04.03.2021
Status archiwalnego bloga - siedemdziesiąt cztery rozdziały.

środa, 10 października 2012

147. Nadzieja to za mało

Marion:


- Ogólnie jest podobna do ciebie, ale nosek ma po moim Harrym.
- Wie, mama, teraz jakoś tak wydaje mi się być jego dokładną kopią - odpowiedziałam teściowej, kiedy tylko opuściłyśmy pokój Polly, w którym ta dopiero co zasnęła kamiennym snem.
- Tak ponoć jest, kiedy ludzie się rozstają. - Kobieta posłała mi delikatny uśmiech i obie skierowałyśmy się na dół do kuchni. Tam Scotty bawił się pod stołem ze Scoobym.
- Kochanie, mamusia i ciocia chcą wypić kawę, mógłbyś stamtąd wyjść?  - zwróciłam się do niego, gdy Josephine zajęła jedno z wolnych miejsc, a ja zbliżyłam się do kuchenki.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo to jest nasza skryjówka.
- A przed kim się chowacie? - zapytała go babcia jego siostry.
- Przed straszliwym Lordem Vaderem i jego straszliwymi kosmitami.
- No to lepiej nie wychodźcie.
Pokręciłam głową i postawiłam wypełniony wodą czajnik na gazie. Ekspres zepsuł się dwa miesiące temu. Harry miał go naprawić, ale raczej już tego nie zrobi.
- Dwie łyżeczeki, tak?
- Tak, kochanie. Teraz to mam takie nerwy, że tylko kawa trzyma mnie przy życiu. Deryl tak samo. Chciał tu przylecieć razem ze mną, ale przez pół roku czekał na to miejsce w ośrodku, a lekarz powiedział, że jeśli tam nie pojedzie, to ta noga już zawsze będzie mu dokuczać. Z bólem serca został we Francji, ale myślami cały czas jest tutaj. - Kobieta splotła ze sobą dłonie i wbiła wzrok w leżącego na brzuchu Scotta, którego dłoń spoczywała na grzbiecie ułożonego w podobnej pozycji psa. - On nie wierzy, że Harry to zrobił.
- A mama? - zapytałam nieco niepewnie.
- Dobre pytanie. No ciężko jest mi dopuścić do siebie myśl, że mój synek mógł coś takiego zrobić i... - Tu urwała i wzięła głęboki oddech. - Wierzę, czy nie wierzę, Harry to moje dziecko, co by nie zrobił, nie mogę się od niego odwrócić. Zresztą pewnie jako matka doskonale mnie rozumiesz. Wyobraź sobie, że Scotty robi coś złego, albo się go o to podejrzewa, skreślasz go na samym starcie i odtrącasz?
- Scotty nie robi niczego złego. Scotty jest grzeczny - wtrącił się mały, podnosząc głowę.
- Kotuś, nie wtrącaj się, jak się dorośli rozmawiają.
- Przepraszam - rzucił i wrócił do swojej zabawy.
- Nie, raczej nie - odpowiedziałam na wcześniej zadane pytanie.
- Tak samo jest ze mną. Nie twierdzę, że Harry jest niewinny, bo jak sama wiesz, wszystko wskazuje przeciwko niemu, ale nie mogę go zostawić bez wsparcia, to mój jedyny syn. Deryl nie dopuszcza do siebie jego winy, bo Harry wychowywał się wśród kobiet, od małego miał wpajany szacunek do każdej z nich. Ty patrzysz na to wszystko okiem zdradzonej żony, która dodatkowo dokładnie widzi te twarde dowody i wcale ci się nie dziwię, że nie wierzysz w jego niewinność. Ja jestem jego matką i mam wrażenie, jakbym znalazła się między młotem, a kowadłem. Nie jest mi lekko, naprawdę.
- Wiem, doskonale to wiem. - Płożyłam dłoń na nieco pomarszczonych dłoniach kobiety i spojrzałam w jej zielone oczy. Zazwyczaj radosne, dziś wypełnione smutkiem, niepewnością i strachem. Nawet nie potrafię wyobrazić sobie siebie na jej miejscu.
- Chciałabym, żeby już było po wszystkim, jaki by nie był tego finał.
- Ja tak samo. Naprawdę chciałabym wierzyć, że on tego nie zrobił, ale nie potrafię, po prostu nie potrafię.
W tym momencie po kuchni rozniósł się głośny gwizd czajnika, który sprawił, że Scooby Doo zerwał się z miejsca i zaczął głośno szczekać.
- Scooby, zdradziłeś naszą skryjówkę, teraz kosmitowie nas zjedzą! - pisnął wyraźnie niezadowolony Scotty. - Zepsułeś naszą zabawę. Idź sobie stąd! - Mały wyprostował ręce i wypchnął swojego ulubieńca spod stołu. Ten próbował tam wrócić, ale schemat się powtórzył, więc tylko cicho zaskamlał, podkulił ogon i opuścił pomieszczenie. - Już Courtney się lepiej bawi w skryjówki - rzucił mały, wdrapując się niezdarnie na krzesło. Tylko pokręciłam głową i zalałam wrzątkiem dwa duże kubki.
- No i teraz zamierzasz być obrażony na Scooby'ego?
- Tak i to śmiercionośnie!
