Rozdział zawiera fragmenty +18
Jared:
Zatrzymałem auto na samym środku podjazdu i wybiegłem z niego, kierując się prosto do pokoju Courtney.
- Piżama i Pan Ciastek - mamrotałem pod nosem, rozglądając się dookoła pomieszczenia, mimo iż doskonale wiedziałem, że obie te rzeczy leżą na łóżeczku; piżama pod, a zabawka na poduszce. Nie byłem w stanie się skupić, logiczne myślenie stało mi się zupełnie obce.
- Weź się w garść, kretynie. - Głęboki oddech, rozluźnienie napiętych mięśni, chwila wyciszenia i... trzask drzwi wejściowych. Odwróciłem się i zrobiłem krok ku korytarzowi.
- Już jestem - z dołu doszedł mnie głos mamy. Wesoły i radosny. - Jared?
- Tu jestem - odpowiedziałem jej drżącym głosem i wychyliłem się zza barierki ochronnej. Moja rodzicielka spojrzała w górę, po czym odłożyła na szafkę sporą, kolorową paczkę i powoli weszła na schody. Dopiero będąc w ich połowie, zauważyła moje roztrzęsienie.
- Synku, coś nie tak? - zapytała, przyspieszając kroku.
- Courtney jest w szpitalu. - Przekręciłem nieduży zamek, który po ustąpieniu umożliwił otwarcie drewnianej bramki.
- W szpitalu? Matko boska, co się stało?!
- Dusiła się. Przestała oddychać i... - Tu mój głos kompletnie się załamał, z oczu spłynęły łzy, a drżące ciało znalazło się w ramionach mamy. Jej dłoń delikatnie przesuwała się po moich plecach, zmniejszając nieco poczucie strachu, ale nie wyeliminowała go całkowicie. - To moja wina. To wszystko przeze mnie.
- Kto tak powiedział? Mary? - Mama odsunęła mnie od siebie i położywszy dłonie na ramionach, spojrzała mi głęboko w oczy.
- Nie, ja. Ona zaczęła się dusić, bo ja zacząłem wrzeszczeć na Mary. Gdyby nie to, nic by jej się nie stało.
- Znów poszło o dziecko, tak? Jared, miałeś jej już dać z tym spokój.
- Nie, nie poszło o dziecko. Mary... A z resztą, nie mam czasu teraz tego tłumaczyć, muszę zabrać rzeczy Courtney.
- Jak to zabrać? To ona zostaje w szpitalu? Co w ogóle powiedział lekarz? - W jej głosie słychać było wielkie przerażenie. Stan naszej córeczki martwi ją tak samo jak mnie i moją żonę.
- Lekarz podejrzewa astmę i chce jej zrobić wszystkie badania, dlatego musi zostać tam na noc.
- Biedactwo. I to jeszcze w urodziny. No to bierz, co masz brać i jedziemy. - Mama pchnęła mnie delikatnie w stronę pokoju Court.
- Nie, mamuś, ty zostań. Odbierzesz królika i jakbyś mogła, odwołaj wszystkich gości.
- Dobrze - rzuciła z niezbyt dużym entuzjazmem. - No, ale może chociaż cię podwiozę, co? Nie powinieneś prowadzić w takim stanie.
- Nic mi nie jest, dam sobie radę.
- Jak uważasz. Tylko bądź ostrożny. - Dłoń mamy musnęła mój policzek, a ja przesunąłem po niej swoje palce. Zawsze mogę na nią liczyć, zawsze.
- Gdzie teraz jesteście? - zapytałem, gdy tylko Mary odebrała telefon.
- Właśnie idziemy do sali sto dwanaście na pierwszym piętrze.
- Zaraz tam będę. - Zakończyłem połączenie i wbiegłem na schody, przepraszając ludzi, przez których musiałem się przepchać. W połowie korytarza zobaczyłem żonę i córkę. Obie blade i wyraźnie zmęczone.
- I jak się czuje mój aniołek? - Przejąłem przestraszoną Courtney z rąk matki i mocno przytuliłem.
- Śtlaśne - wydukała, tuląc twarz w moje ramię.
- Robili jej przed chwilą prześwietlenie, teraz może już iść na salę odpocząć. - Mary przetarła prawą dłonią swoje lewe ramię i zagryzła spierzchniętą wargę.
- A ty, jak się czujesz?
- Dobrze, trochę tylko mnie mdli, ale to ze stresu. - Na usta blondynki wkradł się delikatny uśmiech, ale bardzo szybko z nich znikł, ustępując miejsca strapieniu.
- Ja też mało co nie zwymiotowałem w domu. Będą jej robić jeszcze jakiś badania?
- Nie, chyba nie.
- To dobrze. - Przesunąłem dłoń po włoskach Courtney i posłałem Mary pocieszający uśmiech. - Zaraz położysz się do łóżeczka, skarbie, razem z Panem Ciastkiem.
- A Bugsiu? - spytała drżącym głosikiem.
- Bugsiu został w domu i razem z babcią pilnuje Loli.
- Dobzie. Ja cie bajke.
- Zobaczymy, co da się zrobić. - Po tych słowach razem z Mary zanieśliśmy ją do sali dla dzieci, w której stały cztery puste łóżeczka. Przy jednym stała pielęgniarka poprawiająca kolorową pościel.
- Państwo Leto? - spytała, odrywając się od wykonywanej czynności.
- Tak.
- To łóżeczko dla państwa córki, będzie tu leżeć sama. Jak państwo widzą, mamy też kanapę, w razie gdyby któreś z państwa zechciało zostać tu na noc.
- A jest telewizor? Mała chciałaby obejrzeć bajkę.
- Oczywiście, że jest. - Siostra odsunęła się od łóżka i stanęła przy wiszącej szafce, w której znajdował się telewizor i odtwarzacz DVD. - Mamy tu kilkanaście bajek do wyboru, Courtney na pewno znajdzie coś dla siebie.
- Jest już moja kochana wnusia. - Gdy tylko weszliśmy do domu, mama przejęła Courtney z rąk Mary i zaczęła ją czule do siebie tulić. - Dlaczego jesteś taka smutna?
- Bo ma depresję - odpowiedziała za nią moja żona, a ja zamknąłem drzwi. - Potwierdziły się przypuszczenia lekarza, mała ma astmę, ale nie powinna się objawiać zbyt często i bez konkretnej przyczyny. Wystarczy, że będzie unikać zbyt dużego wysiłku i stresujących sytuacji, ale nasza mała aktoreczka oczywiście dramatyzuje.
- Nie matyziuje. Coultney śmutna.
- To zaraz się rozweseli. - Rozwichrzyłem jej włosy i skierowałem się do garażu, gdzie mama postawiła klatkę z białym królikiem. Gdy wróciłem na górę, panie siedziały już w salonie.
- Courtney, to twój prezent.
Mała uniosła wzrok i gdy tylko dojrzała w moich rękach puszyste zwierze, natychmiast zerwała się z miejsca i radośnie pisnęła. Przykucnąłem, a ona zaczęła głaskać królika.
- To moje?
- Pewnie, że twoje. Chcesz go wziąć na rączki?
- Tak.
Ostrożnie przekazałem jej zwierzątko, które natychmiast mocno przytuliła.
- Mój kuliciek, mój.
Na twarzach mamy i Mary dojrzałem szerokie uśmiechy, więc i sam uniosłem kąciki ust, przenosząc wzrok z powrotem na Courtney.
- Podoba ci się?
- Tak! Ślićny i mój!
- Tylko twój.
- Kochany. - Court ścisnęła swojego pupila nieco mocniej, na co ten energicznie zamachał łapkami, wystraszając tym naszą córkę. Mała pisnęła i prawie wypuściła go z rąk. - Kopnął mnie! Juś go nie lubie!
- Bo nie możesz go tak ściskać, skarbie. Króliczka to boli, dlatego macha łapkami - wyjaśniła jej Mary, podnosząc się z miejsca, na które jednak szybko wróciła. Zanim zdążyłem zapytać, czy nic jej nie dolega, odezwała się Court.
- Boli? Sieplasiam, kulićku. - Ułożyła usta w dziubek i cmoknęła nimi futerko. - A dzie kuliciek śpi?
- W klatce.
- A dzie klatka?
- Stoi w garażu, zaraz ją przyniosę i wstawię do twojego pokoju.
- Musia psyniesie.
- Musia musi się położyć - odezwała się moja żona cichym, drżącym głosem.
- Ciemu?
- Bo źle się czuje.
- Musia chola?
- Nie, nie chora. - Mary wymusiła uśmiech i moja mama pomogła jej wstać. Zrobiłem krok w ich stronę i objąłem żonę ramieniem, prosząc mamę, by to ona poszła po klatkę. Przytaknęła i zabrała ze sobą Courtney, a ja i Mary powoli ruszyliśmy w stronę sypialni.
- Jesteś strasznie blada.
- To przemęczenie. To była ciężka noc i mój organizm się trochę buntuje. Poleżę chwilę i mi przejdzie.
