło, o uchwycenie tej różnicy, o pokazanie, jak bardzo zmieniła go rodzina ;)
I ja nie oczekuję, że wszyscy się będą ze mną we wszystkim zgadzać, to byłoby niezdrowe ;)