- Mówi się śmiertelnie - poprawiłam go, podając parujące naczynie swojej teściowej.
- No to co - burknął i oparł łokcie o blat.
- Scotty, nie kładzie się łokci na stole.
Mały rzucił mi dosyć dziwne spojrzenie, po czym momentalnie zaczął płakać.
- Stary, co się dzieje, czemu płaczesz? - Przykucnęłam tuż przy krześle, które zajmował i przesunęłam dłoń po jego mokrym od łez policzku.
- Bo mi mówisz, że niedobrze robię. Ja nie jestem jeszcze tak dużo duży, żeby nie mylić mówienia - wydukał, pociągając nosem.
- Przepraszam, słonko, nie chciałam cię zasmucić. - Musnęłam jego policzek wargami, po czym mocno go do siebie przytuliłam. - Nie gniewasz się już na mamusie?
- Nie.
- No to bardzo się cieszę. A teraz idź pooglądać bajki.
- Mogę?! - Scotty otworzył szeroko oczy.
- Możesz, możesz.
- Superrrr! - Trzylatek prędko zsunął się z siedzenia i pobiegł do salonu, zostawiając mnie i moją teściową same.
- Urocze dziecko.
- Tak.
- Pamiętam, jak mój Harry taki był. Też miał takie jasne włoski i wszędzie go było pełno. Jak teraz sobie pomyślę, że może trafić do więzienia i to na tak długo, to aż mi serce pęka. - W oczach Josephine zaszkliły się łzy, a jej ciało przeszedł silny dreszcz, który wprowadził w ruch wszystkie mięśnie. - Nie dość, że straci wolność to jeszcze rodzinę, bo już zdecydowałaś się na rozwód, tak?
- Tak. Wie, mama, zależy mi na tym, by obeszło się bez procesu, ale wątpię, by Harry dobrowolnie oddał mi dziecko.
- A rozmawiałaś z nim o tym?
- Nie - odpowiedziałam, wsuwając palce w uchwyt niebieskiego kubka.
- Więc może powinnaś.
- Sugeruje, mama, żebym odwiedziła go w areszcie?
- Tak. Możesz pójść tam jutro ze mną, no i z Polly. Wiesz, jak Harry ją kocha, na pewno chciałby ją zobaczyć, przytulić - odpowiedziała, patrząc na mnie wzrokiem, w którym wyczytałam zachętę do zmiany zdania.
- Nie chcę, żeby Polly musiała przebywać w takim miejscu.
- A ja nie chcę, żeby był tam Harry, ale jest i z pewnością jest mu ciężko. Wizyta córki bardzo by mu pomogła, obie doskonale o tym wiemy. Nie proszę o to, byś mu wybaczyła, czy zrezygnowała z rozwodu, proszę tylko o to, byś umożliwiła mu spotkanie z dzieckiem. Może akurat przy okazji dogadacie się w kwestii rozwodu.
- Nie wiem, czy dam radę stanąć z nim twarzą w twarz, spojrzeć mu w oczy po tym, co zrobił mi, naszej rodzinie i tej biednej kobiecie. - Czując napływające do oczu łzy, mocno zacisnęłam powieki.
- Przynajmniej spróbuj. Nie chcę cię do niczego zmuszać, ale radziłabym ci to przemyśleć. Masz całą noc na to, by podjąć decyzję.
- Pomyślę nad tym - powiedziałam i upiłam łyk gorącej kawy.
    Trzy godziny później, gdy szykowałam się już do spania, zadzwonił mój telefon. Szybko wtarłam nałożony na dłonie krem i odebrałam połączenie wychodzące z telefonu domowego mamy.
- Słucham cię, mamuś.
- Cześć, kochanie. Właśnie dzwoniła moja lekarka, muszę się jutro stawić na badania kontrolne, więc nie będę mogła zabrać do siebie Polly.
- Poważnie? Cholera.
- A Josephine nie może z nią zostać? - zapytała, a ja usiadłam na rogu łóżka.
- Nie, idzie jutro do aresztu do Harry'ego. Chce, żebym też tam poszła i zabrała ze sobą małą.
- A ty tego chcesz?
- No nie bardzo, ale z drugiej strony domyślam się, jak on musi za nią tęsknić. Sama już nie wiem, co mam zrobić. - Przetarłam twarz dłonią i głęboko westchnęłam.
- Wiesz, jakie mam teraz zdanie na temat Jackobsona, no ale mimo wszystko to ojciec Polly i jeśli istnieje taka możliwość, powinien się z nią zobaczyć. Może przy okazji uda ci się ustalić coś względem rozwodu.
- Josephine też mi to zasugerowała. Więc jak myślisz, pójść tam?
- Ja bym poszła. Nie musisz mu się przecież rzucać w ramiona. Pozwolisz mu zobaczyć córkę, załatwisz to, co masz załatwić i po krzyku. Dave na pewno da ci wolne, szczególnie, gdy powiesz mu, że chcesz w tym czasie odwiedzić Harry'ego.
- Dave na pewno nie zrobi żadnego problemu, muszę tylko zadzwonić do Jareda, żeby zapytać, czy mógłby odebrać jutro Scotty'ego z przedszkola.
- Dobra decyzja, kochanie.
- Obym tylko jej nie żałowała. - Po raz kolejny głęboko westchnęłam, po czym pożegnałam się z matką i wybrałam numer Leto...