- Może zaparzę ci jakieś zioła, czy coś? - zaproponowałem, popychając drzwi naszego pokoju.
- Nie trzeba, sen mi wystarczy.
- Jasne.
Kiedy Mary położyła się na łóżku, musnąłem jej czoło wargami i opuściłem pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Martwię się o nią, ostatnio coraz częściej źle się czuje i wydaje się być coraz słabsza. Mówi, że to wina leków, ale sam już nie wiem. Zaproponowałbym jej wizytę u lekarza, ale wiem, że i tak się na to nie zgodzi. Albo może to faktycznie przemęczenie. Czasami mam wrażenie, że Mary nie mówi mi wszystkiego, ale potem przypominam sobie o naszej obietnicy i wiem, że teraz już by niczego przede mną nie ukrywała, na sto procent.
- Tatuś, nieśmy klatke.
- Już. - Przejąłem duży przedmiot z rąk mamy i zaniosłem go na górę, stawiając na wolnym miejscu, na szafce.
- Ślićne. - Courtney znów pocałowała swojego zwierzaka i schowała go do klatki. - Tatuś, ić po Scotty'ego. Cie mu pokazać kulićka.
- Już dzwonię do cioci Marion, żeby przyjechała z nim i Polly.
- Nie, tylko Scotty. Ić po niego - oznajmiła mi tonem nieznoszącym sprzeciwu i poprawiła nieco pogniecioną sukienkę. Nie pozostało mi nic innego, tylko wsiąść w samochód i pojechać po syna.
Zadzwoniłem do Marion, po czym ruszyłem w drogę, wcześniej zaglądając do sypialni, gdzie Mary już spała. Po dwudziestu minutach byłem w domu matki swojego syna. Nieco się zdziwiłem, kiedy drzwi otworzyła mi zupełnie obca kobieta. Spojrzałem na nią nieco zaskoczony i już miałem się odezwać, gdy z korytarza wybiegł Scotty.
- Tata! - Mały wskoczył mi prosto w ramiona, mocno się do mnie przytulając.
- Jared Leto - zwróciłem się do kobiety, kiedy mój syn rozluźnił swój uścisk.
- My się już znamy, Josephine Jackobson, ma...
- Mama Harry'ego. Jezu, nie poznałem pani, przepraszam.
Francuzka uśmiechnęła się uprzejmie i zza jej pleców wyszła Marion.
- Cześć Jared, co z Courtney?
- Ma astmę. Dostała leki, no i zobaczymy, jak to będzie.
- No, a jak się czuje?
- Była trochę przygnębiona, ale już jej lepiej.
- To dobrze, byle nie było gorzej. - Szatynka uniosła kąciki ust, odwzajemniłem ten gest i przejąłem od niej ozdobną torbę z prezentem dla mojej córki.
- Przywiozę go o szóstej.
- Jasne.
Wszyscy się ze sobą pożegnaliśmy, po czym ja i Scotty wsiedliśmy do samochodu. Po przyjeździe do domu weszliśmy od razu do salonu, gdzie na stole stał przywieziony wczoraj tort z wbitymi dwiema świeczkami.
- Nareszcie jesteście. - Mary szeroko się uśmiechnęła, po jej zmęczeniu i bólu zdawało się nie być już śladu. Ucieszony tym faktem odwzajemniłem jej uśmiech, a Scott podszedł do swojej młodszej siostry, wręczając jej prezent urodzinowy.
- A wieś, Coultney chola? - zwróciła się do niego, zaglądając do torby.
- Na co?
- Śtlaśną aśme.
- A umrzesz?
Mała zmarszczyła brwi i z przerażeniem spojrzała na Mary.
- Nie umrze, od tego się nie umiera - wytłumaczyła moja żona, a Scotty odetchnął z wyraźną ulgą.
- To dobrze, bo już się bałem, że Courtney zemrze.
Cicho się zaśmiałem i podniosłem leżące na rogu stołu zapałki, podpalając nimi dwa sterczące knoty. Planowaliśmy większe przyjęcie, a wyszła bardzo kameralna degustacja tortu. Ale tego chciała Courtney, a to w końcu ona jest tu najważniejsza.
Zaraz po podzieleniu urodzinowego ciasta mama zaczęła mówić o nowym sklepie odzieżowym.
- Właśnie tam kupiłam sobie tę bluzkę.
- Jest bardzo ładna, babciu - rzucił Scotty po przełknięciu pierwszego kęsa.
- Naprawdę ci się podoba?
- Nie, ale mamusia kazała mi, żebym był miły.
Tu wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, który nie opuszczał nas już do końca naszego spotkania.
Kate:
- Dwadzieścia tysięcy.
- No chyba sobie żartujesz - prychnął ironicznie redaktor naczelny magazynu Rude Boy.
- Poniżej tej sumy nie zejdę.
- Kate, proszę cię. Rozumiem, gdybyśmy mówili o Kelly, za Kelly dałbym nawet pięć razy tyle, ale to Oksana, za nią mogę dać co najwyżej dziesięć.
- Przecież wiesz, że Oksi na dniach będzie wielką gwiazdą - rzuciłam, przyciskając telefon mocniej do ucha.
- Ale jeszcze nie jest. Dziesięć albo kończymy rozmowę.
- Piętnaście i będzie mówiła o Kelly.
- Jedenaście.
- Dwanaście.
- Niech ci będzie, ale oczekuję pikantnych szczegółów i równie ostrej sesji.
- Masz to jak w banku. - Szeroko się uśmiechnęłam i zakończyłam połączenie. Zaraz potem usłyszałam głośne pukanie. Poprawiłam spódnicę, przeczesałam włosy palcami i udałam się w stronę drzwi.
- Witaj, Derek - rzuciłam, gdy po naciśnięciu klamki zobaczyłam Floyda.
- Witaj, Kate. - Jego wargi musnęły mój policzek, po czym oboje skierowaliśmy się wgłąb wynajmowanego przeze mnie gabinetu. Piętnaste piętro, duże okna i niesamowity widok na centrum Los Angeles. Od kiedy zajmuję się karierą swojej starszej córki, przebywam tu znacznie częściej, niż we własnym domu, ale czego nie robi się dla dzieci i ich dobra.
- Siadaj. Kawki?
- Poproszę. - Blondyn zajął jeden z dwóch biurowych foteli i zaczął uderzać palcami o drewniany blat.
- Proszę. - Postawiłam przed nim niedużą filiżankę, po czym zajęłam miejsce po drugiej stronie biurka.
- No więc, co to za genialny pomysł? - zapytał po upiciu pierwszego łyka gorącego napoju.
- Paris Hilton i Kim Kardashian, mówi ci to coś? - zaczęłam tajemniczo.
- Bogate celebrytki, ale co one mają wspólnego z Oksaną?
- Ważniejsze jest to, co mają wspólnego ze sobą.
- Co takiego? - Derek znów podniósł filiżankę i wbił we mnie pytający wzrok.
- No proszę cię, nie mów, że nie wiesz.
- No jakoś specjalnie nie interesuję się ich poczynaniami.
- No to ja ci powiem. - Nałożyłam nogę na nogę i obkręciłam w palcach czarny długopis. - Kariera obu ruszyła pełną parą po nagraniu seks taśmy.
- Seks taśmy?
- No chyba nie muszę ci tłumaczyć, co to jest.
- Nie musisz. - Floyd się wyprostował i przysunął jeszcze bliżej mojego biurka.
- Nakręcisz takie domowe porno, a ja dopilnuję, by trafiło do każdej stacji telewizyjnej i każdej redakcji. Media będą zachwycone wyciekiem igraszek kolejnej Tucker, nie uważasz? Po opublikowaniu nagrania z tym Australijczykiem Kelly natychmiast zaczęła dostawać miliony propozycji, jednak nie potrafiła tego umiejętnie wykorzystać. Już moja w tym głowa, by Oksana nie popełniła tego samego błędu.
- No wszystko ładnie i pięknie, ale ona się w życiu na to nie zgodzi.
- Nie musi się zgadzać, powiesz, że nagrywasz to dla siebie. Albo jeszcze lepiej, wynajmiemy pokój hotelowy, zamontujemy w nim kamery, a potem jeszcze wyciągniemy odszkodowanie od właścicieli za "straty moralne". - Posłałam mężczyźnie szeroki uśmiech, odchylając się nieco do tyłu.
- Z tym hotelem to byłaby przesada. Nakręcę to w domu swoją kamerą. Oksi uwierzy, że to na użytek własny.
- Oksi uwierzy we wszystko, co jej powiesz. Piękna z niej dziewczyna, ale niezbyt bystra niestety.
- Lub też stety. - Derek ukazał w uśmiechu rządek równych, wybielonych zębów i splótł ze sobą dłonie.
- Tylko wiesz, to nie ma być dwuminutowy stosunek, chcę dostać coś, co będzie przypomniało film. Różne lokacje, różne pozycje, plus jakieś pikantne opowiastki.
- Opowiastki? - Pytający wzrok choreografa znów spotkał się z moim.