- Udało mi się załatwić godzinę. Nie pytajcie jak, bo jeszcze bym wyleciał z pracy - zaśmiał się Dorian, wprowadzając nas do budynku, w którym mieści się areszt. Mi nie jest do śmiechu, mimo wszystko strasznie boję się tego spotkania. Pół nocy nie spałam, a drugie pół męczyły mnie koszmary, przez które zaczęłam obawiać się tego, w jakim stanie psychicznym i fizycznym jest mój mąż. W jednym ze snów wyglądał jak śmierć, boję się, że tak jest w rzeczywistości i że to przestraszy Polly. - Jak już mówiłem pani Marion, wizyta odbędzie się w osobnym pomieszczeniu. Nie będzie tam innych czekających na wyrok ludzi, a policjanci będą stać za drzwiami, w których jest dość duża szyba. Samo pomieszczenie jest dostosowane do takich rodzinnych wizyt, więc nasza mała gwiazdeczka nie powinna czuć dyskomfortu, panie również.
- Polly! - pisnęła mała, kiedy White wskazał na nią głową. Mężczyzna się uśmiechnął i wszyscy zatrzymaliśmy się przed wielką kratą, której widok wywołał u mnie dreszcz. Zauważywszy to Josephine, posłała mi pocieszające spojrzenie i przesunęła dłoń po moim ramieniu. Pomogło.
Do krat podszedł uzbrojony funkcjonariusz, któremu Dorian pokazał przepustkę. Mężczyzna po dokładnym jej obejrzeniu, wcisnął mieszczący się na ścianie guzik i masywne, żelazne wrota otworzyły się na oścież.
Każdy mój krok był niepewny, przepełniony niepokojem. Kolana mi niemiłosiernie drżały, ale niosłam na rękach Polly, więc nie mogłam dać tego po sobie poznać. Żeby jeszcze nieco podnieść mój poziom stresu, drugi strażnik sprawdził nas wykrywaczem metalu, który zaczął głośno piszczeć, gdy znalazł się tuż przy mojej torebce. Nic dziwnego, zawsze mam tam klucze. Wyjęłam je i tym razem sprzęt nie wydał z siebie żadnego nieprzyjemnego dla uszu dźwięku. Po koniecznej, wymuszonej przepisami kontroli zaprowadzono nas do pomieszczenia, w którym miało się odbyć spotkanie, przed którym wymiotowałam dwa razy.
- Ja zostanę na korytarzu, to godzina dla rodziny - oznajmił nam uśmiechnięty Dorian, kiedy to policjant otworzył białe drzwi ze sporą szybą w samym ich centrum.
- Proszę wejść i poczekać. - Mężczyzna zaprosił nas gestem dłoni do pokoju, który faktycznie nie przypominał oglądanych w filmach sal wizytowych. Niezbyt duże, ale też i niemałe pomieszczenie pomalowane było na błękitno, a na środku stał dosyć elegancki stolik otoczony czterema krzesłami. Pod ścianami leżały nawet zabawki, co bardzo mnie zaskoczyło. Jedyną rzeczą, która świadczyła o tym, że znajdujemy się w areszcie była ulokowana w oknie krata.
Wszystkie trzy weszłyśmy do środka i od razu zajęłyśmy miejsca na krzesłach. Jospehine wyjęła ze swojej torby termos z herbatą karmelową i trzy rodzaje ulubionych ciast swojego syna.
- Zaraz przyjdzie tatuś - zwróciłam się do wiercącej się na moich kolanach Polly.
- Tata - powtórzyła radośnie, wsuwając do ust palec wskazujący. Josephine tylko się uśmiechnęła i wbiła wzrok w drzwi, wyraźnie nie mogąc się doczekać ujrzenia swojego syna, który stanął w nich po dwóch minutach.
- Harry, syneczku kochany! - Kobieta zerwała się z miejsca i gdy tylko policjanci zdjęli blondynowi kajdanki, natychmiast się do niego przytuliła. Blady jak ściana oparł brodę o jej głowę i mocno zacisnął powieki. Widok ten sprawił, że do oczu napłynęły mi łzy, ale szybko doprowadziłam się do porządku.
- Moja kochana córeczka do mnie przyszła. - Jackobson po wyjściu z objęć matki podszedł do mnie, a ja przekazałam mu rozweseloną Polly. - Tak bardzo za tobą tęskniłem - wydukał drżącym głosem, ściskając małą tak mocno, że zaczęłam się bać o to, że zaraz ją udusi.
- Tata - rzuciła i cmoknęła jego pokryty kilkudniowym zarostem policzek.
- Dziękuję, że ją przyprowadziłaś.
- Nie ma za co. - Przygryzłam dolną wargę i usiadłam z powrotem na krześle, kompletnie ignorując jego próbę objęcia mnie.
- Boże, jak ty wymizerniałeś. Gdybym wiedziała, to przyniosłabym ci porządny obiad - odezwała się Jose, po dłuższej chwili przyglądania się swojemu synowi.
- Jedzenie dają tu całkiem niezłe, ale jakoś nie mam ostatnio apetytu.
- Nic dziwnego. - Westchnęła i chwyciła w dłoń termos. - Herbatka karmelowa, twoja ulubiona, prosto z Paryża.
- Jesteś aniołem, mamo. A tata nie przyleciał?
- Chciał i to bardzo, ale nie mógł. Akurat na ten miesiąc dostał miejsce w tym ośrodku rehabilitacyjnym. On gotów był z niego zrezygnować byle tylko tu przylecieć, ale jego lekarz kategorycznie mu to odradził.
- I słusznie. Zdrowie jest najważniejsze. - Jackobson delikatnie się uśmiechnął  i przejął od matki aluminiowy kubek wypełniony aromatycznym napojem.
- Przyniosłam ci jeszcze ciasto własnej roboty.
Siedziałam z boku i obserwowałam ich interakcję, ale jakoś nie potrafiłam się do niej dołączyć. Coś jakby odjęło mi głos i umiejętność mówienia.    
- A jak Scotty? - zwrócił się do mnie Harry, co nieco mnie zaskoczyło, bo byłam pewna, że będzie kontynuował rozmowę ze swoją matką.
- Scotty! - zawtórowała mu Polly. Zawsze gdy słyszy, jak ktoś wymawia imię jej brata, automatycznie je powtarza.
- Ogólnie w porządku, teraz jest u Jareda.
- Super. A jak sobie radzi w przedszkolu? - zadał mi kolejne pytanie, ściskając w dłoniach rączki naszej córeczki.
- Dobrze, chociaż opiekunka jego grupy twierdzi, że ma problem z rozróżnieniem świata rzeczywistego od tego z Gwiezdnych Wojen.
- Normalne w jego wieku - odpowiedział i posłał mi delikatny uśmiech, którego nie byłam w stanie odwzajemnić.
- Przepraszam was na momencik, ale muszę skorzystać z toalety. - Josephine wstała z miejsca i skierowała się do drzwi, zza których cały czas obserwowało nas dwóch policjantów. Kiedy tylko się otworzyły i na powrót zamknęły, Harry spojrzał na mnie w zupełnie inny sposób.
- Marion, możesz mi nie wierzyć, ale ja naprawdę tego nie zrobiłem.
- Proszę cię, nie zaczynaj.
- Nie chcę cię stracić, nie chcę stracić was.
- Za późno, Harry - rzuciłam, odwracając od niego wzrok. W jego oczach było tyle bólu i smutku, że aż nie mogłam na nie patrzeć.
- Tak, adwokat powiedział mi, że dalej chcesz rozwodu, ale to naprawdę nie jest konieczne, bo ja tego nie zrobiłem.
- Harry, nie rozwodzę się z tobą przez to, że jesteś tutaj, tylko przez to, co zrobiłeś wcześniej z Alice i doskonale o tym wiesz. Nie chcę się teraz z tobą kłócić, chcę po prostu to wszystko załatwić i mam nadzieję, że nie będziesz robił żadnych problemów. - Splotłam ze sobą dłonie tylko po to, by Harry nie zobaczył, jak drżą.
- Skoro jesteś pewna, że tego chcesz.
- Tak, jestem. Nie mam ochoty ciągać się po sądach, ty pewnie też, więc chciałabym załatwić wszystko między naszymi adwokatami.
- Masz rację, tak będzie najlepiej.
- Tylko, że wiesz, pozostaje kwestia Polly, to znaczy opieki nad nią - rzuciłam niepewnie, bojąc się nagłej zmiany jego przychylnego nastawienia. - Możemy podzielić się prawami, że wtedy wiesz, miesiąc mieszka ze mną, mie...
- Nie, wolę, żeby mieszkała z tobą. Ty zapewnisz jej o wiele lepszą opiekę, niż ja. Kocham ją i to bardzo, ale muszę być realistą. Chcę, żebyś to ty się nią zajmowała na co dzień, ja proszę tylko o prawo do widywania jej.
- Oczywiście, tego ci przecież nie zabronię, bo skrzywdziłabym tym przede wszystkim Polly. No, ale nie wiem, jak to będzie z tymi wizytami, gdy pójdziesz do więzienia.
- Mam nadzieję, że jednak nie pójdę.
- Nadzieja to za mało, Harry.
- Wiem, doskonale o tym wiem. - Mężczyzna spuścił głowę i musnął wargami czubek głowy małej. Nie spodziewałam się, że pójdzie tak łatwo. Kamień z serca...