- No popytaj ją o pierwsze doświadczenia seksualne, poproś o szczegóły. Chcę, żeby to była najlepsza seks taśma tego stulecia. A żeby mieć stuprocentową pewność, że tak będzie, podasz jej to. - Otworzyłam szufladę i wyjęłam z niej woreczek z dwoma niedużymi krążkami. - Wrzucasz jej to do szampana i będzie zachowywała się jak rasowa gwiazdka porno.
- Wow, pierwszy raz widzę matkę, która zachęca faceta do tego, by otumanił jej córkę i potem ją wykorzystał.
- Po pierwsze nie proszę obcego faceta tylko zaufanego mężczyznę, jej partnera zresztą, po drugie nie proponuję ci tego jako jej matka, tylko menadżerka, która chce zapewnić swojej podopiecznej zasłużoną sławę. Oksana to nie Kelly, nie da rady wypromować się samym talentem, więc musimy uciec się do sprawdzonych metod.
- Podziwiam cię, Kate, naprawdę. Powinnaś zastanowić się nad zatrudnieniem się w jakieś agencji, mogłabyś wykreować wiele gwiazd i uratować kariery tych podupadłych.
- Pomyślę o tym, ale póki co, chcę wypromować córkę.
- Dlaczego aż tak bardzo ci na tym zależy, co? Ale tak szczerze. - Mężczyzna znów oparł się o biurko i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Jest mi to winna.
- Winna?
- Trzydzieści lat temu miałam wielką szansę zostać gwiazdą burleski. Przed wyjazdem naszej grupy do Paryża, kazali nam zrobić badania kontrolne. Zrobiłam je i okazało się, że jestem w ciąży. Usunęłabym ją, gdyby nie fakt, że wyniki zobaczył mój mąż, wtedy jeszcze narzeczony. Tak bardzo cię ucieszył, że nie miałam serca mu tego szczęścia odbierać. Zrezygnowałam z wielkiej sławy i pieniędzy, by urodzić Oksanę, więc należy mi się teraz jakieś zadośćuczynienie.
- Co racja, to racja. - Floyd przejął ode mnie tabletki i schował je do kieszeni obcisłych, materiałowych spodni. - Zaraz umówię się ze swoją kosmetyczką na depilację i mogę to kręcić.
- No i świetnie. Gwarantuję ci, że korzyści z tego będziemy mieć wszyscy.
- Taką mam nadzieję.
Oboje wstaliśmy z krzeseł, uścisnęliśmy sobie dłonie i skierowaliśmy się w stronę drzwi. Derek musnął ustami mój policzek, a ja szeroko się uśmiechnęłam. Nareszcie kariera mojej córki nabierze prawdziwego tempa. Z moją pomocą, w odróżnieniu od Kelly, umiejętnie wykorzysta daną jej szansę. Życie jednak bywa wspaniałe...
Zatrzymałem auto na samym środku podjazdu i wybiegłem z niego, kierując się prosto do pokoju Courtney.
- Piżama i Pan Ciastek - mamrotałem pod nosem, rozglądając się dookoła pomieszczenia, mimo iż doskonale wiedziałem, że obie te rzeczy leżą na łóżeczku; piżama pod, a zabawka na poduszce. Nie byłem w stanie się skupić, logiczne myślenie stało mi się zupełnie obce.
- Weź się w garść, kretynie. - Głęboki oddech, rozluźnienie napiętych mięśni, chwila wyciszenia i... trzask drzwi wejściowych. Odwróciłem się i zrobiłem krok ku korytarzowi.
- Już jestem - z dołu doszedł mnie głos mamy. Wesoły i radosny. - Jared?
- Tu jestem - odpowiedziałem jej drżącym głosem i wychyliłem się zza barierki ochronnej. Moja rodzicielka spojrzała w górę, po czym odłożyła na szafkę sporą, kolorową paczkę i powoli weszła na schody. Dopiero będąc w ich połowie, zauważyła moje roztrzęsienie.
- Synku, coś nie tak? - zapytała, przyspieszając kroku.
- Courtney jest w szpitalu. - Przekręciłem nieduży zamek, który po ustąpieniu umożliwił otwarcie drewnianej bramki.
- W szpitalu? Matko boska, co się stało?!
- Dusiła się. Przestała oddychać i... - Tu mój głos kompletnie się załamał, z oczu spłynęły łzy, a drżące ciało znalazło się w ramionach mamy. Jej dłoń delikatnie przesuwała się po moich plecach, zmniejszając nieco poczucie strachu, ale nie wyeliminowała go całkowicie. - To moja wina. To wszystko przeze mnie.
- Kto tak powiedział? Mary? - Mama odsunęła mnie od siebie i położywszy dłonie na ramionach, spojrzała mi głęboko w oczy.
- Nie, ja. Ona zaczęła się dusić, bo ja zacząłem wrzeszczeć na Mary. Gdyby nie to, nic by jej się nie stało.
- Znów poszło o dziecko, tak? Jared, miałeś jej już dać z tym spokój.
- Nie, nie poszło o dziecko. Mary... A z resztą, nie mam czasu teraz tego tłumaczyć, muszę zabrać rzeczy Courtney.
- Jak to zabrać? To ona zostaje w szpitalu? Co w ogóle powiedział lekarz? - W jej głosie słychać było wielkie przerażenie. Stan naszej córeczki martwi ją tak samo jak mnie i moją żonę.
- Lekarz podejrzewa astmę i chce jej zrobić wszystkie badania, dlatego musi zostać tam na noc.
- Biedactwo. I to jeszcze w urodziny. No to bierz, co masz brać i jedziemy. - Mama pchnęła mnie delikatnie w stronę pokoju Court.
- Nie, mamuś, ty zostań. Odbierzesz królika i jakbyś mogła, odwołaj wszystkich gości.
- Dobrze - rzuciła z niezbyt dużym entuzjazmem. - No, ale może chociaż cię podwiozę, co? Nie powinieneś prowadzić w takim stanie.
- Nic mi nie jest, dam sobie radę.
- Jak uważasz. Tylko bądź ostrożny. - Dłoń mamy musnęła mój policzek, a ja przesunąłem po niej swoje palce. Zawsze mogę na nią liczyć, zawsze.
- Gdzie teraz jesteście? - zapytałem, gdy tylko Mary odebrała telefon.
- Właśnie idziemy do sali sto dwanaście na pierwszym piętrze.
- Zaraz tam będę. - Zakończyłem połączenie i wbiegłem na schody, przepraszając ludzi, przez których musiałem się przepchać. W połowie korytarza zobaczyłem żonę i córkę. Obie blade i wyraźnie zmęczone.
- I jak się czuje mój aniołek? - Przejąłem przestraszoną Courtney z rąk matki i mocno przytuliłem.
- Śtlaśne - wydukała, tuląc twarz w moje ramię.
- Robili jej przed chwilą prześwietlenie, teraz może już iść na salę odpocząć. - Mary przetarła prawą dłonią swoje lewe ramię i zagryzła spierzchniętą wargę.
- A ty, jak się czujesz?
- Dobrze, trochę tylko mnie mdli, ale to ze stresu. - Na usta blondynki wkradł się delikatny uśmiech, ale bardzo szybko z nich znikł, ustępując miejsca strapieniu.
- Ja też mało co nie zwymiotowałem w domu. Będą jej robić jeszcze jakiś badania?
- Nie, chyba nie.
- To dobrze. - Przesunąłem dłoń po włoskach Courtney i posłałem Mary pocieszający uśmiech. - Zaraz położysz się do łóżeczka, skarbie, razem z Panem Ciastkiem.
- A Bugsiu? - spytała drżącym głosikiem.
- Bugsiu został w domu i razem z babcią pilnuje Loli.
- Dobzie. Ja cie bajke.
- Zobaczymy, co da się zrobić. - Po tych słowach razem z Mary zanieśliśmy ją do sali dla dzieci, w której stały cztery puste łóżeczka. Przy jednym stała pielęgniarka poprawiająca kolorową pościel.
- Państwo Leto? - spytała, odrywając się od wykonywanej czynności.
- Tak.
- To łóżeczko dla państwa córki, będzie tu leżeć sama. Jak państwo widzą, mamy też kanapę, w razie gdyby któreś z państwa zechciało zostać tu na noc.
- A jest telewizor? Mała chciałaby obejrzeć bajkę.
- Oczywiście, że jest. - Siostra odsunęła się od łóżka i stanęła przy wiszącej szafce, w której znajdował się telewizor i odtwarzacz DVD. - Mamy tu kilkanaście bajek do wyboru, Courtney na pewno znajdzie coś dla siebie.
- Jest już moja kochana wnusia. - Gdy tylko weszliśmy do domu, mama przejęła Courtney z rąk Mary i zaczęła ją czule do siebie tulić. - Dlaczego jesteś taka smutna?
- Bo ma depresję - odpowiedziała za nią moja żona, a ja zamknąłem drzwi. - Potwierdziły się przypuszczenia lekarza, mała ma astmę, ale nie powinna się objawiać zbyt często i bez konkretnej przyczyny. Wystarczy, że będzie unikać zbyt dużego wysiłku i stresujących sytuacji, ale nasza mała aktoreczka oczywiście dramatyzuje.
- Nie matyziuje. Coultney śmutna.
- To zaraz się rozweseli. - Rozwichrzyłem jej włosy i skierowałem się do garażu, gdzie mama postawiła klatkę z białym królikiem. Gdy wróciłem na górę, panie siedziały już w salonie.
- Courtney, to twój prezent.
Mała uniosła wzrok i gdy tylko dojrzała w moich rękach puszyste zwierze, natychmiast zerwała się z miejsca i radośnie pisnęła. Przykucnąłem, a ona zaczęła głaskać królika.
- To moje?
- Pewnie, że twoje. Chcesz go wziąć na rączki?
- Tak.
Ostrożnie przekazałem jej zwierzątko, które natychmiast mocno przytuliła.
- Mój kuliciek, mój.
Na twarzach mamy i Mary dojrzałem szerokie uśmiechy, więc i sam uniosłem kąciki ust, przenosząc wzrok z powrotem na Courtney.
- Podoba ci się?
- Tak! Ślićny i mój!
- Tylko twój.
- Kochany. - Court ścisnęła swojego pupila nieco mocniej, na co ten energicznie zamachał łapkami, wystraszając tym naszą córkę. Mała pisnęła i prawie wypuściła go z rąk. - Kopnął mnie! Juś go nie lubie!
- Bo nie możesz go tak ściskać, skarbie. Króliczka to boli, dlatego macha łapkami - wyjaśniła jej Mary, podnosząc się z miejsca, na które jednak szybko wróciła. Zanim zdążyłem zapytać, czy nic jej nie dolega, odezwała się Court.
- Boli? Sieplasiam, kulićku. - Ułożyła usta w dziubek i cmoknęła nimi futerko. - A dzie kuliciek śpi?
- W klatce.
- A dzie klatka?
- Stoi w garażu, zaraz ją przyniosę i wstawię do twojego pokoju.
- Musia psyniesie.
- Musia musi się położyć - odezwała się moja żona cichym, drżącym głosem.
- Ciemu?
- Bo źle się czuje.
- Musia chola?
- Nie, nie chora. - Mary wymusiła uśmiech i moja mama pomogła jej wstać. Zrobiłem krok w ich stronę i objąłem żonę ramieniem, prosząc mamę, by to ona poszła po klatkę. Przytaknęła i zabrała ze sobą Courtney, a ja i Mary powoli ruszyliśmy w stronę sypialni.
- Jesteś strasznie blada.
- To przemęczenie. To była ciężka noc i mój organizm się trochę buntuje. Poleżę chwilę i mi przejdzie.
- Może zaparzę ci jakieś zioła, czy coś? - zaproponowałem, popychając drzwi naszego pokoju.
- Nie trzeba, sen mi wystarczy.
- Jasne.
Kiedy Mary położyła się na łóżku, musnąłem jej czoło wargami i opuściłem pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Martwię się o nią, ostatnio coraz częściej źle się czuje i wydaje się być coraz słabsza. Mówi, że to wina leków, ale sam już nie wiem. Zaproponowałbym jej wizytę u lekarza, ale wiem, że i tak się na to nie zgodzi. Albo może to faktycznie przemęczenie. Czasami mam wrażenie, że Mary nie mówi mi wszystkiego, ale potem przypominam sobie o naszej obietnicy i wiem, że teraz już by niczego przede mną nie ukrywała, na sto procent.
- Tatuś, nieśmy klatke.
- Już. - Przejąłem duży przedmiot z rąk mamy i zaniosłem go na górę, stawiając na wolnym miejscu, na szafce.
- Ślićne. - Courtney znów pocałowała swojego zwierzaka i schowała go do klatki. - Tatuś, ić po Scotty'ego. Cie mu pokazać kulićka.
- Już dzwonię do cioci Marion, żeby przyjechała z nim i Polly.
- Nie, tylko Scotty. Ić po niego - oznajmiła mi tonem nieznoszącym sprzeciwu i poprawiła nieco pogniecioną sukienkę. Nie pozostało mi nic innego, tylko wsiąść w samochód i pojechać po syna.
Zadzwoniłem do Marion, po czym ruszyłem w drogę, wcześniej zaglądając do sypialni, gdzie Mary już spała. Po dwudziestu minutach byłem w domu matki swojego syna. Nieco się zdziwiłem, kiedy drzwi otworzyła mi zupełnie obca kobieta. Spojrzałem na nią nieco zaskoczony i już miałem się odezwać, gdy z korytarza wybiegł Scotty.
- Tata! - Mały wskoczył mi prosto w ramiona, mocno się do mnie przytulając.
- Jared Leto - zwróciłem się do kobiety, kiedy mój syn rozluźnił swój uścisk.
- My się już znamy, Josephine Jackobson, ma...
- Mama Harry'ego. Jezu, nie poznałem pani, przepraszam.
Francuzka uśmiechnęła się uprzejmie i zza jej pleców wyszła Marion.
- Cześć Jared, co z Courtney?
- Ma astmę. Dostała leki, no i zobaczymy, jak to będzie.
- No, a jak się czuje?
- Była trochę przygnębiona, ale już jej lepiej.
- To dobrze, byle nie było gorzej. - Szatynka uniosła kąciki ust, odwzajemniłem ten gest i przejąłem od niej ozdobną torbę z prezentem dla mojej córki.
- Przywiozę go o szóstej.
- Jasne.
Wszyscy się ze sobą pożegnaliśmy, po czym ja i Scotty wsiedliśmy do samochodu. Po przyjeździe do domu weszliśmy od razu do salonu, gdzie na stole stał przywieziony wczoraj tort z wbitymi dwiema świeczkami.
- Nareszcie jesteście. - Mary szeroko się uśmiechnęła, po jej zmęczeniu i bólu zdawało się nie być już śladu. Ucieszony tym faktem odwzajemniłem jej uśmiech, a Scott podszedł do swojej młodszej siostry, wręczając jej prezent urodzinowy.
- A wieś, Coultney chola? - zwróciła się do niego, zaglądając do torby.
- Na co?
- Śtlaśną aśme.
- A umrzesz?
Mała zmarszczyła brwi i z przerażeniem spojrzała na Mary.
- Nie umrze, od tego się nie umiera - wytłumaczyła moja żona, a Scotty odetchnął z wyraźną ulgą.
- To dobrze, bo już się bałem, że Courtney zemrze.
Cicho się zaśmiałem i podniosłem leżące na rogu stołu zapałki, podpalając nimi dwa sterczące knoty. Planowaliśmy większe przyjęcie, a wyszła bardzo kameralna degustacja tortu. Ale tego chciała Courtney, a to w końcu ona jest tu najważniejsza.
Zaraz po podzieleniu urodzinowego ciasta mama zaczęła mówić o nowym sklepie odzieżowym.
- Właśnie tam kupiłam sobie tę bluzkę.
- Jest bardzo ładna, babciu - rzucił Scotty po przełknięciu pierwszego kęsa.
- Naprawdę ci się podoba?
- Nie, ale mamusia kazała mi, żebym był miły.
Tu wszyscy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, który nie opuszczał nas już do końca naszego spotkania.
Kate:
- Dwadzieścia tysięcy.
- No chyba sobie żartujesz - prychnął ironicznie redaktor naczelny magazynu Rude Boy.
- Poniżej tej sumy nie zejdę.
- Kate, proszę cię. Rozumiem, gdybyśmy mówili o Kelly, za Kelly dałbym nawet pięć razy tyle, ale to Oksana, za nią mogę dać co najwyżej dziesięć.
- Przecież wiesz, że Oksi na dniach będzie wielką gwiazdą - rzuciłam, przyciskając telefon mocniej do ucha.
- Ale jeszcze nie jest. Dziesięć albo kończymy rozmowę.
- Piętnaście i będzie mówiła o Kelly.
- Jedenaście.
- Dwanaście.
- Niech ci będzie, ale oczekuję pikantnych szczegółów i równie ostrej sesji.
- Masz to jak w banku. - Szeroko się uśmiechnęłam i zakończyłam połączenie. Zaraz potem usłyszałam głośne pukanie. Poprawiłam spódnicę, przeczesałam włosy palcami i udałam się w stronę drzwi.
- Witaj, Derek - rzuciłam, gdy po naciśnięciu klamki zobaczyłam Floyda.
- Witaj, Kate. - Jego wargi musnęły mój policzek, po czym oboje skierowaliśmy się wgłąb wynajmowanego przeze mnie gabinetu. Piętnaste piętro, duże okna i niesamowity widok na centrum Los Angeles. Od kiedy zajmuję się karierą swojej starszej córki, przebywam tu znacznie częściej, niż we własnym domu, ale czego nie robi się dla dzieci i ich dobra.
- Siadaj. Kawki?
- Poproszę. - Blondyn zajął jeden z dwóch biurowych foteli i zaczął uderzać palcami o drewniany blat.