Jared:

- Courtney, skarbie, musimy już jechać - zwróciłem się do córki, gdy w dalszym ciągu zajmowała się swoją lalką i podniosłem z podłogi but, którego nie zdążyłem jej nałożyć.
- Lola.
- Lola już śpi, a musimy jechać.
Mała musnęła czoło plastikowej lalki wargami i uderzając podeszwą jednego buta o panele, podeszła do mnie, uważnie mi się przypatrując.
- Dzie ciemy?
- Po Scotty'ego do przedszkola.
Słysząc imię swojego starszego brata, szeroko się uśmiechnęła i skierowała w stronę drzwi.
- Ićmy.
- Nie zapomniałaś o czymś, Kopciuszku? - mówiąc to, zamachałem białym bucikiem.
- Nie cie.
- Nie chcesz założyć drugiego buta?
- Nie.
- Nie możesz jechać w jednym.
- Ciemu? - zapytała, patrząc na mnie badawczym wzrokiem.
- No bo buty nosi się po dwa.
- Ja cie jedno.
- Będzie ci niewygodnie w jednym.
- Nie. - Court, jak gdyby nigdy nic, odwróciła się do mnie plecami i znów ruszyła w stronę wyjścia. Głęboko westchnąłem i podniosłem się z pozycji półklęczącej. Uparta jak mamusia.
- Otwóś.
- Już otwieram, otwieram. - Chwyciłem leżące na szafce kluczyki i wsunąłem but w kieszeń szarej bluzy, licząc na to, że uda mi się go jej założyć w samochodzie.
- Ląćka. - Gdy tylko zamknąłem drzwi, Courtney wyciągnęła dłoń, jak zwykle czekając na to, aż ją złapię. Dopiero gdy maleńka rączka znalazła się w mojej, ta zrobiła krok. Mary nauczyła ją, że na dworze nie może chodzić sama i zawsze musi trzymać kogoś za rękę i ta dokładnie to egzekwuje, nawet jeśli na marsz składają się trzy kroki. Właśnie tyle dzieliło nas od zaparkowanego przed domem samochodu.
- I teraz hops do góry. - Podniosłem roześmianą córkę i ulokowałem ją w przytwierdzonym do tylnego siedzenia foteliku. Zaraz po zapięciu pasów, korzystając z tego, że Courtney zapatrzyła się w przelatującego za szybą ptaka, nałożyłem jej brakujący bucik, po czym zająłem miejsce za kierownicą.
- Eeejjjjj - jęknęła, wymuszając tym na mnie odwrócenie się w jej stronę. Wzrok wbity miała w swoje stopy, które zwisały w powietrzu.
- O, masz dwa buciki, to czary!
Courtney przechyliła nieznacznie głowę, wydęła wargi i zmarszczyła brwi. Ta mina zdawała się mówić - bujać to ja, a nie mnie. Przez chwilę tak na mnie patrzyła, po czym wypuściła głośno powietrze, wykonując przy tym zabawne ruchy głową. Widząc to, cicho się zaśmiałem, Court naśladowała tym swoją matkę. Mary zawsze robi taką miną, kiedy nasz mała łobuziara coś zmaluje.
- Mała Mary.
- Jeśtem Coultney! - rzuciła z niemałym oburzeniem i zaciętą miną.
- No wiem, wiem, księżniczko.
Na jej twarzyczce znów zagościł uśmiech, a ja odpaliłem silnik.


- A ty, co tam masz, mistrzu? - zapytałem, widząc w rękach syna niezidentyfikowanych obiekt.
- Rzeźbę.
- Rzeźbę?
- No, z plansteliny. Podoba ci się? - Scotty wyciągnął rękę, z dumą prezentując bezkształtną sklejkę stworzoną z czterech różnokolorowych kawałków plasteliny.
- Pewnie.
- Ale ci jej nie dam, bo to jest dla pani mamy Harry'ego - powiedział, po czym posłał uśmiech schowanej za mną Courtney, którą nieco zawstydziła tak duża liczba dzieci kręcących się po placówce.
- Dobra, a teraz założymy buty i jedziemy.
Scott skocznym krokiem podszedł do ławeczki i podał mi swoje adidasy. Przykucnąłem i nałożyłem mu je na stopy, czując jak palce Courtney coraz mocniej wbijają się w moje udo. Już miałem się do niej odezwać, kiedy usłyszałem za sobą kobiecy głos.
- Dzień dobry, panie Leto.
Szybko się odwróciłem i zobaczyłem uśmiechniętą blondynkę. Doskonale ją pamiętałem, to Rebecka Sanchez, matka ukochanej mojego syna.
- Dzień dobry. - Podniosłem się z podłogi i delikatnie uścisnąłem jej wyciągniętą dłoń, co sprawiło, że Courtney uniosła głowę i zaczęła się jej przyglądać.
- Cześć, jak masz na imię? - padło z ust eleganckiej blondynki, jednak Courtney zamiast jej odpowiedzieć, znów się za mną schowała, wcześniej wsuwając palec wskazujący do ust.
- To jest moja siostrzyczka Courtney - odpowiedział za nią Scotty i zaraz potem wyszczerzył ząbki, bo jak się okazało, tuż obok pani Sanchez stanęła mała brunetka.
- Właśnie wybieramy się z Dolores do pobliskiego parku, może ma pan...
- Wystarczy Jared - przerwałem jej z delikatnym uśmiechem.
- Może masz ochotę wybrać się z nami? Dzieci się razem pobawią, a my napijemy się kawy, w końcu wszystko wskazuje na to, że kiedyś będziemy rodziną, więc wypadałoby się lepiej poznać.
- W sumie to czemu nie.
    Po dziesięciu minutach my popijaliśmy kawę ze styropianowych kubków, a dzieci bawiły się na ślizgawce. To znaczy bawili się tylko Scotty i Dolores, Courtney siedziała pod plastikowym zjazdem z miną zbitego psa.
- Chyba jest zazdrosna - rzuciła Rebecka, przenosząc wzrok na moją córkę.
- Courtney?
Kobieta przytaknęła.
- Może trochę. Jest bardzo zżyta ze Scottem i nie lubi się nim dzielić.
- Oczywista rzecz. Też byłam kiedyś zazdrosna o swojego starszego brata. Gdy bawił się z innymi dziewczynkami, robiłam dramatyczne sceny. Jedną jego koleżankę zepchnęłam z huśtawki i położyłam jej pająka na głowie.
- No mam nadzieję, że Court nic nie zrobi twojej córce.
- Dolores nie jest moją córką.
- Nie? - Spojrzałem nieco zaskoczony na Becky, a ta pokiwała głową.
- Jej prawdziwa matka zostawiła ją i jej ojca, gdy Dolores miała roczek. Uciekła do Europy z jakimś Portugalczykiem.
- Nie wiedziałem - rzuciłem nieco zakłopotany, wbijając wzrok w ziemię.
- Nie szkodzi. Nie rozpowiadamy tego, bo chcemy, by Dolores miała normalne, szczęśliwe dzieciństwo.
- A ona o tym wie?
- Tak, oczywiście. Przez pół roku po odejściu Caroliny byłam jej nianią, dopiero później wyszłam za jej ojca. - Blondynka posłała mi uprzejmy uśmiech, po czym oboje przenieśliśmy wzrok na dzieciaki...


- A ty, co stoisz przy drzwiach, jak jakiś szpieg? - zapytała Mary, opierając podbródek o moje ramię. Nie odpowiedziałem, tylko wskazałem głową na siedzących na podłodze Courtney i Scotty'ego, pogrążonych w niezwykle poważnej rozmowie.
- Courtney, no daj mi ten pierścionek.
- Po ćo?
- Chcę się oślubić z Dolores, ale najpierw muszę jej dać pierścionek - wyjaśnił małej brat.
- Nie pośwalam ci, Scotty.
- Dlaczemu?
- Bo jeteś moim blatkiem i ja nie cie ty się ślubił - wydukała Court, wbijając wzrok w plastikowy pierścionek, który leżał na podłodze tuż przy jej nóżce, niedaleko której kicał mały królik.
- Każdy się musi oślubić, Courtney.
- Nie, ty nie.
- A ty?
- Ja się oślubie z tatusiem, jak bede duzia. 
- Przecież twoja mamusia jest oślubiona z tatusiem.
- No i ćo. Ja kocham tatusia i bedziemy się ślubić - oznajmiła z taką powagą, że oboje z Mary zaczęliśmy się śmiać.
- Rośnie mi konkurencja.
- Na to wygląda. - Przechyliłem głowę i zetknąłem ją z czubkiem głowy Mary, której dłoń spoczęła na moim brzuchu. Przymknąłem powieki i delikatnie się uśmiechnąłem. Mam dwójkę ślicznych dzieci, dla których jestem chodzącym ideałem, wspaniałą żonę, która kocha mnie nad życie, a za dwa dni znów zacznę intensywniejszą pracę. Na chwilę obecną nie mógłbym być już bardziej szczęśliwy. Jest idealnie...




..........
- Taka sala rodzinnych spotkań to wytwór mojej wyobraźni. Nie mam zielonego pojęcia, czy w rzeczywistych aresztach takowe pomieszczenia istnieją. Jeśli nie, to sami wiecie, fikcja literacka :)
 - Skryjówka to zapożyczenie z Włatców Móch.
 - Jared znów jako nudny tatusiek, no cóż, właśnie do tego od początku ewoluował, właśnie tym miał się stać po okresie bycia nieodpowiedzialnym, egoistycznym, zimnym draniem. Postać musiała się zmienić, bo właśnie o to w tym wszystkim chodzi, do tego to wszystko się sprowadza. Nudno, nie nudno tak ma być. I to jest ostatni raz, kiedy się z tego tłumaczę, bo to ma być przede wszystkim moja wizja, a ja widzę to właśnie tak. Jeśli ktoś to kupuje, to super, jeśli nie, trudno, w sieci jest wiele opowiadań, na pewno każdy coś dla siebie znajdzie.
- Brak ogonków w niektórych słowach wypowiadanych przez Courtney, to oczywiście zabieg celowy.  