- Proszę. - Postawiłam przed nim niedużą filiżankę, po czym zajęłam miejsce po drugiej stronie biurka.
- No więc, co to za genialny pomysł? - zapytał po upiciu pierwszego łyka gorącego napoju.
- Paris Hilton i Kim Kardashian, mówi ci to coś? - zaczęłam tajemniczo.
- Bogate celebrytki, ale co one mają wspólnego z Oksaną?
- Ważniejsze jest to, co mają wspólnego ze sobą.
- Co takiego? - Derek znów podniósł filiżankę i wbił we mnie pytający wzrok.
- No proszę cię, nie mów, że nie wiesz.
- No jakoś specjalnie nie interesuję się ich poczynaniami.
- No to ja ci powiem. - Nałożyłam nogę na nogę i obkręciłam w palcach czarny długopis. - Kariera obu ruszyła pełną parą po nagraniu seks taśmy.
- Seks taśmy?
- No chyba nie muszę ci tłumaczyć, co to jest.
- Nie musisz. - Floyd się wyprostował i przysunął jeszcze bliżej mojego biurka.
- Nakręcisz takie domowe porno, a ja dopilnuję, by trafiło do każdej stacji telewizyjnej i każdej redakcji. Media będą zachwycone wyciekiem igraszek kolejnej Tucker, nie uważasz? Po opublikowaniu nagrania z tym Australijczykiem Kelly natychmiast zaczęła dostawać miliony propozycji, jednak nie potrafiła tego umiejętnie wykorzystać. Już moja w tym głowa, by Oksana nie popełniła tego samego błędu.
- No wszystko ładnie i pięknie, ale ona się w życiu na to nie zgodzi.
- Nie musi się zgadzać, powiesz, że nagrywasz to dla siebie. Albo jeszcze lepiej, wynajmiemy pokój hotelowy, zamontujemy w nim kamery, a potem jeszcze wyciągniemy odszkodowanie od właścicieli za "straty moralne". - Posłałam mężczyźnie szeroki uśmiech, odchylając się nieco do tyłu.
- Z tym hotelem to byłaby przesada. Nakręcę to w domu swoją kamerą. Oksi uwierzy, że to na użytek własny.
- Oksi uwierzy we wszystko, co jej powiesz. Piękna z niej dziewczyna, ale niezbyt bystra niestety.
- Lub też stety. - Derek ukazał w uśmiechu rządek równych, wybielonych zębów i splótł ze sobą dłonie.
- Tylko wiesz, to nie ma być dwuminutowy stosunek, chcę dostać coś, co będzie przypomniało film. Różne lokacje, różne pozycje, plus jakieś pikantne opowiastki.
- Opowiastki? - Pytający wzrok choreografa znów spotkał się z moim.
- No popytaj ją o pierwsze doświadczenia seksualne, poproś o szczegóły. Chcę, żeby to była najlepsza seks taśma tego stulecia. A żeby mieć stuprocentową pewność, że tak będzie, podasz jej to. - Otworzyłam szufladę i wyjęłam z niej woreczek z dwoma niedużymi krążkami. - Wrzucasz jej to do szampana i będzie zachowywała się jak rasowa gwiazdka porno.
- Wow, pierwszy raz widzę matkę, która zachęca faceta do tego, by otumanił jej córkę i potem ją wykorzystał.
- Po pierwsze nie proszę obcego faceta tylko zaufanego mężczyznę, jej partnera zresztą, po drugie nie proponuję ci tego jako jej matka, tylko menadżerka, która chce zapewnić swojej podopiecznej zasłużoną sławę. Oksana to nie Kelly, nie da rady wypromować się samym talentem, więc musimy uciec się do sprawdzonych metod.
- Podziwiam cię, Kate, naprawdę. Powinnaś zastanowić się nad zatrudnieniem się w jakieś agencji, mogłabyś wykreować wiele gwiazd i uratować kariery tych podupadłych.
- Pomyślę o tym, ale póki co, chcę wypromować córkę.
- Dlaczego aż tak bardzo ci na tym zależy, co? Ale tak szczerze. - Mężczyzna znów oparł się o biurko i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Jest mi to winna.
- Winna?
- Trzydzieści lat temu miałam wielką szansę zostać gwiazdą burleski. Przed wyjazdem naszej grupy do Paryża, kazali nam zrobić badania kontrolne. Zrobiłam je i okazało się, że jestem w ciąży. Usunęłabym ją, gdyby nie fakt, że wyniki zobaczył mój mąż, wtedy jeszcze narzeczony. Tak bardzo cię ucieszył, że nie miałam serca mu tego szczęścia odbierać. Zrezygnowałam z wielkiej sławy i pieniędzy, by urodzić Oksanę, więc należy mi się teraz jakieś zadośćuczynienie.
- Co racja, to racja. - Floyd przejął ode mnie tabletki i schował je do kieszeni obcisłych, materiałowych spodni. - Zaraz umówię się ze swoją kosmetyczką na depilację i mogę to kręcić.
- No i świetnie. Gwarantuję ci, że korzyści z tego będziemy mieć wszyscy.
- Taką mam nadzieję.
Oboje wstaliśmy z krzeseł, uścisnęliśmy sobie dłonie i skierowaliśmy się w stronę drzwi. Derek musnął ustami mój policzek, a ja szeroko się uśmiechnęłam. Nareszcie kariera mojej córki nabierze prawdziwego tempa. Z moją pomocą, w odróżnieniu od Kelly, umiejętnie wykorzysta daną jej szansę. Życie jednak bywa wspaniałe...
***
- Za nas.
- Za nas.
Kieliszki trzymane w dłoniach kobiety i mężczyzny delikatnie o siebie uderzyły, wypełniając salon luksusowego apartamentu odgłosem odbijanego szkła. Blondynka upiła łyk złocistego trunku, nie wiedząc, że chwilę wcześniej rozpuściły się w nim dwie pigułki mające odebrać jej świadomość, zmienić w uległą kukiełkę.
- Smakuje ci?
- Jest pyszny.
- Tak jak ty. - Derek przysunął się do Oksany i musnął jej szyję wargami. Kobieta zachichotała i zagryzła dolną wargę. - Jesteś taka piękna, Oksi, mógłbym cię dotykać i całować godzinami.
- Naprawdę?
- Naprawdę. - Floyd uśmiechnął się zawadiacko i musnął palcem ramię swojej partnerki. Kilka minut później blondynka leżała już na kanapie, przy której mężczyzna stał z włączoną kamerą w dłoniach.
- Oksanka, przywitaj się.
- Hej - mruknęła obniżonym głosem, przygryzając przy tym pokrytą krwistoczerwoną pomadką dolną wargę.
- Pięknie dziś wyglądasz.
- Wiem.
- Masz śliczną sukienkę.
- Naprawdę ci się podoba? - Blondynka spojrzała w kamerę całkowicie nieobecnym wzrokiem, a jej sztuczne piersi uniosły się w ruchu poruszanej nienaturalnym w swoim tempie oddechem klatki piersiowej.
- Naprawdę.
- Ale jest strasznie niewygodna. Ciężko się w niej chodzi. Jak chcę zrobić duży krok, muszę ją podciągać.
- A pokażesz, jak to robisz?
Oksana delikatnie się uśmiechnęła i uniosła leciutko biodra, po czym podsunęła dolną część sukienki do połowy pośladków.
- Widzę, że masz dziś na sobie seksowną bieliznę - rzucił Floyd zmysłowym tonem i lewą ręka podniósł materiał czarnej sukienki jeszcze wyżej.
- To moja ulubiona, ta którą kupiłeś mi na urodziny.
- Wiem, poznaję. - Mężczyzna przesunął palec po koronkowym materiale i znów chwycił kamerę w obie dłonie.
- Ta koronka jest bardzo przyjemna, lubię jej dotykać. - Prawa dłoń Tucker dotknęła okalającej wzgórek łonowy przedniej części stringów i zaczęła się po nim poruszać.
- Zejdź trochę niżej, to będzie jeszcze przyjemniej.
- Naprawdę? - Otumaniona kobieta spojrzała zaskoczona na swojego mężczyznę, a ten kiwnął twierdząco głową. Uśmiechnęła się i zgodnie z sugestią Dereka zjechała nieco niżej, wyczuwając pod materiałem swoje wargi sromowe.
- I co, nie jest przyjemniej?
- Jest - mruknęła, co raz mocniej pocierając swoją waginę. Jej twarz zaczął wyginać grymas rozkoszy, z ust powoli wypływały towarzyszące jej pomruki i jęki.
- Dobrze ci, Oksanko?
- Bardzo - niemal wyjęczała, wbijając palce w materiał.
- Jak zdejmiesz majteczki, będzie ci jeszcze lepiej.
Kobieta znów posłuchała blondyna i pozbyła się swojej bielizny, szybko wracając do pieszczenia łechtaczki. Intensywnie ją pocierała, dopóki jej ciała nie przeszła fala zaspokojenia. Przeniosła dłonie na zaczerwienioną twarz, a Floyd przysunął kamerę do jej krocza, robiąc zbliżenie na jego dopiero co dotykaną część.
- Śliczności. - Ręka mężczyzny się odsunęła, a usta cmoknęły obserwowany obiekt. Tucker mruknęła coś pod nosem, odsuwając się od wyraźnie podnieconego mężczyzny.
- Nie chcesz, żebym cię popieścił, słonko?
- Za nas.
- Za nas.
Kieliszki trzymane w dłoniach kobiety i mężczyzny delikatnie o siebie uderzyły, wypełniając salon luksusowego apartamentu odgłosem odbijanego szkła. Blondynka upiła łyk złocistego trunku, nie wiedząc, że chwilę wcześniej rozpuściły się w nim dwie pigułki mające odebrać jej świadomość, zmienić w uległą kukiełkę.
- Smakuje ci?
- Jest pyszny.
- Tak jak ty. - Derek przysunął się do Oksany i musnął jej szyję wargami. Kobieta zachichotała i zagryzła dolną wargę. - Jesteś taka piękna, Oksi, mógłbym cię dotykać i całować godzinami.
- Naprawdę?
- Naprawdę. - Floyd uśmiechnął się zawadiacko i musnął palcem ramię swojej partnerki. Kilka minut później blondynka leżała już na kanapie, przy której mężczyzna stał z włączoną kamerą w dłoniach.
- Oksanka, przywitaj się.
- Hej - mruknęła obniżonym głosem, przygryzając przy tym pokrytą krwistoczerwoną pomadką dolną wargę.
- Pięknie dziś wyglądasz.
- Wiem.
- Masz śliczną sukienkę.
- Naprawdę ci się podoba? - Blondynka spojrzała w kamerę całkowicie nieobecnym wzrokiem, a jej sztuczne piersi uniosły się w ruchu poruszanej nienaturalnym w swoim tempie oddechem klatki piersiowej.
- Naprawdę.
- Ale jest strasznie niewygodna. Ciężko się w niej chodzi. Jak chcę zrobić duży krok, muszę ją podciągać.
- A pokażesz, jak to robisz?
Oksana delikatnie się uśmiechnęła i uniosła leciutko biodra, po czym podsunęła dolną część sukienki do połowy pośladków.
- Widzę, że masz dziś na sobie seksowną bieliznę - rzucił Floyd zmysłowym tonem i lewą ręka podniósł materiał czarnej sukienki jeszcze wyżej.
- To moja ulubiona, ta którą kupiłeś mi na urodziny.
- Wiem, poznaję. - Mężczyzna przesunął palec po koronkowym materiale i znów chwycił kamerę w obie dłonie.
- Ta koronka jest bardzo przyjemna, lubię jej dotykać. - Prawa dłoń Tucker dotknęła okalającej wzgórek łonowy przedniej części stringów i zaczęła się po nim poruszać.
- Zejdź trochę niżej, to będzie jeszcze przyjemniej.
- Naprawdę? - Otumaniona kobieta spojrzała zaskoczona na swojego mężczyznę, a ten kiwnął twierdząco głową. Uśmiechnęła się i zgodnie z sugestią Dereka zjechała nieco niżej, wyczuwając pod materiałem swoje wargi sromowe.
- I co, nie jest przyjemniej?
- Jest - mruknęła, co raz mocniej pocierając swoją waginę. Jej twarz zaczął wyginać grymas rozkoszy, z ust powoli wypływały towarzyszące jej pomruki i jęki.
- Dobrze ci, Oksanko?
- Bardzo - niemal wyjęczała, wbijając palce w materiał.
- Jak zdejmiesz majteczki, będzie ci jeszcze lepiej.
Kobieta znów posłuchała blondyna i pozbyła się swojej bielizny, szybko wracając do pieszczenia łechtaczki. Intensywnie ją pocierała, dopóki jej ciała nie przeszła fala zaspokojenia. Przeniosła dłonie na zaczerwienioną twarz, a Floyd przysunął kamerę do jej krocza, robiąc zbliżenie na jego dopiero co dotykaną część.
- Śliczności. - Ręka mężczyzny się odsunęła, a usta cmoknęły obserwowany obiekt. Tucker mruknęła coś pod nosem, odsuwając się od wyraźnie podnieconego mężczyzny.
- Nie chcesz, żebym cię popieścił, słonko?
Kamera nakierowała się na twarz kobiety.
- Na razie nie, bo chcę popieścić ciebie. - Blondynka przyjęła pozycję siedzącą, a mężczyzna się wyprostował. Jej dłonie rozpięły skórzany pasek, a następnie jeansowe spodnie.
Kiedy i bielizna Dereka zmieniła lokację, przycisnęła głowę do jego krocza, otwierając szeroko usta. Floyd wydobył z siebie rozkoszny dźwięk aprobaty i nakierował obiektyw na blond czuprynę swojej głównej tancerki...
***
- Na razie nie, bo chcę popieścić ciebie. - Blondynka przyjęła pozycję siedzącą, a mężczyzna się wyprostował. Jej dłonie rozpięły skórzany pasek, a następnie jeansowe spodnie.
Kiedy i bielizna Dereka zmieniła lokację, przycisnęła głowę do jego krocza, otwierając szeroko usta. Floyd wydobył z siebie rozkoszny dźwięk aprobaty i nakierował obiektyw na blond czuprynę swojej głównej tancerki...
***
Kate:
Cztery dni później:
- To jest genialne, Derek, genialne! - rzuciłam po obejrzeniu stworzonego przez Floyda materiału. - Nie mogę uwierzyć, że opowiedziała ci o zabawach ze Stevensem!
- Jak słyszałaś, ze wszystkimi szczegółami. - Derek szeroko się uśmiechnął i przesunął obraz do tyłu, puszczając po raz drugi omawiany fragment.
- Po tym, jak zerżnął mnie na kanapie w akademiku, powiedział, że marzy mu się trójkąt ze mną i moją siostrą, ale ja bym tak nie mogła, to byłoby obrzydliwe.
Oboje z Derekiem wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
- Oprócz tego jest jeszcze, jak prosiłaś, opowieść o pierwszym razie i o małej orgietce z koleżankami z warsztatów tanecznych.
- To będzie hit, Derek, zarobimy na tym tyle kasy, że do końca życia będziemy mogli pierdzieć w stołek.
- Już nie mogę się doczekać. - Szeroko się uśmiechnął, a ja uniosłam kieliszek z szampanem.
- Za nasz sukces.
- Za sukces.
................
- Rozdział napisany w marcu, czyli jeszcze w porze słabszej formy.
- Końcówka części Jareda dopisana trochę na siłę, po prostu czułam ogromną potrzebę umieszczenia w niej zdania wypowiadanego przez Scotta na temat bycia miłym. Ot, taki mój kaprys.
- Wiem, że wątek z seks taśmą jest oklepany, nudny i wtórny, ale niezbędny do dalszych wydarzeń.
- Wielka prośba do komentujących z anonimów, podpisujcie się pod komentarzem. Wiedza z kim obcuję bardzo mi pomaga :) Widząc nick, przywołuję poprzednie opinie owej osoby i wiem, jak odbiera każdy rozdział i czy komentuje zawsze, czy tylko, gdy chce mi coś zarzucić. Nie, nie boję się krytyki, jak pisałam niedawno, mam już silne stanowisko w sprawie swojej "twórczości" i jej poziomu, nie lubię tylko, gdy ktoś nigdy nie napisze, gdy coś mu się ewentualnie spodoba, a do wytykania błędów jest pierwszy. Sama jestem aktywnie komentującą osobą i nie wyobrażam sobie, bym mogła komentować tylko wtedy, gdy chcę komuś napisać, co robi źle. Komentarz powinien zawierać zarówno plusy, jak i minusy (chyba, że ich nie dostrzegamy) tylko wtedy jest naprawdę konstruktywny, obiektywny i sprawiedliwy.
Dziękuję za uwagę :)
Cztery dni później:
- To jest genialne, Derek, genialne! - rzuciłam po obejrzeniu stworzonego przez Floyda materiału. - Nie mogę uwierzyć, że opowiedziała ci o zabawach ze Stevensem!
- Jak słyszałaś, ze wszystkimi szczegółami. - Derek szeroko się uśmiechnął i przesunął obraz do tyłu, puszczając po raz drugi omawiany fragment.
- Po tym, jak zerżnął mnie na kanapie w akademiku, powiedział, że marzy mu się trójkąt ze mną i moją siostrą, ale ja bym tak nie mogła, to byłoby obrzydliwe.
Oboje z Derekiem wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
- Oprócz tego jest jeszcze, jak prosiłaś, opowieść o pierwszym razie i o małej orgietce z koleżankami z warsztatów tanecznych.
- To będzie hit, Derek, zarobimy na tym tyle kasy, że do końca życia będziemy mogli pierdzieć w stołek.
- Już nie mogę się doczekać. - Szeroko się uśmiechnął, a ja uniosłam kieliszek z szampanem.
- Za nasz sukces.