18 komentarzy:

  1. ojej, w końcu jakieś porządne opowiadanie, gdzie jest co poczytać. Od jutra zabieram się za nadrabianie zaległości xd.
    Sekcja rozmów dzieci jest zabójczo napisana, ma się ochotę, żeby się nie kończyła nigdy.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, bardzo miło mi to czytać, choć jest wiele innych godnych uwagi opowiadań, są u mnie w polecanych :) Co do zaległości, początki były trudne. Kiepski styl, zero pojęcia o interpunkcji, niepoprawne zapisy dialogów, z resztą, co będę wypisywać, wszystko jest w powitalnym wpisie na onetowskim adresie bloga. Mam nadzieję, że się nie zrazisz :)
      Bardzo się cieszę się podoba, w całym opowiadaniu (od momentu pojawienia się Scotty'ego) jest mnóstwo takich dziecięcych dialogów i monologów, więc powinnaś być zadowolona :)
      Dziękuję za chęć zapoznania się z tak dużą ilością rozdziałów, mam nadzieję, że to przetrwasz ;)
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Ja tam kupuję to w całości. Od pierwszej litery, do ostatniej kropki. Podoba mi się taki Jared. Przez to, że jest taki zwykły, staje się wyjątkowy. Ale martwię się o Mary, na początku strasznie mnie denerwowała, ale teraz bardzo ją polubiłam i przez tą chorobę, z każdym kolejnym rozdziałem boję się, że umrze.
    Dzieciaki za to są świetne. Ich rozmowy są bezsprzecznie genialne.
    Tak trzymaj.
    Pozdrawiam cierpło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie bardzo mnie to cieszy :)
      Nawet nie wiesz, jak cieszy mnie zmiana Twojego stosunku do Mary. (Znów cieszy, ale trudno, w komentarzach nie muszę przestrzegać aż tak bardzo poprawności :D ) Właśnie na to liczyłam, że czytelnicy z biegiem rozdziałów będą zmieniać zdanie na jej temat. W sumie z początku mogła się wydawać odpychająca, ale w miarę poznawania jej historii wszystko nabierało zupełnie innego wymiaru. Przynajmniej ja to tak odbieram. Z resztą, ja sama uwielbiam Mary i jakoś ciężko mi pojąć, że ktoś może jej nie lubić, ale po prostu zapominam, że każdy ma inny gust. Jeez, coś chaotycznie dzisiaj piszę, ale nieważne :P
      Tak, uwielbiam pisać kwestie dzieciaków, to chyba ta moja niezmierna tęsknota za dzieciństwem ;)
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Czy mówiłam już to, że cieszę się z powodu szybkiego dodawania kolejnych rozdziałów? Mam namyśli to, że nie każesz nam czekać pół wieku, a systematycznie podajesz nam pyyyszne rozdziały! :)). Trochę zazdroszczę Ci tych rozdziałów na zapas, u mnie ostatnio to jeden rozdział na miesiąc jest cudem >.<. Ale wracając do opowiadania...
    W sumie wcześniej nie rozmyślałam nad tym, jaka jest teściowa Marion, jakoś chyba nawet nie wydawało mi się to potrzebne, jednak ta cała rozmowa wyszła Ci bardzo realistycznie. Podoba mi się to, że nie przynudzasz i w każdym rozdziale próbujesz coś dodać tak, aby zawsze było ciekawie. Matka Harry'ego wydaje się być naprawdę bardzo sympatyczną matką, w dodatku jest prawdziwą matką, bo nie wypięła się tyłkiem na syna, chce mu pomóc. Reakcji Marion się nie dziwię, sama nie wiem, jak zareagowałabym na to wszystko, czy złożyłabym pozew o rozwód... Dobrze, że pamiętają o tym, że dobro dzieci jest najważniejsze. Bo czasami to bywa jak w Trudnych Sprawach, krzyki, piski i cholera wie co jeszcze. (Aczkolwiek mimo wszystko czasami lubię sobie zryć tym głowę :P).
    Co do dzieciaków, to kuuurczę! Zrób może jakiś dodatek, hm? Caaaaaalutki rozdział poświęcony tym słodziakom *,*. Scotty to jak dla mnie synek idealny :D. A ta scenka z Courtney, kiedy wychodziła z Jaredem z domu - MEGA. Jak to sobie wyobraziłam, to przypomniałam sobie, że gdy byłam mała, było coś podobnego między mną a moim tatą :D. A ile ja wtedy mleka piłam... Do piątego roku życia do wydoiłam chyba tryliard krów, że aż kumpel taty śmiał się, że taniej jemu wyjdzie kupić krowę, niż tak ciągle mleko dla wiecznego głodomora :D. Ostatnia scenka również genialna!
    Shadow martwi się o Mary, ale ja jakoś nie mam takich przeczuć. Wydaje mi się, że wszystko jest w dobrym porządku... :).
    Pozdrawiam! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz staram się przełamać lenistwo i dodawać rozdziały co tydzień, ale nie zawsze się niestety udaje, choć teraz idzie mi całkiem nieźle :)
      Nie mogłabym nie mieć zapasu. Dziwnie bym się czuła, nie mając co publikować.
      Nie przynudzam? Miło przeczytać taką opinię :)
      Dodatku nie będzie, ale niedługo szykuje się rozdział z perspektywy Scotty'ego ;) W sumie nie będzie to jakiś długi fragment i nie wniesie nic nowego do tekstu, ale myślę, że miłośnikom Scotta się spodoba, to znaczy taką mam nadzieję :)
      Tamtego dnia po prostu wpadł mi do głowy obraz Courtney z jednym butem i musiałam to wykorzystać :)
      Co do mleka, od wczoraj zapijam się czekoladowym <3
      Cieszę się, że się spodobała, nie mogłam się powstrzymać przed jej napisaniem, chciałam mieć takie dialog Scotta i Courtney na poważny temat :)

      Usuń
  4. Mnie to się spodoba wszystko, co związane ze Scotty'm :D.
    Co do mleka, to polecam o smaku pistacjowym, bądź pistacjowo-kokosowym. Przejechałam na tych chyba caaaały wrzesień :D. I kurcze, smaka teraz mam, a w domu braki >.<.