- Za sukces.
................
- Rozdział napisany w marcu, czyli jeszcze w porze słabszej formy.
- Końcówka części Jareda dopisana trochę na siłę, po prostu czułam ogromną potrzebę umieszczenia w niej zdania wypowiadanego przez Scotta na temat bycia miłym. Ot, taki mój kaprys.
- Wiem, że wątek z seks taśmą jest oklepany, nudny i wtórny, ale niezbędny do dalszych wydarzeń.
- Wielka prośba do komentujących z anonimów, podpisujcie się pod komentarzem. Wiedza z kim obcuję bardzo mi pomaga :) Widząc nick, przywołuję poprzednie opinie owej osoby i wiem, jak odbiera każdy rozdział i czy komentuje zawsze, czy tylko, gdy chce mi coś zarzucić. Nie, nie boję się krytyki, jak pisałam niedawno, mam już silne stanowisko w sprawie swojej "twórczości" i jej poziomu, nie lubię tylko, gdy ktoś nigdy nie napisze, gdy coś mu się ewentualnie spodoba, a do wytykania błędów jest pierwszy. Sama jestem aktywnie komentującą osobą i nie wyobrażam sobie, bym mogła komentować tylko wtedy, gdy chcę komuś napisać, co robi źle. Komentarz powinien zawierać zarówno plusy, jak i minusy (chyba, że ich nie dostrzegamy) tylko wtedy jest naprawdę konstruktywny, obiektywny i sprawiedliwy.
Dziękuję za uwagę :)
O Boże ! Jak matka córce może coś takiego zrobić to ja nie wiem.Okropieństwo ! Pogrzana ta Kelly jakaś.
OdpowiedzUsuńW części Jareda było dużo uczuć.Ja na jego miejscu bym zwariowała gdyby coś stało się mojemu dziecku.
Jestem bardzo ciekawa kiedy prawda o chorobie Mary wyjdzie na jaw i co wtedy zrobi Jay.
Czekam na następny ! Do przeczytania :)
Kate :) I o to mi właśnie chodziło, by pokazać jej wyrachowanie, brak zahamowań, jakichkolwiek wyższych wartości i to obsesyjne parcie na szkło.
UsuńAkurat z części Jareda nie jestem zbyt zadowolona, ale wolę się nad tym nie rozwodzić, bo znowu będzie, że marudzę :P
Znów będę wałkować temat ukrywania przez Mary postępującej choroby. Mary robi dokładnie to samo, co Constance w przeszłości- okłamuje Jareda, że niby dla jego dobra... ehhh zapomniała już, jak Jay znienawidził (może to trochę za ostro) matkę za te kłamstwa? Ja wiem, że Mary dla Jareda zawsze będzie całym światem, zawsze będzie ją kochał nawet jak się dowie, że znów go perfidnie oszukiwała, ale zaczynam się bać tego momentu w którym Jared się dowie jak sprawa jej zdrowia wygląda. Tyle razy zwodziła jego zaufanie, odeszła od niego kłamiąc w żywe oczy, że go nie kocha, ukrywała przed nim Court a on jej to wszystko wybaczał i przyjmował ją kolejny raz z rozłożonymi ramionami a ona ZNÓW to robi. Ile można? No wiem, że jak się bezgranicznie kocha to można wybaczyć wszystko, miłość jest ślepa ale myślę też, że każdy ma jakieś granice wytrzymałości. Nie mam już bladego pojęcia jak Jared zareaguje, co zrobi kiedy się dowie. Strasznie jestem ciekawa jak zaplanowałaś ten moment, w jakich okolicznościach, od kogo!!!! Ahhhh! Zżera mnie ciekawość :)
OdpowiedzUsuńTak, tak, Jaredku, Mary już niczego by przed Tobą nie ukrywała. NA STO PROCENT!!!
Courtney w depresji xD
Scotty <3 miszczunio, zdobył moje serducho, już nie raz to pisałam ale stworzyłaś tak świetną postać, że aż ciężko mi uwierzyć czasami, że on nie jest prawdziwy xD
Będzie afera z Oksaną :o ulala nieładnie mamusiu, BARDZO nieładnie! Właśnie sobie przypomniałam związek Oksi z Shannonem lubiłam to xD takie to było głupie, że aż fajne. Miałam nadzieję, że będą razem, że Shannon w końcu zapanuje nad tą wariatką, ogarnie ją trochę a tu nic z tego. To Shanny wpadł pod pantofel heheh. A właśnie! Dasz nam trochę Shannona? Bo już się za nim stęskniłam, nawet nie pamiętam już w jakim momencie on jest, am kogoś czy nie... coś kręci? Ktoś się przy nim kręci... jak to tam było xD Chyba muszę się cofnąć kilka rozdziałów.
Kończę to pitolenie, krytyki nie ma, bo mi się zawsze wszystko podoba i kij tam! Dzięki za kolejny rozdział. Trzymaj się ciepło ;)
Wszystko w swoim czasie :)
UsuńDla mnie jest prawdziwy. W mojej głowie jest normalnym, żywym dzieciakiem :)
Wątek Shannona za jakiś czas będzie rozwinięty. Coś tam z Bonnie świruje :D
A ja dziękuję za komentarz :)
Widziałam ostatnio twój wpis na tt, że szykujesz nam tu nowy rozdział:) Na marsowych historiach nie było jeszcze powiadamienia, dlatego zaglądnęłam na bloga i jest. Od razu przeczytałam, bo mam dziś wolną niedzielę i zamierzam pokomentować Twoje rozdziały, by nie zalegać później.
OdpowiedzUsuńBędę szła pewnie nie po kolei, ale jestem świeżo po przeczytaniu i chcę przekazać te emocje, jakie we mnie buzują. A jest ich mnóstwo. Miałam drobne zaskoczenie, kiedy przeczytałam, że rozdział będzie z perspektywy jakiejś Kate, bo szczerze mówiąc to nie pamiętałam, że to matka sióstr Tucker. Ale ok ruszyłam z tym, po chwili się zorientowałam, o kogo chodzi. Blogspot chyba pozwala na używanie przekleństw w komentarzach? Zaraz się przekonam, najwyżej będę cenzurować. Co za suka z niej! Jaki kurwiszon normalnie! Wybacz, ale jestem tak na nią wściekła, że po prostu lepiej by nikt teraz do mnie nie podchodził, bo uszkodzę! Boże, jak można być kimś takim? Mary jest egoistką, to prawda, ale ta kobieta bije ją na łeb, na szyję! Własnemu dziecku zgotować taki los? Owszem, Oksana nie należy do bystrych osób, ale to człowiek, a nie jakieś zwierzę. Po raz pierwszy jest mi jej szkoda, że ma taką matkę. Chociaż ja bym jej matką nie nazwała. Kazać jakiemuś gogusiowi wrzucić tabletki do szampana i za przeproszeniem zerżnać przed kamerą, a do tego prosić o jakieś pikantne wyznania? Domyślam się, że przez to co powiedziała o Neilu, mocno zepsują się jego dobre teraz stosunki z Kelly. Do tego jak wypłynie ta taśma, zrobi się wielki burdel, bo nie wierzę, że Kelly tak to zostawi i pozwoli tej... kobiecie na dalsze prowadzenie kariery Oksany. I to w imię czego? Jej niedoszłej kariery? To naprawdę już jest chore, ją powinno się zamknąć. Ona przeszła samą siebie, to co zrobiła jest obleśne i nie do wybaczenia.
Co do części Jareda, skomentuję tak. Szkoda mi go i to cholernie. Mary niby chce dobrze, ale jakby nie patrzeć oszukuje go. Tak teraz pomyślałam, że jeśli umrze, Jared równie dobrze może pomyśleć, że oszukiwała go nie tylko w tej kwestii, ale to tylko takie moje przemyślenie. Courtney widzę, że nadal ma swoje humorki, ale to zapewne wina szpitala, w końcu małe dzieci przeważnie się ich boją.
A teraz czekam niecierpliwie na kolejny rozdział:)
Widzę, że część Kate wzbudziła w Tobie masę negatywnych emocji i właśnie o to mi chodziło, więc jestem z siebie dumna.