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo miła kobieta z tej mamy Harry'ego, no i cieszę się że Marion zdecydowała się odwiedzić go wspólnie z Polly w areszcie. wcale mnie nie zdziwiło to, że Harry tak szybko się zgodził na to żeby jego córka mieszkała z Marion, bo jednak ma świadomość, że tam jej będzie lepiej. i ogólnie to współczuję Marion, że ma takiego pecha do facetów...
    dzieciaki jak zwykle genialne, a ostatni to już w ogóle mnie powalił xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marion mimo wszystko najbardziej zależy na dobrze Polly, tak samo Harry'emu ;)
      Cieszę się, że sceny dzieciaczkowe przyjmowane są z takim entuzjazmem, bo uwielbiam je tworzyć ;)

      Usuń
  6. Na miejscu Marion nie poszłabym do tego aresztu. Jestem bardzo emocjonalna i kieruję się często dumą i gdybym została zdradzona, to nawet nie chciałabym widzieć swojego męża. Zapamiętuję na długo krzywdy mi wyrządzone i właściwie zawsze potrafię je wyciągnąć na wierzch, nawet po kilku latach, przy okazji jakiejś innej kłótni. Nie radzę sobie z byciem ranioną. Ale doceniam postawę Marion. Skoro nie miała ochoty tam iść, to przynajmniej poszła tam dla Polly, żeby zobaczyła ojca. Ja bym nie była zdolna do takiego poświęcenia.
    Scena powitania Harry'ego z matką i córką bardzo mnie wzruszyła...aż mi się oczy zaszkliły. Ostatnio mam ochotę czytać właśnie takie emocjonalne sceny, więc idealnie trafiłaś :) Harry zachował się naprawdę w porządku w kwestii opieki nad małą. Tak też bym nie potrafiła się zachować xD Boże, jaki ja mam paskudny charakter...
    A Courtney jest urocza. Tak samo jak rozkoszna jak Scotty. Ja chcę takie dzieci! :D I Jared mi strasznie pasuje na ojca, co już chyba kiedyś mówiłam.
    Hm, czy wątek z Rebecką będzie jakoś dalej pociągnięty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, ale Marion kierowała się w tej sytuacji przede wszystkim dobrem Polly.
      Ja mam ostatnie fazę na pisanie takowych. Te luźne (które tworzę obecnie na MWADG) idą mi jak krew z nosa, a te takie z nutką emocji, pisze mi się naprawdę dobrze :)
      Nie, nie będzie, ta rozmowa była mi tylko potrzebna do tego, by czytelnik mógł sobie wyjaśnić sytuację, która pojawi się w późniejszym rozdziale ;)

      Usuń
  7. Boże, nadrobiłam! Nie czytałam tego opowiadania odkąd się przeniosłaś i szczerze... żałuję. Genialnie mi się to czytało! :D
    Dobra, od początku... albo nie, bo rozdziały mi się w głowie wymieszały i stworzyły spójną całość. Ja i moja pamięć...
    No to może kilka uwag, o.
    Wiesz, że kocham Scotta? Wiesz <3 Rozumiem, że to są mądre dzieci, ale chyba za bardzo :D Od razu tak wszystko rozumieją i przepraszają... ale zauważyłam też, że idziesz do przodu z akcją, a nie opisujesz każdy dzień po kolei, więc takie męczenie tych dzieci, żeby przeprosiły byłoby po prostu... nudne. Musiałabyś opisywać dzień po dniu i to bardzo dokładnie, a zazwyczaj nie ma się na to pomysłu, czasu i ochoty. Także ten - dzieciaczki są ok., już się ich nie czepiam ^^
    Hmm.. Taka jedna rzecz mnie interesuje. Jeśli jest dialog i przyjmijmy, że ktoś coś mówi to po myślniku opis i te inne pierdoły jak "powiedział/rzekł" to z małej czy z dużej litery? Bo jedni piszą tak, inni tak i nie wiem w końcu.
    Kocham te nudne scenki rodzinne. No kocham to! Pieprzyć akcję, uwielbiam takie zwykłe życie, no po prostu kocham! :D Dlatego tak mało książek mi odpowiada...
    Ta sala do rozmów... nie przysram się, bo nie byłam w więzieniu, ale wydaje się być ok i nie wszystko musi być takie surowe, twarde. :)
    Co do akcji gwałtu - wow? Tak, to chyba jedyne co jestem w stanie napisać. Nieźle to sobie obmyśliła, cwana bestia...
    Wiem, że nie po kolei, bez ładu i składu, ale inaczej nie potrafię :P Zwłaszcza jak coś nadrabiam, wtedy właśnie mi się to miesza, coś mi świta i cały czas przypomina coś nowego.
    No i Courtney jest strasznie niedobra! Jak ona się ślubi z tatuśem, to ja ze Scottem :D
    Fajnie zapisujesz te dialogi dzieciaków :)
    Noo, chyba wszystko. Dawaj następny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło :) Nie spodziewałam się, że stanie się to tak szybko i że w ogóle się stanie :)
      Zgadza się, tu był spory przeskok czasowy, w opowiadaniu Scotty skończy za cztery miesiące cztery latka, więc jest już rozumnym dzieckiem, które wie, że jak się zrobi coś nie tak, wypadałoby przeprosić, choć przyznaję, że we wcześniejszych rozdziałach mogłam gdzieś z deczko popłynąć, ale od czego jest fikcja literacka? ;) Zawsze podaję tu przykład Danny'ego ze Lśnienia.
      Jeżeli piszesz po myślniku "powiedział" to zdania sprzed myślnika nie kończysz kropką i powiedział piszesz z małej (w przypadku wykrzykników czy znaków zapytania robisz to samo), a gdy np po myślnik opisujesz czynność, która nie jest związana z wypowiadanym zdaniem, wtedy stawiasz kropkę i po myślniku piszesz zdanie wielką literą. Z resztą nie wiem, czy coś zrozumiesz z tego chaosu, więc polecam Ci ten post:
      http://marsowe-historie.blog.onet.pl/PORADNIK-Jak-poprawnie-zapisyw,2,ID457026044,DA2012-03-06,n
      Akcję od czasu do czasu też się staram wprowadzać, ale teraz o wiele bardziej wolę się skupiać na uczuciach bohaterów i ich myślach. A rodzinne scenki być muszą, bo tak i cieszę się, że są osoby, którym taki układ odpowiada :)

      Usuń
  8. Wreszcie mam czas i chęci, by zabrać się za komentowanie. Jest piękna, wolna niedziela, ja jestem wypoczęta i wyspana i z kubkiem kawy obok mnie, co daje mi dodatkową motywację i siły.
    Chyba zacznę dzisiaj od samego końca, bo strasznie na mnie podziałały ostatnie zdania. Tak, na chwilę obecną jest idealnie, przynajmniej dla samego Jareda. Myśli, że wszystko idzie tak gładko i pięknie, a to tylko fałszywa otoczka, która pęknie, jak tylko prawda wyjdzie na jaw. Domyślam się, że patrzenie na to, jak ktoś gaśnie nam w oczach musi być straszne, ale jeszcze gorsze jest to, że myślimy, że jest dobrze, a nagle dostajemy potężnego, wręcz zabójczego kopa od życia. Dlatego po raz kolejny ( nie zabijaj mnie) powiem, że Mary popełnia straszny błąd. Takich rzeczy nie można usprawiedliwiać, takie jest moje zdanie. Ok, wygłosiłam moralną tyradę po raz wtóry, teraz mogę iść dalej. Zazdrość o rodzeństwo jest rzeczą jak najbardziej naturalną, sama jej doświadczyłam, jeśli chodzi o moją starszą siostrę. Podoba mi się to u Ciebie, że tak wiele wiesz na temat pewnych zachowań dzieci, co jest bardzo pomocne przy tym, jak opisujesz je tutaj. Sama coś wiem na ten temat.
    Co mi się również podobało w tym rozdziale, to były to słowne pomyłki Scotta. Ja po prostu uwielbiam, kiedy dzieci tak się mylą, bo często to jest bardzo zabawne. Sama nie raz byłam ich świadkiem. Scotty to bezwzględnie jedna z najlepszych postaci w tym opowiadaniu.
    Jeśli zaś chodzi o Marion, to współczuje jej. Pamiętam, jak kiedyś wspominałaś mi o pewnych planach dotyczących jej i Harry'ego i mam nadzieję, że ten rozwód jednak dojdzie do skutku. Ten facet kategorycznie na nią nie zasługuje. Nie mówię, widywać się z dzieckiem ma prawo, bo jednak jest tym ojcem i dobrze, że się dogadali, ale na Marion nie zasłużył. Niech da jej spokój, dziewczyna ma prawo wreszcie ułożyć sobie życie. To chyba jedna z najbardziej pechowych postaci, którą wykreowałaś. Po rozmowie z teściową, którą przeprowadziła, mam dziwne wrażenie, że ona sama nie chce do końca wierzyć w winę jeszcze aktualnego męża. Tylko po prostu nie przyznaje się do tego przed ludźmi, bo sama ma mętlik w głowie.
    Teraz czekam na dalszy rozwój sytuacji. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podziałały, bo właśnie o to mi chodziło. Chciałam, by czytelnik poczuł coś w rodzaju bólu związanego z tym, jak bardzo myli się Jared, w jak błędnym przekonaniu żyje. Chyba troszkę przeceniam znaczenie tego opowiadania, ale cóż, takie prawo każdego autora, nawet tak skrajnego amatora grafomana jak ja.
      Nie zamierzam Cię zabijać, bo to jest bardzo dobra reakcja, każdy zdrowo myślący człowiek uzna, że Mary robi źle :)
      No niektórzy twierdzą, że właśnie nic na ten temat nie wiem, ale cóż. Uwielbiam dzieci, uwielbiam je obserwować, rozmawiać z nimi, tylko przy nich tak naprawdę czuję się dobrze, o czym z resztą dziś pisałam w swoim kolejnym żałosnym monologu, którym planuję się dziś podzielić z innymi, choć nie wiem po co.
      Scotty to zdecydowanie najlepsza postać w tym opowiadaniu, choć i w nim znajduję minusy, ale patrząc na to obiektywnie, jest najbardziej przemyślany. Przynajmniej ja tak to widzę.
      Nie bardzo kojarzę, o jakie plany chodzi, ale to wina dzisiejszego zakręcenia.
      Zdecydowanie najbardziej pechowa,na takowych postaciach znam się najlepiej.
      Co do tego wrażenia, no cóż, w sumie to tego nie wiem nawet ja sama. Czasami bohater zaczyna żyć swoim własnym życiem i nawet jego twórca nie do końca wie, co może czuć. Jak dziwnie to nie brzmi ...

      Usuń
  9. Przeczytałam rozdział jak się tylko pojawił, ale życie prywatne, że tak powiem nie pozwoliło na skomentowanie. Dzisiaj przeczytałam też komentarze i Twoje zdanie, że ciężko Ci pojąć, że ktoś nie lubi Mary i przypomniała mi się nasza 'konwersacja' na ten właśnie temat :) bo ja Mary nie lubię i już raczej nie polubię biorąc pod uwagę jej zachowanie, które z biegiem czasu się nie zmienia. Tak samo jak Jo uważam, że okłamywanie Jareda w związku z chorobą jest POTWORNYM błędem i wyrządza mu okropną krzywdę ale cóż... Nie polubię jej za to, ojjj nie.
    Wpadło mi dzisiaj do głowy takie dziwne pytanie do Ciebie. Bo wiesz, każdy kto czyta opowiadanie pewnie sam ma już w głowie jakieś gotowe jego zakończenie. Ja też mam i w moim wyobrażeniu Mary umrze, nie to żebym jej tego życzyła, nie, bo to pewnie załamie Jareda a tego nie chcę. Ok zakładam, że moja wizja końca będzie tą prawidłową i Mary umiera i ciekawi mnie czy w związku z tym planujesz jakieś dalsze losy Jareda opisać? Czy na tym się skończy? Hah! Dziwne to. Zrozumiem jeśli nie chcesz zdradzać zakończenia, to w sumie byłoby bez sensu ale mnie to tak ciekawi... zaręczam Ci, że nawet gdybyś mi tu już wstawiła ostatni rozdział opowiadania to ja i tak czytałabym pozostałe rozdziały, brakujące do końca fabuły, za fajnie piszesz żeby to sobie odpuścić.
    Tyle ode mnie na dziś. Pozdrawiam i standardowo weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, nie musisz się tłumaczyć ;)
      Ja szanuję to, że ktoś jej nie lubi i to w pełni akceptuję, chodzi tylko, że dla mnie ona jest bardzo wyjątkową postacią i mam do niej bardzo subiektywny stosunek.
      Masz rację, niczego nie zdradzę, wszystko wyjdzie w swoim czasie ;)
      Bardzo mi miło, że tak uważasz, naprawdę :)
      Również pozdrawiam i dziękuję :)

      Usuń