UsuńKelly wie, że Neil sypiał z Oksaną, przyznał się do tego podczas godziny szczerości na odwyku. Jeez, a już przez moment wystraszyłam się, że to pominęłam :D
Tak, to zdecydowanie wina szpitala, choć Courtney raczej nie zamieni się teraz w grzeczniutkiego aniołka :D
Co do Jareda i Mary to tak jak Ci już pisałam uwielbiam takie rodzinne scenki. Courtney doskonale rozumiem, bo też często sie wkurwiam jak moja astma daje o sobie znać, ale cóż trzeba z tym żyć. Najbardziej szczerzyłam sie do monitora jak już Scotty przyszedł :D uwielbiam tego malucha, jest strasznie kochany. Co do Mary to w sumie ją rozumiem. Wiem, że większość ludzi jej nie lubi, ale ja ją kocham. Chce żeby Jared do końca żył świadomością, że ona wyzdrowieje, że wszystko będzie dobrze. Niby robi źle, ale z miłości, więc jestem pewna, że i to jej Jared wybaczy. Zresztą ja nie dopuszczam do siebie myśli, że ona umrze, ona będzie żyć zawsze, cudem wyzdrowieje i koniec kropka :D Co do części z Kate to mój boże chyba pierszy raz odkąd czytam twoje blogi, nie mogłam czegoś tu strawić. Ona jest okropna i jeszcze ma czelność nazywania się matką? Zabić to za mało. Zobaczymy jak to wszystko dalej się potoczy, niecierpliwie czekam na nowy rodział. Z tego podobała mi się tylko część Jareda, ale to na pewno przez to, że ja nie lubię ani Kelly ani Oksany ani nic co jest z nimi związane. Courtney, chodź ma swoje humorki to i tak ją kocham :D I tak jak Ci już kiedyś mówiłam, bardzo chciałabym zobaczyć jacy oni będą za pare lat :D Czekam niecierpliwie na nowy rozdział! <3
OdpowiedzUsuńJa też ją kocham, więc witaj w klubie :D
UsuńI jak już pisałam na Twitterze, ja to jak najbardziej szanuję :) Sama po sobie wiem, że fragmenty dotyczące nielubianych postaci bywają ciężkostrawne :)
Może będzie Ci to dane ;D
O kurcze chodziło mi o Kate a nie o Kelly.Przepraszam za błąd i dziękuję za poprawienie.nie wiem jak to się mogło stać.
OdpowiedzUsuńNie szkodzi, każdemu się zdarza ;)
UsuńObiecałam, więc jestem :). Chciałabym zostawić jakiś ładny komentarz, ale sama nie wiem co z tego wyjdzie, bo czuję się tak okropnie, że to jest nie do opisania. A to dopiero początek tego przeziębienia, grrr...
OdpowiedzUsuńZaczynając od początku, to bardzo podobała mi się scena Jareda i Constance. Wyszła Ci tak naturalnie, że przez moment poczułam się jak intruz, który siedzi gdzieś za kwiatkiem i podsłuchuje. "Dłoń mamy musnęła mój policzek [...]", niby takie nic, a mimo wszystko nieco mną to poruszyło. To był taki... bardzo miły gest, o.
Cieszę się, że małej nic poważnego się nie stało, aczkolwiek fakt, astma to nie przelewki. Teraz pewnie Jared i Mary będą chuchać na zimne, żeby nic złego się nie stało :). Swoją drogą, to jeszcze do niedawna sama chciałam zostać posiadaczką króliczka, ale przybłąkał się pod drzwi naszego domu kociak sąsiada, który wyglądał koszmarnie, więc go przygarnęliśmy i tak jakoś... zawładnął mym sercem :). Jestem ciekawa, czy po kilku dniach Courtney znudzi się zwierzakiem, czy wytrwale będzie się nim opiekować i bawić :D.
No i mój Scotty się pojawia! Jak tylko przeczytam jego imię, to już mi się morda szczerzy :D. Inteligenty, zabawny... czego chcieć więcej? :D. Te teksty to ma genialne, naprawdę! W sumie to tak miło mi się czyta... Czekaj, jakby to ubrać ładnie w słowa... No rzadko bywa, aby pary, które się rozstały a mają wspólne dziecko, dobrze się dogadywały. A tutaj między Jaredem a Marion nie ma żadnego napięcia, jest normalnie. I Scotty nie czuje się taki odrzucony, bo Jay o niego dba, ładnie :).
I teraz, jak już mam w zwyczaju, w mojej głowie pojawiło się pytanie. Jak tam wygląda relacja Marion z Constance? :>
A tą akcją na samym końcu, to mnie totalnie rozbroiłaś i zaskoczyłaś! Niezłe masz pomysły, naprawdę podziwiam! Hilton i Kimi będą miały swój osobny wątek, czy wypisane tak o, na potrzeby opowiadania? :D Ale odchodząc od tego i wracając do Kate, to mimo wszystko postępuje strasznie nie fair. Jak może zwalać winę na niczemu nie winne dziecko? Samo na świat się nie prosiło.
Dobra, tyle ode mnie, lecę do łóżka się wygrzać :)).
Aaa, i wcale nie widać, aby końcówka części Jareda była dopisana na siłę. Bardzo mi się podobała :D.
Właśnie na tym mi zależy, by relacje między bohaterami były naturalne. By nie były ani zbyt przesłodzone, ani zbyt oziębłe.
UsuńJa miałam króliczki, ale niestety były one hodowane w celach spożywczych. Pamiętam jak urodziły się malutkie i jeden był martwy. Zrobiliśmy mu z kuzynostwem małą trumienkę i pochowaliśmy na działce. Zrobiłam ładny krzyż, a potem wpadł tam nasz pies i go zniszczył, ale nieważne :D
Uwielbiam opisywać Scotty'ego, porzucam wtedy wszelkie zasady rządzące się językiem polskim i znów czuję się jak dziecko, szczególnie w rozdziałach z jego perspektywy :)
Kiedyś Constance jej nienawidziła, ale ich relacje nieco się ociepliły, gdy Mary powiedziała jej o przerzutach.
Te dwie panie zostały tu wspomniane tak tylko przykładowo, jednorazowo, choć w pierwszych rozdziałach Jay wspominał o nachalności Paris Hilton :D
W takim razie bardzo mnie to cieszy :)
Tak jak obiecałam, komentuję, choć nie wiem, co z tego wyjdzie, bo przez ten tydzień mi chyba mózg wyprali na tych studiach :D
OdpowiedzUsuńJa tam wcale nie widzę, żeby rozdział był pisany w okresie słabszej formy, może jestem ślepa, nie wiem ;) Znaczy się, wiem, że każdy twórca inaczej podchodzi do swojego dzieła i widzi je w inny sposób, niż odbiorca, ale w komentarzu to moje zdanie jest najważniejsze ;p I też nie widzę, żeby końcówka części Jareda była pisana na siłę. Czyta się ją tak samo lekko i przyjemnie jak całość (nawet jeśli Ty ją wymęczyłaś).
Uwielbiam czytać o relacjach Jareda z rodziną, a już zwłaszcza o Jaredzie w roli ojca (takie skrzywienie), a ten rozdział obfituje w takie sceny, co niezmiernie mnie cieszy. Nie wyobrażam sobie, że miałabym mieć takie małe dziecko z astmą pod swoją opieką...cały czas bym się bała, żę czegoś nie dopilnuje i coś się mu stanie. Nawet gdybym była jego matką. Przerosłaby mnie ta sytuacja, ale Jared i Mary są silniejsi psychicznie ode mnie i nawet jeśli w pierwszej chwili się przestraszyli, to jestem pewna, że nie pozwolą, aby Courtney się coś stało.
Scotty jak zwykle zaprezentował się od swojej najlepszej strony xD Takie dziecko to skarb, naprawdę. Jest radosny, inteligentny, uroczy...udał się Jaredowi i Marion.
A Mary powinna powiedzieć Jaredowi o swojej chorobie...takie okłamywanie go dla jego dobra wcale na dobre mu nie wyjdzie. Taka rozmowa na pewno byłaby trudna i żadnemu z nich nie sprawiłaby przyjemności, ale może to byłoby lepsze dla Jareda. Chociaż kto to tam wie... To bardzo trudna sytuacja.
A Kate mogę skomentować tylko jednym słowem - suka. Albo suczysko, jak to mówi brat mojej koleżanki :D
No to bardzo się cieszę, że jednak czytelnicy postrzegają ten tekst inaczej iż ja. Po prostu nie mam zdrowego dystansu, chociaż jak przedwczoraj czytałam ostatnio napisany rozdział, to nawet byłam z siebie zadowolona ;)
UsuńA ja uwielbiam o nich pisać, bo wtedy mogę ubierać w słowa swoje marzenia i pragnienia odnośnie tego, jak mogłaby wyglądać moja rodzina, gdyby była funkcyjna, że tak to napiszę.
Sama uwielbiam tego dzieciaka, tworzenie scen z jego udziałem to dla mnie czysta przyjemność :)
wypadałoby w końcu wziąć się za komentarz, bo jakoś ostatnio czasu nie było..
OdpowiedzUsuńpo przeczytaniu całego rozdziału widać, że są w nim pokazane dwie odmienne sylwetki matek. Constance chce jak najlepiej dla swoich synów, swojej rodziny i nie pozwoli na to by stała im się krzywda w przeciwieństwie do matki sióstr Tucker. przecież żadna normalna kobieta nie wpadła by na taki pomysł, żeby wypromować swoje dziecko... teraz jestem ciekawa reakcji Oksany na to co zobaczy.
i nie wiem czemu, ale zastanawia mnie czemu matka Harry'ego pojawiła się w domu Marion xD
Słuszne spostrzeżenie, choć przyznaję, że wyszło to zupełnie nieświadomie ;)
UsuńObecność pani Jackobson zostanie wyjaśniona w przyszłym rozdziale :)